separateurCreated with Sketch.

 Edzio: Im większe zasięgi w internecie, tym większa odpowiedzialność, by głosić Słowo Boże [wywiad]

Piotr "Edzio" Bylina
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Maciej Piech - 18.04.22
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
W wierze jest jak w miłości. Po zakochaniu przychodzi czas na decyzję. Czy wybieram Jezusa na Pana mojego życia? – mówi Piotr Bylina, znany tiktoker Edzio.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Piotr Bylina to znany w internecie jako Edzio tiktoker (1,5 mln obserwujących!) i raper. Można go zobaczyć też na galach MMA, gdzie… głosi Słowo Boże. Nam opowiada o historii swojego nawrócenia i o tym, jakie cuda Bóg zdziałał w jego życiu.

Maciej Piech: Byłem w szoku, gdy zobaczyłem cię podczas gali freak fightów HIGH League. Tuż przed walką wykonałeś znak krzyża, uklęknąłeś i pomodliłeś się. Dlaczego?

Piotr Bylina: Zadaniem wierzących jest dawać świadectwo wszędzie, gdzie mamy możliwość. Jezus mówił: „idźcie i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu”. Traktuję to jako misję. Każdy, kto doświadczył łaski nawrócenia jest zobligowany, by głosić. Nawróciłem się w 2014 roku. Nie wyobrażam sobie, by zachowywać to w tajemnicy. Wszystko, co do tej pory osiągnąłem, zasięgi na TikToku, Instagramie, fani, jest dla mnie łaską. To z kolei odpowiedzialność, by głosić Słowo Boże nawet w takim miejscu jak gala MMA. Na gali freak fightów mogłem dotrzeć do nowych osób. Wejście do klatki i modlitwa przed walką to sianie ziarna Jezusowego. Nie był to pusty gest. Przed każdą czynnością błagam Boga, by to było na Jego chwałę.

Edzio o swoim nawróceniu

Przyznanie się do Jezusa w showbiznesie jest trudne. Jak się w tym odnajdujesz?

W ogóle mówienie o Chrystusie jest trudne w obecnej nagonce na katolików. Czasem ktoś jest zaskoczony, gdy dowiaduje się o mojej wierze. W społeczeństwie funkcjonuje stereotypowy obraz katolika. Słyszę: „Gdyby więcej katolików było jak ty, Kościół byłby genialnym miejscem”. Oni nie wiedzą, że wśród wierzących jest wiele wręcz „świętych” osób, którym nie dorastam do pięt. Trzeba burzyć stereotyp, że wierzący są „nawiedzeni”, dyskryminujący. Warto pokazywać, że katolicy są pełni dobra, starają się wychodzić do każdego z miłością i życzliwością.

Jak się nawróciłeś?

Wychowałem się w typowej, polskiej rodzinie. Wiele religijnych spraw wynikało z tradycji. Byłem ochrzczony, chodziłem z rodzicami do kościoła, na religię w szkole. Dorastając przestałem bywać w kościele regularnie. Deklarowałem się jako wierzący, ale przestało to mieć znaczenie. Na jednej z lekcji religii usłyszałem świadectwo marynarza. Pływał po całym świecie. W portach melanżował: używki, prostytutki. Pewnego dnia miał natchnienie, by nie wypływać, zostać w domu. Statek miał wypadek, zatonął. Nawrócił się i zmienił życie. Słuchałem tego przelotnie, a jedyne co z lekcji wyniosłem, to księga Nowego Testamentu, którą rozdawał. W tym samym dniu postanowiłem, że skoro dostałem tę książkę, to ją przeczytam. Lektura była pierwszym krokiem do świadomego poznawania Boga.

„Bóg dał mi zobaczyć prawdziwe cuda”

Jak żywe Słowo Boże odmieniło twoje życie?

Zaczynając lekturę miałem intencję powiedzenia Bogu „sprawdzam”. Chciałem dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodzi w wierze. Chciałem doświadczyć wszechmocy Boga. I to się wydarzyło! Na jednym z moich koncertów dosiadłem się do grupki znajomych przed klubem. Jeden z muzyków opowiadał o Bogu. Byłem w trakcie lektury Nowego Testamentu, miałem więc wiele pytań. On cierpliwie mi odpowiadał. Rozmawialiśmy cały wieczór. Podzielił się swoim świadectwem. Bóg wyciągnął go ze wszystkich problemów: zdrowotnych, rodzinnych, zawodowych, finansowych, psychicznych, z uzależnień. Dzięki Duchowi Świętemu wiedziałem, że to wszystko prawda. Wtedy zapragnąłem doświadczyć tego samego. Poszedłem do spowiedzi, wyznałem wszystkie grzechy, nawet te, które wcześniej zatajałem.

