Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Siostra Julietta Homa i ojciec Tomasz Albrecht mówią, że nastaje nowa era katolicyzmu. Wiara staje się wartością. Dojrzałym przekonaniem, że Bóg istnieje. Nie łatwo jest je odnaleźć. Wtedy z pomocą mogą przyjść oni. Pięć osób całych na biało. Dominikanki i Dominikanie. Poza wspomnianymi są wśród nich siostra Łucja Rado, ojciec Tomasz Nowak, znany internautom, jako „Wodzu” i ojciec Jacek Skupień. Od ponad pół roku na Lednicy tworzą przestrzeń, gdzie człowiek ma złapać kontakt z Bogiem. Czują już flow tego miejsca, choć łatwo nie było…
Katarzyna Kamińska: Lednica to natura. Przestrzeń z dala od miejskiego gwaru, do którego byliście przyzwyczajeni.
o. Tomasz Albrecht (T.A): Cisza tutaj jest niesamowita. Wokół las, jezioro. Kiedy przyjechałem na Lednicę, bałem się, że oszaleję w tej dziczy (śmiech). Podczas pobytu w Krakowie przez 3 lata spałem fatalnie, bo budził mnie hejnalista, praktycznie co godzinę. Przyjeżdżając, myślałem: „Boże jak w tej pustelni, jeszcze będę źle spał, to umrę”. A tu niespodzianka. Pierwszego dnia spałem 10 godzin! Sen mi się unormował. Tu się bardzo dobrze śpi!
Siostra Julietta Homa (s. J.H): W kościele mówi się o łasce Bożej złączonej z jakimś miejscem. Lednica to przestrzeń wyjątkowego spokoju nie tylko zewnętrznego, ale i wewnętrznego. Myślę, że drogą do osiągnięcia takiej równowagi w nas samych jest zgoda na to, że życie daje nam nie tylko to, czego pragniemy. Lednica ma to wszystko w sobie – zderzenie pragnień o zmianie tego miejsca z jednoczesnym brakiem możliwości, na który nie mamy wpływu. Pomimo to odnajdujemy w sobie spokój, który nie jest odklejeniem od przeżywanych emocji, a uwierzcie, tych emocji jest tu naprawdę sporo.
Większości z nas Lednica kojarzy się ze spotkaniem młodych, które zapoczątkował o. Jan Góra OP i symboliczną Bramą Rybą odwołującą się do początków chrześcijaństwa. Dlaczego nie chcecie ograniczać się tylko do tego wydarzenia, tylko budujecie DOM?
o.T.A: Po raz pierwszy biorę udział w wydarzeniu, które ma coś otworzyć, zbudować na nowo. Dotychczas pracowałem przy zamykaniu kościołów w USA. Choć w sumie ratowałem je, robiąc z dwóch parafii – jedną.
s. J.H: Aspekt twórczy jest niesamowity. Zadanie przed nami ogromne. Chcemy by Lednica stała się miejscem powrotu do życia w szerokim tego słowa znaczeniu. Coraz częściej przekonuję się, że prawdziwe życie odnajdujemy w spotkaniu się z tym, co nie pozwala nam żyć tak w 100 procentach i żadna „życiowa proteza” tego nie zmieni. Trzeba do tego się dokopać, a później znaleźć w sobie tyle siły, by za tym pójść.
To jest proces, który dla mnie jest właśnie powrotem do życia. I mam nadzieję, że właśnie tutaj - w Domu na Lednicy, będziemy cieszyć się takimi powrotami do życia, do siebie, do własnych pragnień a w konsekwencji do Boga i do tych, którzy są dla nas ważni i których kochamy. Symbolem takiego powrotu może być przejście przez Bramę Rybę. Podczas lednickich spotkań wytworzył się zwyczaj, przesłania Papieża, kierowanego do zebranej na Polach Lednickich młodzieży. W 1997 roku Papież Jan Paweł II powiedział ważne słowa – „nie wystarczy przekroczyć progu, trzeba iść w głąb”. Wierzę, że z tego miejsca wciąż będzie wychodził „impuls” i ludzie przybywający tu, będą dalej budować swoje życie na Chrystusie.
DOM ma być ośrodkiem typu duchowego spa czy terapeutyczną przestrzenią? Miejscem tylko dla osób związanych z kościołem?
o.T.A.: Jezus zadawał się głównie z ludźmi trudnymi. Przeciwnicy nazywali go żarłokiem, pijakiem i przyjacielem grzeszników. Miejsce, które budujemy, nie zastąpi nikomu terapii. My stawiamy na przemianę duchową. Lednica to człowiek z jego całą historią życia, często trudną i poplątaną. My chcemy pomóc dostrzec w tej historii prześwit na Boga. Narzędziem do tego jest spotkanie, rozmowa, posługa sakramentalna czy wreszcie zwykłe i ciche przebywanie z Bogiem.
s. J.H.: Wszyscy potrzebujemy przestrzeni, w której będziemy przyjęci. Ludzi, którzy nas zaakceptują, nie będą oceniać ani stygmatyzować. Każdy z nas jest na innym etapie życia, nie zawsze umiemy przyjmować to, co ktoś chce nam dać. W wielu przypadkach chyba nie trzeba wprost mówić o wierze w Boga, by dawać jej świadectwo. Często mówi o tym nasza codzienność. Jeśli ryba połknie haczyk, to odwiedzający będą chcieli przyjść po więcej.
