Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Krzysztof Iwaneczko to polski wokalista, pianista, kompozytor i autor tekstów, absolwent i wykładowca wokalistyki jazzowej na Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, doktor sztuki. Nam opowiada m.in. o swoich marzeniach, dlaczego nie wstydzi się publicznie mówić o wierze, jak wspomina dom rodzinny i jakie wartości najbardziej ceni.
Anna Gębalska-Berekets: Jest pan wykładowcą wokalistyki jazzowej na Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. To jedno z pańskich spełnionych marzeń?
Krzysztof Iwaneczko: Myślę, że tak. Ciągle się uczę, a studenci motywują do poszerzenia pola myślenia o muzyce. Wręcz zmuszają do eksperymentów, zastanawiania się nad tym, co „działa”, a co niekoniecznie. To dla mnie świetne doświadczenie. Tym bardziej, że pracuję w akademii, której jestem absolwentem. Wielu moich pedagogów dziś stało się przyjaciółmi, co pozwala spojrzeć także na ich twórczość z innej perspektywy. Czerpać garściami z ich doświadczenia. Cieszę się z tej szansy i możliwości nieustannego rozwoju. Przykładem tego jest doktorat, który udało mi się obronić w ubiegłym roku.
Mamy siebie to wyraz muzycznego wsparcia dla Ukraińców. Muzyką można zmieniać świat?
O tej zmianie porozmawiajmy, kiedy skończy się wojna. Póki co, niewiele się zmienia. Wydaje mi się, że pewne wydarzenia dotykają nas tylko przez chwilę. Później powszednieją. Brakuje konkretnego i zjednoczonego stanowiska wielu liderów. Także liderów moralności, takich jak przywódcy państw wiodących prym na arenie międzynarodowej. Papież też nie spełnia roli, którą mógłby i wręcz powinien wypełnić w tym trudnym czasie. Przez chwilę miałem nadzieję, że muzyka zmieni świat, w ślad za muzyką próbowałem działać za pomocą czynów, wsparcia. Dziś mam nadzieję, że muzyka jest w stanie zmienić ludzką wrażliwość, dotrzeć do jej najgłębszych obszarów, ale to jednostki decydują o losach całego świata.
Krzysztof Iwaneczko: Zadaniem sztuki jest wzruszanie ludzi
Traktuje pan śpiewanie jako misję?
Uważam, że głównym zadaniem sztuki jest wzruszanie ludzi, sprawianie przyjemności. Wiem, że przede mną bardzo długa droga, zanim uda mi się cokolwiek w muzyce osiągnąć. Lubię czasami patrzeć na siebie jak na „rzemieślnika”, którego zadaniem jest praca, rozwój i zdobywanie „narzędzi” do tworzenia lepszej muzyki.
W utworze Nie dzielcie nas z Kayah przekonujecie, że siła tkwi w jedności. Ważna jest nadzieja.
Nasz duet pokazał, że – mimo niekiedy diametralnej różnicy poglądów – szacunek do siebie nawzajem sprawia, że możemy się wspierać, lubić i wspólnie tworzyć. Stąd mamy nadzieję, że to możliwe także w innych obszarach życia.
Dziękuje pan Bogu za codzienność i nie wstydzi się mówić o wierze.
Nie wstydzę się. Nie czuję się jednak specjalistą od wiary i Boga. Ostatnio staram się skupiać na obszarach, o których mogę merytorycznie rozmawiać. Myślę, że taką kwestią jest muzyka.
„Jestem wdzięczny rodzicom”
Wiara jest dla pana ważna?
Czuję, że o wierze powiedziałem już niekiedy zbyt wiele niż powinienem. Nie chcę przez swoje wypowiedzi podzielić ludzi. Mam pewność, że każdy ma coś, co daje mu siłę, nadaje życiu sens. Osobiście zrobiłem mały krok w tył w rozmawianiu o tej kwestii. Chciałbym tu zachować całkowitą pokorę i nie definiować wszystkiego.
Jakie wartości wyniósł pan z domu rodzinnego?
Jestem bardzo wdzięczny moim rodzicom. Bez nich nie byłoby mnie nie tylko na świecie, ale także w miejscu, w którym się znajduję. Ich wsparcie utorowało mi wiele dróg. Nie zawsze było łatwo.
To znaczy?
Zdarzały się sytuacje, kiedy trzeba było ćwiczyć na fortepianie, łzy spadały niczym groch na klawiaturę. Mama stała obok i nie pozwoliła odejść, pomimo trzydziestu stopni na zewnątrz i wakacyjnej aury na początku czerwca. Przekonałem się, że kluczem do sukcesu jest ciężka praca i konsekwencja. To rodzice przypominali o pokorze, kiedy sufit spadał mi głowę, a ja nie chciałem tego dostrzec. Dzięki temu udało mi się wypracować pewne mechanizmy. Dziś tworzymy dom z żoną. To stało się celem każdego wyjazdu, koncertu, bycia daleko od domu – by do niego wrócić, całym sobą sprawiać, by ten dom stawał się lepszy.
Iwaneczko: W muzyce ważna jest szczerość
Angażuje się pan w wiele akcji charytatywnych.
Wiele czynników kształtuje wrażliwość. Mamy z moim menadżerem zasadę: oddajemy światu kilka razy w roku wdzięczność za to, że dalej możemy robić to, co kochamy. Wiele z naszych małych sukcesów wspomaga szczęście. Mamy świadomość, że nie każdy może liczyć na takie szczęście. Akcje charytatywne sprawiają, że możemy się tym szczęściem dzielić.
Szarą godzinę śpiewa pan w ramach projektu 7 pereł Ducha Świętego. To cykl nawiązujący do owoców Ducha Świętego.
Tę radość odkryłem przede wszystkim w napisaniu muzyki do pięknego tekstu Ernesta Brylla. Nawiązując do poprzedniego pytania, wyzwania – jednym z nich był ten projekt – sprawiają, że czuję ogromną satysfakcję. Czas, kiedy powstawała płyta, był dla wielu artystów niezwykle trudny. Sama możliwość tworzenia napawała olbrzymią radością.
Co jest dla pana ważne w procesie twórczym?
Nie będę bardzo odkrywczy. To przede wszystkim szczerość. Muszę jednak zaznaczyć, że Origami stworzyłem z Krzysztofem Herdzinem, wybitnym polskim kompozytorem, pianistą, aranżerem. Nie ma takiej rzeczy w muzyce, której Krzysztof nie potrafi. To był jego pomysł i to zaproszenie jest dla mnie wielkim wyróżnieniem. Z kolei od momentu premiery Jestem upłynęło sporo czasu, także ja się nieco zmieniłem. Chciałbym sięgać po nieco inne inspiracje, wzorce. Mam nadzieję, że takie myślenie pozwoli mi zrobić krok naprzód.
Krzysztof Iwaneczko: Tworzę i poszukuję
Kiedy możemy spodziewać się nowej płyty?
Premiera płyty nigdy nie zależy tylko ode mnie. To masa czynników, które muszą ze sobą współgrać. Nie ukrywam, że wciąż staram się tworzyć i poszukiwać. Myślę jednak, że zbyt wcześnie na deklaracje.
W najbliższych planach jest też trasa koncertowa?
W mediach społecznościowych na bieżąco aktualizowany jest kalendarz z terminami i miejscami, w których będę prezentował swój autorski repertuar. A także występował gościnnie w różnych projektach czy festiwalach. Cieszę się, że mogę występować zarówno przed mniejszymi widowniami, jak i tymi liczącymi kilka tysięcy. Za każdy koncert i każde spotkanie z publicznością jestem wdzięczny.