Jak wyglądało twoje życie po nawróceniu?

Z wiarą w Boga jest jak z zakochaniem. Kiedy poznajesz świetną dziewczynę, jesteś w nią wpatrzony, świata poza nią nie widzisz. Pracujesz nad swoimi wadami, stajesz się lepszy. Miałem tak samo w relacji z Jezusem. Po nawróceniu miałem ochotę wciąż opowiadać o Bogu, chodzić i krzyczeć „Alleluja! Praise the Lord!”. Przestałem nawet słuchać niechrześcijańskiej muzyki. Zastanawiałem się, o czym rapować, skoro moje myśli krążyły wyłącznie wokół Boga. Ale jak w związku, zakochanie ustaje, zaczyna się proza życia. Musiałem zdecydować, czy wybieram Jezusa jako Zbawiciela. W naszej relacji było raz lepiej, raz gorzej, ale nigdy nie zwątpiłem w Boga. On dał mi zobaczyć prawdziwe cuda.

„Moja siostra wyszła z nałogu. Pan jest wielki!”

Jakiego największego cudu doświadczyłeś?

W przeszłości pracowałem z Tau w Bozon Records. Co miesiąc mieliśmy spotkanie formacyjne w Łodzi. Pewnego razu zjazd wyjątkowo odbywał się u franciszkanów w Chęcinach. Przy klasztorze funkcjonuje Franciszkańskie Centrum Profilaktyki i Leczenia Uzależnień. Po formacji zostaliśmy poproszeni o podzielenie się świadectwem przed pacjentami z terapii. W tym czasie okazało się, że moja siostra jest poważnie uzależniona od alkoholu i narkotyków. Wcześniej to wypieraliśmy. Nie można nikogo zmusić do podjęcia terapii. Zacząłem modlić się, by siostra zapragnęła pomocy.

Pomogło?

Pewnego dnia powiedziała, że pójdzie do ośrodka, ale na miesiąc. Potem chce dalej imprezować, ale mieć używki pod kontrolą. Dobre i to. Przypomniało mi się o wizycie w Chęcinach, od razu tam zadzwoniłem. Znaleźli dla niej miejsce. Wiele razy prosiłem Boga w jej intencji. Doznała łaski stanięcia w prawdzie, zmieniło się jej podejście. Przeszła całą terapię, 10 miesięcy pracy nad sobą. Tylko 5-10 proc. kobiet przechodzi to w całości, mają wolność, mogą w każdej chwili odejść. Moja siostra od 6 lat jest trzeźwa, skończyła psychologię, pracuje jako terapeutka uzależnionej młodzieży. Pan jest wielki!

Zapytany o największy cud w życiu opowiadasz o siostrze. Spodziewałem się historii o twoim osobistym problemie.

Ja już tak mam, wiele modlę się za innych. Kiedyś przed koncertem prosiłem, by przez to wydarzenie choć jedna osoba usłyszała o Jezusie. Dodałem post w społecznościówkach, że mam trzy miejsca wolne w drodze na koncert. Zgłosiło się trzech kolegów: dwóch wierzących, jeden ateista. Całą drogę rozmawialiśmy o Chrystusie. Dzieliliśmy się naszym doświadczeniem miłości Boga.

Nie mów, że ateista się nawrócił?

Pan Jezus na moich oczach dotknął jego serca, dał mu łaskę nawrócenia! Na miejsce dotarliśmy uwielbiając Boga za nawrócenie naszego kolegi. Innym razem byłem w trakcie lektury o o. Pio, kiedy zadzwonił do mnie kolega. Powiedział, że za chwilę popełni samobójstwo. Powiedziałem mu jakiś truizm, „wszystko będzie dobrze”. Po rozmowie miałem natchnienie, by pomodlić się tekstami z tej książki o ojcu Pio. Kolejnego dnia ten kolega zadzwonił i powiedział, że nie wie, co zrobiłem, ale poczuł, że chce żyć. Ja wiem, że zrobiłem niewiele – to Jezus zadziałał!