Aleteia logoAleteia logoAleteia
środa 01/05/2024 |
Św. Józefa
Aleteia logo
Styl życia
separateurCreated with Sketch.

Dziecięcy obraz Boga to obraz rodziców. Co robić, by go nie zepsuć?

Rodzina

Shutterstock

Rodzina

Anna Chwolik / Siewca.pl - Siewca.pl - 26.03.24

Jestem przekonana o tym, że – z perspektywy dziecka – obraz rodziców wpływa na obraz Boga. Może to być fałszywa projekcja taty, którego miłość jest warunkowa. Może to też być obraz taty, który zawsze jest w domu i zawsze nas przyjmuje. Co robić, by pomóc naszym dzieciom zbudować prawdziwy obraz Boga?

Z ojcem się nie handluje?

Parafrazując słowa z listu do Hebrajczyków, mogę stwierdzić, że Pan Bóg przemawia do mnie „wielokrotnie i na różne sposoby”. Jednak niezwykle porusza mnie, kiedy posługuje się naszymi dziećmi.

Nasz sześcioletni syn odezwał się do mnie z rozmarzeniem: „Wyobraź sobie, że twój tata ma sklep ze słodyczami. Mogłabyś wchodzić i wybierać, co chcesz. Bez płacenia. Bo z ojcem się nie handluje”. 

Te słowa poraziły mnie mądrością. Brzmią w głowie i sercu do tej pory. Dokładnie to potrzebowałam usłyszeć w tamtym momencie i od razu przyszły mi na myśl słowa z Księgi Izajasza:  „O, wszyscy spragnieni, przyjdźcie do wody, przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy!”. (Iz 55,1a)

„Bozia cię pokaże”

Nasz obraz Boga kształtuje się od najmłodszych lat. Często jest to trudny do określenia twór zwany „Bozią”. Ma w niebie wagę, którą waży nasze uczynki. Jeśli szala przechyli się w stronę dobra, zasługujesz na nagrodę. Gorzej jeśli jesteś „niegrzeczny”, wtedy oczekuj pomsty. Powtarzane na katechezie słowa „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło każe” budziły we mnie nie tyle bojaźń Bożą, co niepokój i strach. Odbierałam je jako przejaw kultury zasługiwania na miłość, uwagę, dobre słowo. Na podwórku mówiliśmy: „za darmo – umarło”. To wypacza obraz Boga Ojca, przed którym trzeba się raczej schować. Najlepiej w krzaki…

Bóg na obraz rodzica

Czy tego chcemy czy nie, dzieci będą tworzyły obraz Boga na… nasz obraz. Jeśli nie doświadczą w domu miłości bezwarunkowej, trudno będzie im wierzyć, że Bożą miłość mają za darmo. Łatwo kocha się dzieci, kiedy zachowują się poprawnie. Przy trudnych zachowaniach włącza się lampka ostrzegawcza: jak zareagować, żeby dziecka „nie zepsuć”? Szafujemy wtedy często miłością poprzez słowa: „Przytulę cię, kiedy się uspokoisz”, „Nie zasługujesz, żebym się z tobą pobawiła”, „Najpierw się popraw, a potem do mnie przyjdź”. Dziecko dostaje wtedy komunikat, że na miłość musi zasłużyć i że jest kochane, ale pod określonymi warunkami. 

Z doświadczenia wiem, że przy różnego rodzaju mniejszych czy większych aferach często przełomem jest pytanie: „potrzebujesz się przytulić?”. Mały buntownik zostaje rozbrojony. Okazanie miłości w takiej sytuacji nie oznacza akceptacji złego zachowania. Jest raczej sygnałem: „jestem przy tobie, wspieram cię, kocham cię niezależnie od twojego zachowania”. 

Jeśli mamy doświadczenie zasługiwania na miłość, prędzej czy później przełoży się to na naszą relację z Bogiem. Nie wejdziemy w bliskość, do której On nas zaprasza, bo będziemy próbowali najpierw się poprawić, zmienić. Tymczasem nie jesteśmy w stanie być lepsi, bardziej podobni do Niego, o własnych siłach. To właśnie Jego bliskość sprawia, że stajemy się bardziej jak On. Podobnie jest z dziećmi. Łatwiej jest im wrócić na dobre tory, kiedy otrzymują wsparcie i miłość, która wynika z tego, kim są, a nie z tego, co robią.

Tata, który zawsze jest w domu

Bardzo bym chciała, żeby nasze dzieci miały obraz Boga Ojca, do którego zawsze mogą przyjść. Bez strachu. Z każdą sprawą. U małych dzieci jest to całkiem naturalne, dlatego myślę, że w tej dziedzinie mogą być dla nas wzorem. Kiedy nasz syn jest głodny, przychodzi i prosi: „daj mi jeść”. Nie przeprasza, że zawraca mi głowę. Nie wyciąga listy swoich zasług. Wie, że dostanie jedzenie, bo jest synem. 

Bardzo podoba mi się określenie Boga jako Taty, który zawsze jest w domu. Nie musimy Go prosić, żeby łaskawie znalazł dla nas godzinkę na audiencję raz w tygodniu. On chce być z nami ciągle. I nie musimy zasługiwać, bo „z ojcem się nie handluje”. 

Pan Jezus przyszedł, żeby pokazać nam Ojca. My mamy ten przywilej i zadanie, żeby pokazywać Go naszym dzieciom. A co z naszym obrazem? Przychodzi taki moment, kiedy trzeba puścić lejce i wyciągnąć ręce. Odpuścić kontrolę, przyjąć to, co Tata chce nam dać i pozwolić się prowadzić za ręce – jak dziecko. 

Tags:
dziecirodzinawiara
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail