Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„No i znowu nie pójdzie do szkoły! Zwariuję przez te jej choroby!”. „Teraz ty się nim zajmujesz, ja mam wolne” (żona do męża, podając mu do rąk dwulatka). „Nie mam pomysłu, co z nią robić, jestem wykończony” (mąż do żony). „Dzieci są tylko na mojej głowie!”. „Weź ją, znowu się posikała”. To kilka tekstów, które mogą być wypowiadane w ponad głową dziecka. Gdy rodzice używają podobnych stwierdzeń, pomijają to, że słuchaczami są również osoby, których te słowa dotyczą.
Dziecko widzi i słyszy
Takie okrzyki, które zazwyczaj stają się wyrazem rodzicielskiej bezsilności czy przytłoczenia, byłyby nie do pomyślenia, gdyby dotyczyły obecnych w pobliżu dorosłych przyjaciół, znajomych czy współpracowników. Gdybyśmy przy kimś znajomym, kto właśnie wpadł, westchnęli: „Znowu przyszła nie w porę, miałam właśnie wyciągać pranie!” albo „Weź z nim pogadaj, bo ja już dziś mam wszystkiego dosyć” – byłaby to pewnie ostatnia wizyta i ostatni akcent naszej przyjaźni czy nawet relacji koleżeńskiej. Nasi goście uznaliby takie teksty za wysoko obraźliwe, gdyż mówienie o kimś obecnym tak, jakby go nie było w pobliżu, jest wyrazem kompletnego lekceważenia.
Podobnie jeśli nasze uwagi dotyczyłyby osobistych spraw człowieka, z którym dzielimy przestrzeń. „Znowu najadł się czosnku i śmierdzi mu z ust”. „Tyle ugotowałam, a ona nic nie chce jeść”. „Weź mu powiedz, żeby się przebrał, bo wygląda w tych ciuchach jak pajac”.
W świecie osób dorosłych uznajemy, że to, co dotyczy wyglądu, ciała, zapachu, nawyków żywieniowych – należy do intymnego świata tej osoby i nie powinno być komentowane, a już na pewno nie w sposób grubiański. W przypadku dzieci jednak nie zawsze bywa to dla rodziców jasne. Jakby nie do końca zdawali sobie sprawę z tego, że dziecko to człowiek, który ma uszy i oczy, widzi i słyszy, i dotykają go zarówno treść rodzicielskich komentarzy, jak i ich forma.
Dorosła osoba poczułaby się słusznie urażona, gdyby rozmowa między innymi ludźmi toczyła się ponad jej głową i naruszała jej osobiste granice. Umiałaby jednak raczej pomyśleć: „Cóż to za brak wychowania!” i „Nie chcę tu spędzić ani chwili dłużej!”. Dzieci jednak nie posiadają narzędzi do tego, by zostawiać lekceważące uwagi przy jej autorach i nie potrafią pomyśleć: „Jakie to chamskie”. To, co rodzice o nich mówią, przykleja się bardzo łatwo do ich psychiki jako informacja o nich samych.
Wybrakowane i niegodne miłości
Co powstaje więc w głowach dzieci, gdy słyszą zdania tego typu? Zaczynają myśleć o sobie, że są dla swoich rodziców ciężarem nie do udźwignięcia. Że swoimi chorobami i faktem posiadania ciała wraz z jego potrzebami jakoś swoich opiekunów „uszkadzają” i nadwyrężają, czyniąc ich nieszczęśliwymi. Nie wiadomo naprawdę, ile na przykład kobiet, które nawykowo odkładają na później wizytę w toalecie (a potem zgłaszają się do lekarza z problemem nietrzymania moczu), słyszało „O, znowu się posikała”.
Dzieci, które dużo słyszą brutalnych słów o tym, że w szczególności ich ciało jest źródłem cierpienia dla ich rodziców, nie przestają kochać swoich opiekunów, ale przestają kochać swoje ciało. Stają się w swoich myślach „brudasami”, „intruzami”, „kulą u nogi”, w związku z tym przestają zauważać swoje potrzeby. Uważają się za wybrakowanych i niegodnych miłości. Zapamiętują także, że muszą bardzo się starać, by zadowolić swoich rodziców, a ich ciepłe uczucia w stosunku do nich są czymś niestałym i kruchym.
Bezpieczeństwo i pewność, że kochasz
Lekceważenie ze strony rodziców upośledza poczucie własnej wartości u dzieci i zostawia w nich zarówno ból psychiczny, związany z niezaspokojoną potrzebą szacunku i miłości, jak i wzorzec, w jaki sposób mogą być traktowane przez innych ludzi. Kiedyś więc mogą nie zauważyć, że ktoś ich nadużywa albo odnosi się do nich bez szacunku. I ogromnie się starać, by nie wypaść z łask ludzi, którzy pojawili się w ich życiu.
Dlatego – jeśli mamy ochotę westchnąć i zakląć z powodu niełatwych niespodzianek, jakie sprawiają nam nasze pociechy (jak angina, obsikane spodnie czy wylany na stół sok), lepiej to zrobić w innym pokoju, w łazience czy w garażu. Poszukać innego dorosłego, któremu będziemy mogli opowiedzieć, jak mamy dość. Dla dobra swojego i innych dobrze także, jeśli organizujemy sobie wsparcie, by nie doprowadzać siebie do stanu przeciążenia i wypalenia. Jeśli dbamy o siebie, nasze napełnione kubeczki potrzeb pozwalają nam myśleć o tym, co czują i czego potrzebują dzieci. A potrzebują przede wszystkim bezpieczeństwa i wiedzy, że je szanujemy i kochamy, choćby nie wiem, co.