Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
– To jest super, że rodzice pozwalają dziecku popełniać błędy i próbować nowych rzeczy, bo w ten sposób buduje się zaufanie – z przekonaniem mówi Zala Hreščak z Senožeč (Słowenia). Nie widzi od urodzenia i uchodzi za prawdziwy fenomen, bowiem jako pierwsza osoba niewidoma ze Słowenii od początku uczęszczała do zwykłej szkoły i z powodzeniem ukończyła anglistykę. W ten sposób udowodniła innym osobom z niepełnosprawnościami, że jest to możliwe. Jest aktywna w wielu dziedzinach, od muzyki po jazdę konną, uwielbia też podróżować.
Aleteia: Teoretycznie ma pani zaledwie 0,5% wzroku, a rozróżnia pani kształty, kolory. W jaki sposób ta „mocna strona” pomaga pani w codziennym życiu?
Zala Hreščak: Znam tylko to, więc nie mogę tego stanu porównać z żadnym innym. Jeśli na przykład znam jakąś trasę, mogę chodzić sama i to bez białej laski. Sama również wybieram sobie ubrania z szafy i w sklepie. Takich przykładów jest znacznie więcej, mogę więc powiedzieć, że ta mocna strona jest z pewnością bardzo pomocna.
Wiele osób uważa, że dzięki temu bardziej rozwinęły się moje pozostałe zmysły. Widzę rzeczywiście o wiele gorzej niż inni, ale nie wiem, czy słyszę o tyle lepiej, żeby można było powiedzieć, że mój słuch się w związku z tym wyostrzył.
Wydaje mi się bezsensowne zastanawianie się, dlaczego właśnie ja, bo to niczego nie zmieni, będę tylko miała zły humor. Nigdy jeszcze nie spotkałam człowieka, u którego wszystko byłoby w najlepszym porządku. Moja przypadłość jest łatwiejsza do zauważenia, ale niekoniecznie najgorsza.
Czy w okresie szkolnym nie było pani czasem ciężko? Przez te wszystkie lata z taką diagnozą uczyła się pani w zwykłej szkole bez stałego asystenta, czy postrzegała to pani jako wyzwanie? Jak została pani przyjęta przez rówieśników?
Nigdy nie uważałam tego za przeszkodę. Mogę być tylko wdzięczna moim rodzicom, że upierali się, abym mogła chodzić do szkoły z osobami widzącymi, ponieważ istniała również możliwość pójścia do zakładu. Ale ja o tym nie wiedziałam. Dopiero gdy dorastałam, zrozumiałam, że to jest właściwie coś nowego i jeszcze nikt przede mną nie szedł tą drogą. Były trudne chwile, to nieuniknione, ale kiedy patrzę wstecz, niczego bym nie zmieniła. Uważam, że dorastanie w środowisku osób widzących jest niezwykle korzystne dla osoby niewidomej.
Miałam przyjazne grono rówieśników, którzy jednocześnie byli moimi asystentami, nawet jeśli nikt z nas tak naprawdę nie zdawał sobie z tego sprawy. Połączyliśmy wzajemną pomoc z zabawą. W grze częściowo się do mnie dostosowywali. Byłam w końcu częścią grupy, więc włączenie mnie do niej było dla nich oczywiste. Nigdy nie było sytuacji, w której gra nie mogłaby się odbyć z mojego powodu. Grałam z nimi w piłkę nożną i w dwa ognie, z adaptacjami, które w większości sami wymyślaliśmy.
W szkole podstawowej nie miałam stałego asystenta w postaci osoby dorosłej. Rolę tę pełniła najczęściej moja nauczycielka Nataša, która w niższych klasach była przy mnie, kiedy jej potrzebowałam, ale dbała o to, by jej obecność nie zdominowała i nie przesłoniła moich interakcji z rówieśnikami. W wyższych klasach pomagała mi już tylko na lekcjach matematyki, a ponownie przyszła mi z pomocą na maturze jako asystent.
W szkole średniej rolę asystenta przejęli koledzy i koleżanki z klasy, ale nie czułam, żeby odbierali to jako ciężar. W końcu i ja pomagałam im w innych sprawach: w angielskim, słoweńskim, pożyczałam im notatki, które robiłam na komputerze. Każdy z moich kolegów z klasy był ze mną przez jeden dzień. Przynosili mi obiad, czytali coś z tablicy, uzupełniali jakieś notatki. Dzięki temu uświadomili sobie, że nie różnię się tak bardzo i że nie potrzebuję wiele. Ogólnie rzecz biorąc, bardzo dobrze się uzupełnialiśmy. Pomagali mi też nauczyciele, ale o wszystko musiałam postarać się tak jak inni.
Zauważyłam, że w obecnych procesach integracyjnych, zarówno szkolnych, jak i związanych z różnego rodzaju aktywnościami (zabawa, sport, komunikacja rówieśnicza itp.), rodzice są o wiele bardziej zaangażowani, ponieważ obawiają się, że dzieci same nie będą potrafiły się zintegrować. Wierzę, że chcą dla dzieci jak najlepiej, ale często okazuje się, że inkluzywność widziana oczami dzieci i oczami dorosłych, to coś zupełnie odmiennego. Czasami musimy pozwolić dzieciom znaleźć własną drogę, a wierzę, że będziemy pozytywnie zaskoczeni.
Zala Hreščak i złota opiekunka
Zala z wielką wdzięcznością wspomina swoją opiekunkę, panią Anę, która miała znaczący wpływ na jej rozwój od drugiego roku życia:
„Trudno o lepszą kobietę. Moja mama zabierała mnie do niej, zanim zaczęłam chodzić do przedszkola. Miałyśmy tam prawdziwe przedszkole: gimnastyka, edukacja plastyczna, muzyka, uczyłyśmy się piosenek, chodziłyśmy na spacery, rozpoznawałyśmy rośliny łąkowe, uczyłyśmy się włoskiego, jej siostrzeniec uczył mnie niemieckiego i angielskiego, miała mnóstwo zwierząt. Zapoznała mnie ze słoweńskimi filmami, historią i klasykami literatury. Do 19. roku życia odwiedzałam panią Anę prawie w każdy weekend, najpierw jako opiekunkę, ale z biegiem lat została moją dobrą przyjaciółką i stała się moim wzorem do naśladowania”.
W trakcie studiów anglistyki jeden semestr spędziła pani w Anglii. Jak odnalazła się pani sama w nowym środowisku?
To był jeden z powodów, dla których w ogóle pojechałam na wymianę. Chciałam sprawdzić, czy rzeczywiście jestem tak niezależna, jak mi się wydawało, czy potrafię stworzyć zupełnie nową strefę komfortu i znaleźć krąg ludzi w nowym środowisku. Na początku było oczywiście bardzo trudno, ale dzięki wsparciu i radom rodziców, a nade wszystko brata, który studiował i pracuje za granicą – więc wiedział, przez co przechodzę – wszystko szybko poszło.
Zdałam sobie sprawę, że nie mogę przetrwać sama, ale kto może? Denerwuje mnie, że ludzie, którzy mnie nie znają, uważają, że każdy mój problem jest związany ze ślepotą. To nieprawda, nikt nie jest w stanie uniknąć problemów.
Pomimo swojej ślepoty uwielbia pani czytać książki i oglądać filmy. Czy może nam pani przybliżyć, jak wygląda taki proces czytania lub oglądania filmu?
Czytam na komputerze za pomocą czytnika ekranowego Jaws. Oznacza to, że mogę wyszukiwać książki elektroniczne lub audiobooki jak każdy inny użytkownik i czytać je za pomocą tego oprogramowania. Czytam głównie po angielsku. Jeśli mam dobry okres, czytam nawet dwie lub trzy książki tygodniowo.
Bardzo rzadko korzystam z audiodeskrypcji przy filmach, ponieważ bardzo trudno jest ją wkleić do wideo, a dla mnie bez wideo nie ma filmu. Jest to dość trudne w filmach akcji, kiedy na przykład zewsząd padają strzały i do końca nie wiadomo, kto przeżył (zaobserwowałam, że czasem nawet widzący są zdezorientowani), ale poza tym jest w porządku. Często oglądam z przyjaciółmi, którzy w zasadzie szybko orientują się, co trzeba mi powiedzieć, a czego nie. Angielski rozumiem jako tako, niektóre języki słowiańskie też jeszcze przejdą, a poza tym czytają mi napisy. Zdarzyło się też, że mieliśmy wieczór filmowy, w którym uczestniczyło 14 osób, ale nie było ciszy, w której każdy mógłby zagłębić się w film na swój sposób. Zamiast tego z 14 stron leciały komentarze i wyjaśnienia. Dogadali się też, że każda osoba weźmie jedną postać z filmu, która nie jest po angielsku, i odegra jej rolę, więc ostatecznie wszyscy dobrze się bawiliśmy.
Była pani wolontariuszką w ośrodku reedukacyjnym. Czego z wychowankami nauczyliście się od siebie nawzajem?
Pozwoliliśmy sobie być takimi, jakimi jesteśmy. Pomyślałam, że to super, ponieważ nie postrzegali mnie jako osobę niewidomą, ale jako osobę, która nie widzi niejako „przy okazji”. Nie definiowali mnie poprzez jakąś niedoskonałość.
Jak pani zdaniem dzisiejsze społeczeństwo odbiera osoby niepełnosprawne? Czy jest coś, co można było by robić lepiej?
Zwłaszcza młodsze pokolenia podchodzą bez oczekiwań, co jest wspaniałe. Wolą reagować na moje zachowanie i potrzeby w zależności od sytuacji, niż przyjąć, że potrzebuję pomocy na każdym kroku, co może być trochę upokarzające. Np. po czym wnioskujesz, że nie potrafię zawiązać butów lub założyć płaszcza? Z mojego doświadczenia wynika, że dobre podejście do osoby niepełnosprawnej to: będę traktować ją jak normalnego człowieka, jeśli czegoś potrzebuje, powie o tym, ale jeśli będzie milczeć, to już jej problem.
Z radością stwierdzam, że coraz więcej osób, gdy mnie pozna, postrzega mnie jako osobę, która nie widzi „przy okazji”, a nie wyłącznie jako osobę niewidomą, której nie określa nic innego. Rozmawiam również z osobami niewidomymi z innych krajów i niestety nie wszyscy mają tyle szczęścia.
Jedynym sposobem na poprawę sytuacji jest postrzeganie każdego człowieka jako jednostki i nie uogólnianie. Wiele osób uważa, że ktoś, kto nie widzi, powinien być dla wszystkich jak najżyczliwszy, ponieważ ich potrzebuje. Nie – w swoim środowisku ma takie samo prawo mieć zły nastrój i być nieprzyjemnym, jak inni.
Nie lubię, kiedy wszystko wrzuca się do jednego worka, nawet przy szukaniu pracy. Często ludzie mają z góry wyrobione zdanie na temat osoby niewidomej lub wydają osądy na podstawie jednego doświadczenia. Istnieje wiele różnic również między osobami niewidomymi – jak każdy człowiek, tak i my mamy swoje osobowości i sposoby bycia, a niektórzy są znacznie bardziej niezależni od pozostałych. Pozwólcie również nam, niewidomym, mieć indywidualną osobowość i zdolności, które nie są takie same dla wszystkich.
Należy sobie uświadomić, że niezależności i samodzielności w życiu nie można osiągnąć samemu. Ja sama mam najlepszych rodziców na świecie, którzy wiele ode mnie wymagali, bo wiedzieli, że dam radę. Ale też wierzyli we mnie i wspierali mnie całkowicie we wszystkim, co robiłam. To jest nie do przecenienia. Bez nich, bez brata, przyjaciół, nauczycieli i profesorów, nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem.