Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
W dorosłym życiu przerabiamy odrzucenie pod różną postacią: zawiedzione pierwsze miłości, jednostronnie zerwane romantyczne relacje czy gwałtownie zakończone przyjaźnie, wyrzucenie z pracy albo odmowa w procesie rekrutacyjnym. Dla ludzi, którzy doświadczyli we wcześniejszym życiu bezpiecznych więzi, podobne sytuacje z reguły nie urastają do rangi końca świata. W tych jednak, którzy zaznali odrzucenia już na wczesnym etapie, mogą uruchamiać się stare historie i schematy.
Skutki wczesnego odrzucenia, czyli opowieść o byciu wybrakowanym
Odrzucenie to znaczenie, jakie nadajemy sytuacji, gdy ktoś mówi „nie” naszej obecności. Im młodszy jest człowiek, który słyszy to „nie”, tym bardziej utrwala się w nim zniekształcenie poznawcze. A polega to na tym, że ktoś wierzy w to, że to w nim tkwi faktyczna przyczyna odrzucenia. Jeśli na przykład mama całą sobą daje znać niemowlęciu (a potem kilkulatkowi), że nie cieszy się na jego widok, a wręcz jego obecność sprawia jej kłopot, dziecko nie rozumie jeszcze, że nie jest to informacja o nim, tylko o niej. Dziecko nie pojmuje, że to mama nie ma zasobów albo gotowości do pełnienia roli opiekuna. Myśli, że to z nim jest coś nie tak.
Ta narracja sprawia ogrom wewnętrznego cierpienia. To opowieść o byciu wybrakowanym, o posiadaniu jakiejś nienaprawialnej, „fabrycznej” wady, którą – prędzej czy później – odkryją też inni. Ponieważ dziecko chroni rodziców i chce wierzyć bezgranicznie w ich miłość i dobre intencje, bierze wszystko do siebie. Wierzy, że to jego wina, bo jest niegrzeczne, sprawia za dużo kłopotów, zbyt wiele chce, nie jest wystarczająco ładne i dobre.
Czy zasługuję na miłość?
Odrzucenie może mieć formę fizycznego porzucenia przez któregoś z rodziców. Ale może też być zbiorem wielu codziennych odrzuceń, takich jak: przemoc, nieustanna krytyka, brak zainteresowania, wieczne niezadowolenie rodzica z osiągnięć dziecka, ciągłe narzekanie na obecność dzieci w domu czy psychiczna nieobecność mamy albo taty.
Dla dzieci wszystkie te sytuacje są źródłem wiedzy o nich samych, jako o niezasługujących na miłość. Taka instynktowna (i jedynie dostępna) interpretacja zachowania rodziców dramatycznie chwieje poczuciem własnej wartości dziecka. Co więcej, może nawet całkowicie je zniszczyć, zamieniając w toksyczny wstyd (gdy ktoś wstydzi się sam siebie).
Lęk przed zdemaskowaniem
Wczesne odrzucenie staje się filtrem, przez które człowiek odbiera świat. Tak wyposażony wchodzi w dorosłe relacje. Może głęboko wierzyć, że o akceptację innych trzeba się bardzo starać i nie da się jej zaznać za darmo. Ponieważ uważa, że źródło problemu tkwi w nim, przeraża go myśl, że ktoś może się do niego zbliżyć. I im bardziej tego pragnie (mając niezaspokojoną potrzebę bezpiecznej, akceptującej więzi), tym większy również przeżywa lęk przed potencjalnym „zdemaskowaniem” (że nie da się go kochać ani lubić). Niektórym zresztą jest łatwiej uporać się z tym lękiem, gdy sami kończą relację. Wówczas wydaje się im, że wyprzedzając nieuchronne fakty, unikną ponownego odrzucenia.
By poradzić sobie z traumą odrzucenia, potrzeba wydobyć na światło dzienne narracje, jakie ona w nas zapisała. Te historie mają postać powracających lękowych myśli: „oni mnie nie lubią”, „nie ma tu dla mnie miejsca”, „on na pewno się na mnie obrazi”, „nie ma co jej robić kłopotu”. Ale też idących za nimi uczuć: wstydu, osamotnienia czy przerażenia doświadczeniem bliskości.
Udowodnię, że coś znaczę
Są także całym cielesnym zapisem – na przykład przesadnego ugrzecznienia (by zasłużyć na akceptację), czujności (by przewidzieć niezadowolenie innych) lub wycofania. Skutki tej traumy mogą mieć też formę nadkompensacji, czyli chęci udowadniania wszystkim dookoła, że „jednak coś znaczę”. Może to też objawiać się niedopuszczaniem do siebie nikogo, po to, by uniknąć przywiązania, a co z tym idzie – bólu powtórnego odrzucenia.
Jeśli nie zaczynamy wchodzić w dialog z tymi zafałszowanymi narracjami, sabotują one wszelkie szanse na bliskość. Gdy jednak obejrzymy z bliska naszą historię, zyskamy szansę, by zmierzyć się w końcu z bólem przeżytych doświadczeń i przepracować w sobie żal, złość i smutek. A wtedy, wraz z nimi pojawi się nowa perspektywa, że to nie z nami coś było nie tak, lecz bliscy ludzie nie potrafili nas kochać.
Ponieważ zapisane w człowieku odrzucenie ma początek w dysfunkcyjnej relacji, uleczenie tej traumy także potrzebuje relacji: fachowej i terapeutycznej (która przywróci zdolność przyjmowania miłości). Uzdrawiającą moc będą miały też mądre przyjaźnie i trwała, stabilna relacja z kimś, kto potrafi kochać.