Zależy, co będzie na haczyku.
o.T.A.: Przebywając na Lednicy, człowiek nagle widzi, że wokół są ludzie podobni do niego. Z potrzebą miłości, połamanymi życiorysami. To moment, kiedy pojawia się On…
Jezus?
(Ojciec i siostra mówią prawie jednocześnie): Tak, z konkretną propozycją. Wyprowadzenia z ciemności do światła. Nie ma pośpiechu, tempo każdy ma swoje. Z grzechu wychodzi się powoli. Taki jest plan: człowiek, który spotyka Chrystusa, uwalnia się od trwożnego zabiegania o siebie. Po jakimś czasie jest gotowy do pójścia za Nim. Bez wymuszania, w tempie, którym jesteśmy w stanie to zrobić.
Czy goście w potrzebie już mogą pukać do DOMU?
s. J.H.: Przez cały czas przyjmujemy niewielkie grupy gości i pojedynczych rekolektantów. Ostatnio odbył się Sylwester na 60 ludzików.
o.T.A.: Jesteśmy na etapie montowania kotłowni. Budynek dostaliśmy w ciężkim stanie. Ogrzewamy ściany - niemal dosłownie - ciepłem serc. Potem trzeba będzie zadziałać z kuchnią, bo póki jesteśmy gdzieś pomiędzy wyżywieniem własnym a cateringiem serwowanym gościom. A chcielibyśmy w przyszłości karmić nie tylko ducha, ale i ciała naszych gości.
s. J.H.: Dlatego wdrażamy program fundraisingowy… albo po prostu żebrzemy, by stworzyć klimatyczny DOM na Lednicy. I w tym miejscu nie mogę nie powiedzieć o zaufaniu Bogu, ale i ludziom. W takim zaufaniu puszcza się to, czy będę miała finansowo na chleb z kawiorem, czy z serkiem topionym: z serkiem też jest dobry, a poczucie życia z sensem i dawania ludziom nadziei karmi lepiej niż kawior.
Dlaczego DOM, a nie ośrodek? Przyjeżdżam i wyjeżdżam oczyszczona po całości.
o.T.A.: Takie cuda, głębokie zmiany dzieją się tylko w relacji. A relacje to dom.
s. J.H.: Na poziomie prawdziwego spotkania. Momentu, kiedy się zatrzymujemy. Nie bojąc się, że zostaniemy ocenieni. Jeśli ktoś będzie gotowy i chętny, może wziąć udział w naszym codziennym życiu zakonnym: modlitwach, nabożeństwach. Chcemy pokazać, że warto jest być człowiekiem przez duże C.
Musicie dawać świadectwo, bo inaczej po was…
o.T.A.: Jezus mówił, że nie tylko apostołowie mają dawać świadectwa, ale wszyscy, którzy się z nim zetknęli. To przywilej każdego ochrzczonego. Nie kwestia zarezerwowana tylko dla ludzi w czarnych czy białych habitach, czy pod koloratką. Stawiamy na katolicyzm, ale relacyjny, który prowadzi do głębokiej i żywej relacji z Chrystusem.
s. J.H.: Jak ktoś zaczyna się modlić, czyta ewangelię, to widzi, jak to go zmienia. Uważam, że nie należy czekać, że nie można się uprzedzać, że trzeba rozmawiać także z tymi środowiskami, które są oddalone od Kościoła. Chciałabym być z ludźmi, towarzyszyć im tak, żeby mieli się lepiej, ale niekoniecznie mówiąc wprost o Panu Bogu. Bardziej przez wartości, postawy życiowej odwagi, miłości, poświęcenia czy przebaczenia. Do wiary chcę zapraszać wtedy, kiedy druga osoba będzie gotowa.
Większość z nas ma taki młyn w głowie, że trudno rozeznać, które myśli pochodzą od Boga.
o.T.A.: Już niebawem zapraszamy na rekolekcje w ciszy. To będzie możliwość pobycia w samotności, wyciszenia i rozplątania „węzła”, który nosimy w naszych głowach. Takie rekolekcje pozwalają nabrać dystansu i zobaczyć, które myśli i pragnienia są rzeczywiste, a które sztucznie wykreowane. Takie rekolekcje to głęboka praca. Proces nawigacji jest trudny, ale odwiedzający DOM będą mieli na miejscu duchowych przewodników, czyli nas.
Poza duchowymi sprawami Lednica daje też przestrzeń, by ciało odpoczęło.
o.T.A.: Uwielbiam w czasie spacerów nad jeziorem odmawiać różaniec. Totalny relaks. Jeżdżę też na rowerze i marzę, by znalazł się sponsor, który wyposaży DOM w rowery dla odwiedzających.
s. J.H.: Lednica to niesamowita przestrzeń. Po różnych zmaganiach nabieram dystansu do tego, co przeżywam, spacerując po okolicy. A potem wracam do DOMU obejrzeć np. dobry film czy poczytać książkę. Bezcennym czasem są też wspólne rozmowy i np. duża dawka humoru – polecam. Do tego kakao i jestem w raju.
Jakie macie marzenia związane z DOMEM na 2024 rok?
o.T.A.: Jestem fanem gotowania, więc marzę o małej restauracji. Chciałbym karmić tutaj ludzi duchowo i fizycznie, ale na to potrzeba mnóstwo pieniędzy. W 2024 roku widzę Lednicę jako miejsce, gdzie będzie można pobyć z Bogiem, drugim człowiekiem, pojeździć na rowerze, a potem coś dobrego zjeść.
s. J.H.: Kiedy zamykam oczy, widzę piękny klimatyczny DOM. Ma takie pokoje, że ludzie będą chcieli do nich wracać. Wokół jeziora powstają drewniane domki, dla osób, które chciałyby przyjechać na rekolekcje w odosobnieniu. O Boże, jak pięknie! Wierzę, że jak my będziemy robić swoje i mocno wierzyć, że się uda, to pragnienia duszpasterzy lednickich będą i waszymi marzeniami i to jest ten moment, kiedy zapraszamy was do współtworzenia tego miejsca.
o.T.A.:… czyli skutecznie jeździć na kwesty (śmiech obojga).
s. J.H.: Mamy gorące serca, głowy pełne pomysłów i wiarę w Opatrzność. Pomagamy w realizacji projektu Domu na Lednicy jeżdżąc na kwesty, opowiadając ludziom o planach, zapraszając na rekolekcje.
o.T.A.: Gdyby tak ktoś jeszcze chciał nam podarować deski do Paddle Boardingu, to byłoby wspaniale! (red. sport wodny, który powstał z połączenia kajakarstwa i surfingu). To spokojniejsze niż kajak, takie kontemplacyjne. Pięknie by się wpisywały w ofertę tego miejsca.
Kościół ma się dobrze w Polsce?
o.T.A.: Kościół jeszcze nigdy nie miał się tak dobrze, jak teraz. Ewangelii nie głosiło się w Polsce z taką swobodą i rozmachem jak teraz. Kościół powoli staje się relacyjny a przez to bardziej autentyczny! Kościół, Ciało Chrystusa.
s. J.H.: Jeszcze nie mieliśmy tak wspaniałej młodzieży, która wśród szerokiego grona atrakcji przeznaczonych dla niej wybiera lednickie spotkania młodych. W tym roku zapraszamy 1 czerwca! I mocno ufamy, że będzie was ponad 30 tysięcy.
Przekonajcie nieprzekonanych.
o.T.A.: Nie będę przekonywał. Zapraszam na Spotkanie lednickie. Przyjedź spotkać się ze sobą i ze swoimi dwoma najważniejszymi pragnieniami: by kochać i być kochanym. Przyjedź, żeby spotkać na Polach Lednickich Boga, który te pragnienia włożył w twoje serce. Przyjedź, żeby spotkać ludzi, którzy, podobnie jak ty, poszukują odpowiedzi i doświadczenia prawdziwej miłości, tej boskiej i ludzkiej. Przyjedź, by spotkać siebie, Boga i Kościół.
s. J.H.: Kwestią kluczową wydaje mi się zdolność zaproponowania dobrego doświadczenia Kościoła – bo tylko ono może być wystarczającą odpowiedzią na złe doświadczenie, które stało się udziałem wielu ludzi. Jestem przekonana, że drogą do uzdrowienia Kościoła są relacje: bliskość z Bogiem i bliskość z drugim człowiekiem. To jest najbardziej potrzebne, aby Kościół znowu stał się czytelnym znakiem obecności Boga przy człowieku. Myślę, że w relacji z ludźmi, z Bogiem czasem lepiej jest zrobić mniej, ale z serca. Unikać wielkich deklaracji i pobożnych życzeń, a robić z miłością to, co dziś jest w zasięgu moich możliwości. I nie kajać się za to, że nie mogę więcej.
Wizje duszpasterskie, które mają duchowe znaczenie, nie rodzą się przy biurku, jako owoc studiowania dokumentów kościelnych, ani np. przy grillu, jako wynik miłych towarzyskich spotkań, lecz są owocem modlitwy i gotowości do ofiarowania swojego życia, a więc także swoich ambicji, swoich marzeń i dotychczasowych pozycji. A to często bywa trudne, zwłaszcza wtedy, gdy pomimo zaangażowania nie ma efektów, które dają satysfakcję i napędzają do dalszych działań. Często czujemy się samotni w tym, co chcemy robić, ale ta samotność nie ma w sobie egzystencjalnego pesymizmu, wpisane jest w nią bowiem ciągłe poszukiwanie nadziei. To nie ludzie mają działać, lecz Bóg, jednak w codzienności często o tym zapominam i myślę, że to poczucie samotności jest też wynikiem chęci zrobienia wszystkiego samemu. A często jest to wręcz niemożliwe…