Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
W życiorysach ludzi wielkich i świętych lubimy szukać nie tylko tego, czym zasłużyli na podziw i szacunek pokoleń, ale również tego, w czym byli zwyczajni, ludzcy, podobni do nas. Dlatego dziś opowiemy o ulubionych zabawach małego Karola Wojtyły - „Lolka”.
Wiemy, że dzieciństwo Karola Wojtyły nie należało do sielankowych. Śmierć małej siostrzyczki, potem mamy, a na końcu ukochanego brata Edmunda boleśnie zapisały się w sercu dziecka. Mimo to, we wspomnieniach wadowickich przyjaciół papieża i jego rodziny zapisało się kilka smakowitych historii o tym, jakim urwisem był nieraz mały Lolek.
Przyjaciel Karola Wojtyły z dzieciństwa
Lubił zabawy i zabawki chłopięce. Konie, żołnierzyki z ołowiu, pojazdy ze szpulek i patyków, ale najbardziej… pistolety na korki. Ulubionym kompanem zabaw z wczesnego dzieciństwa był dla Lolka Adaś Pukło, syn z rodziny Wiadrowskich od strony Leona Wiadrowskiego. Aby wszystko było jasne, wyjaśniamy rodzinne koligacje.
Otóż mama Karola, Emilia Wojtyłowa, miała rodzoną siostrę, starszą od siebie o trzy lata. Maria była do niej uderzająco podobna. Obie panie mają na zdjęciach duże oczy, identyczne bystre spojrzenia i kształt twarzy. Nawet kolczyki dobierały podobnie.
Maria wyszła za Leona Wiadrowskiego, który zajmował się oprawianiem obrazów, złotnictwem i zdobieniami. Mieszkali w Krakowie przy ul. Floriańskiej 7. Urodziły im się dwie córki, Felicja i Janina, a Maria Wiadrowska – najbliższa ciocia Karola – była też jego chrzestną matką. I to właśnie z rodziny Leona Wiadrowskiego pochodził Adaś.
Pojedynek o konia na biegunach
Zabawy chłopców z zaprzyjaźnionych rodzin zapamiętała pani Danuta Gruszczyńska, z domu Pukło, rodzona siostra Adasia. „Pamiętam taki obrazek: na środku pokoju koń na biegunach. Mój brat Adam ciągnie go do siebie za ogon, Lolek za grzywę. Obaj przeraźliwie krzyczą i płaczą, a nad nimi moja mama usiłująca ich uspokoić i pogodzić. Mały Adaszek miał wtedy lat trzy, a Loluś cztery i pół”.
Pani Danuta wspomina, że Lolek nie dał się uspokoić i pani Emilia zdecydowała się przerwać wizytę, zabierając go do domu. Płakał przez całą drogę powrotną.
Po śmierci pani Emilii Wiadrowscy bardzo zaangażowali się w pomoc owdowiałemu Karolowi seniorowi i jego synowi. Często przyjeżdżali do Wadowic, a na czas wakacji zatrzymywali się w domu Pukłów.
Jeden żołnierzyk za jeden strzał
Pewnego razu wujostwo Wiadrowscy odwiedzili Wadowice i przywieźli wszystkim dzieciom zabawki. Pani Danuta dostała wózek i lalki, Adaś pistolet na korki, a Lolek pudełko pełne kolorowych, ołowianych żołnierzyków.
Wydawało się, że wszystkie dzieci są zadowolone. Jednak dorośli nie wiedzieli, że to Adaś marzył o ołowianej armii, a Lolek śnił po nocach o korkowcu. I tak, poza wiedzą rodziny, chłopcy zawarli umowę: za jeden strzał z korkowca – jeden żołnierz. Lolek był twardy i choć armia była duża, nie odpuścił ani jednego wystrzału. Po niedługim czasie całe wojsko znalazło się u Pukłów.
Niestety, umowa nie była do końca korzystna dla Lolka. Okazało się bowiem, że co prawda Adaś dał mu postrzelać, ale korkowiec i tak został u niego. W rezultacie chłopiec miał i armię, i pistolet.
Nie wiadomo, jak o sprawie dowiedzieli się dorośli, bo nawet po latach Karol Wojtyła nie chciał podać szczegółów tamtych wydarzeń. Pytany o nie, śmiał się serdecznie.
W każdym razie, pewnego dnia pan Karol Wojtyła senior stanął w drzwiach domu Pukłów, mając przy boku bardzo speszonego Lolka. Powiedział: „Adam zabrał Lolkowi wojsko”. Po tej nieprzyjemnej sytuacji cała armia wróciła do Wojtyłów. „Bardzo mi było wstyd za mojego brata” – wspominała pani Danuta Gruszczyńska.
Ale czy to zdarzenie rzuciło cień na ich przyjaźń? Absolutnie nie. Gdy tylko przyszło lato, pan Wojtyła uczył ich obu pływać w rzece Skawie…
***
W oparciu o wspomnienia z książki Danuty Gruszczyńskiej "W Wadowicach wszystko się zaczęło…"