Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Proboszcz Bogdan Oražem jest jednym z tych, którzy śledzą życiową i sportową drogę Uršy Bogataj od czasów, gdy jako mała dziewczynka skakała na wiejskiej skoczni narciarskiej na nartach zjazdowych. Nic więc dziwnego, że przed epidemią wraz z parafianami osobiście dopingował Uršę w lokalnym konkursie Pucharu Świata w Ljubnem.
W rozmowie z portalem Družina ujawnił również, jak olimpijska złota medalistka, Urša Bogataj, pochodząca z liczącej 162 mieszkańców wsi Briše koło Polhov Gradec, jest nadal związana ze swoją rodzinną parafią i miejscowością. Wywiad miał miejsce przed drugim złotym medalem Uršy.
Księże proboszczu, czy oglądał ksiądz konkurs indywidualny skoczków narciarskich w Pekinie? Jakie wiązały się z tym odczucia i emocje?
Ks. Bogdan Oražem: Łzy szczęścia. Z trzech powodów. Skoki narciarskie to nasz rodzinny sport. W domu zawsze podczas ważnych zawodów gromadziliśmy się przed telewizorem i entuzjastycznie dopingowaliśmy. W końcu mój osobisty rekord to godne pozazdroszczenia 18,5 metra na nartach zjazdowych na wiejskiej skoczni. Często też odwiedzamy "narodowe sanktuarium skoków narciarskich" w Planicy.
Drugim powodem jest to, że śledziłem Uršę od czasu, gdy była małą dziewczynką, skaczącą na wiejskiej skoczni narciarskiej na nartach zjazdowych, kiedy została zauważona przez "skautów". Po trzecie, znam nie tylko jej wzloty, ale i upadki. Wiem, przez co musiała przejść i jak wiele wysiłku włożyła po kontuzji, aby osiągnąć ten sukces.
Nie wiem, czyje nogi bardziej się trzęsły, kiedy siedziała na belce startowej – moje czy jej. Zaraz po konkursie miałem pogrzeb. Nie mogłem zrobić inaczej i wspomniałem o jej zwycięstwie podczas mowy pogrzebowej.
W wypowiedzi dla dodatku "Mladi val" do czasopisma Družina sprzed sześciu lat powiedział ksiądz, że mimo wielkich sukcesów Urša pozostaje osobą twardo stąpającą po ziemi, uśmiechniętą, taką samą jak dawniej, związaną ze swoją wsią i parafią. Czy tak jest do dziś? Jak opisałby ksiądz Uršę w jednym zdaniu?
Prosta, powściągliwa dziewczyna z rodziny, która zawsze jest przy niej, związana ze swoją miejscowością i parafią.
Urša często wyjeżdża i podróżuje po świecie. Czy kiedy jest w domu, nadal widujecie ją na mszy?
Urša miała już status sportowca, kiedy przygotowywała się do bierzmowania. Mimo nieobecności w czasie zimy właściwie nie zrobiło to większej różnicy. Kiedy była w domu, szła najpierw na niedzielną mszę o 7.00 rano, potem na śniadanie, a następnie na trening, zawody i do innych obowiązków.
Osobiście ceni pracę misjonarzy i wszystkich tych, którzy prowadzą pracę na rzecz godnego życia człowieka. Nic więc dziwnego, że pierwszymi, którzy złożyli jej osobiste gratulacje jako jej przyjaciele, byli misjonarze Pedro Opeka i Janez Krmelj z Madagaskaru.
A czy w swojej parafii wspieracie Uršę przed ważnymi zawodami (albo w ogóle) modlitwą lub nawet mszą świętą?
Tak, regularnie, od pierwszych kroków w świecie sportu. Kiedy tylko może, Urša bierze również udział w naszych pielgrzymkach sportowych. Szczególnie do Svetej Gory i Brezja. Nic dziwnego, że dobrze znający ją ojcowie z Brezje przygotowali dla niej tak piękne gratulacje z okazji zwycięstwa. Między innymi podczas ceremonii wręczania kwiatów, w ogrodzie klasztornym wciągnięto słoweńską flagę i odśpiewano hymn narodowy. Msza św. dziękczynna jest jeszcze przed nami.
Czy razem z parafianami uczestniczyliście już kiedyś w zawodach w skokach narciarskich, na przykład w Ljubnem?
Kiedy nie było pandemii, mieliśmy swego rodzaju sportową pielgrzymkę do Ljubna. Oprócz kibicowskiej atmosfery po meczu miałem okazję odwiedzić tzw. namiot VIP. Wspólnota zawodników, ich bliskich, trenerów, opiekunów, organizatorów... Czułem puls rodziny skoków narciarskich. Ówczesny trener kadry kobiet osobiście podziękował mi również za wsparcie modlitewne dla skaczących kobiet. Powiedział żartem:
Artykuł został po raz pierwszy opublikowany na stronie Družina.si.