Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
«Moja bezbronna ojczyzna przyjmie cię najeźdźco»
Dziadek Feliks Kowalski, babcia Anna, ciotka Jadwiga, tata Czesław i stryjkowie: Kazik, Gieniek i Zygmunt mieszkali w Stołpcach nad Niemnem. Dziadek miał parterowy, drewniany domek tuż obok polskich koszar. Stołpce były ostatnią stacją kolejową przed sowiecką granicą. O krok, za Niemnem, rozciągała się wielka Puszcza Nalibocka. Bose dzieciństwo taty przeszło na nadniemeńskich piaskach, w sąsiedztwie wielkiego mostu, który łączył oba brzegi. Ten most, choć drewniany, uznawano za cud ówczesnej techniki.
17 września 1939 roku obudził ich ryk jadących czołgów. Tata, usłyszawszy, że «Polski już nie ma», bardzo płakał. Tyle tylko zapamiętał. Starszy Gieniek zapamiętał więcej i spisał wspomnienia. O tym, jak polski samolot zrzucił bomby na most, żeby zatrzymać najazd – ale nie trafił. Most stał nadal. Jak «ulicą Dominikańską szli ostatni nasi żołnierze, narzekali i klęli, że na granicy nie ma wojska». Jak «Żydzi biegli z kwiatami witać najeźdźców». Jak «przy drodze do Zajamna […] pewien kapral, nie chcąc poddać się do niewoli, rozerwał się granatem».
«A droga którą Jaś Małgosia dreptali do szkoły, nie rozstąpi się w przepaść»
Życie zaczęło biec jakby zwyczajnym torem. Więc znowu szkoła, niby bez zmian. Zmiany przychodziły z zaskoczenia.
Pewnego dnia kazano uczniom zdjąć ze ściany krzyż. Nikt nie chciał tego zrobić. Na drugi dzień nie było już krzyża. Wtedy Gacki wyciągnął zza pieca dwa polanka, wystrugał je scyzorykiem, złożył i zawiesił na dawne miejsce nowy krzyż. Po przyjściu do klasy rankiem drugiego dnia krzyża już znowu nie było.
Z klasy zaczęli po cichu znikać koledzy i koleżanki. O większości słuch zaginął. W maju 1941 roku
od znajomych wywiezionych do Kazachstanu rodzina otrzymała list. W liście zawiadamiali o śmierci babci w drodze i jej pogrzebie w śniegu, przy torach […] mieszkali w ziemiance, wymieniali pończochy i garderobę na zboże.
Którejś nocy Sowieci zapukali także do Kowalskich. Podobno nie zgadzały się personalia w proskrypcyjnym spisie – i zostawiono ich w spokoju. Na wszelki wypadek trzymali odtąd spakowane walizki.
«Synowie ziemi nocą się zgromadzą»
Gieniek pisze:
Pierwszego listopada […] na cmentarzu przy grobach żołnierskich zawiązała się młodzieżowa grupa konspiracyjna w składzie: Jurek Sochoń, Czesław Leszczyński, Leszek Szpaczyński i inni.
Wciągnęli stryjka Kazika. Na początek «wykradał z koszarowego wysypiska śmieci polskie orzełki i guziki mundurowe».
Kiedy w czerwcu roku 1941 front przeszedł przez Stołpce, w Nalibokach pojawili się sowieccy «partyzanci». Mało walczyli z Niemcami, raczej rabowali chłopów. Niemcy dostarczyli Białorusinom broń i pozwolili zorganizować tak zwaną «samoachowę», czyli samoobronę. Broń tę przejmowało częściowo Zgrupowanie Stołpecko-Nalibockie AK, to jest polscy «legioniści» (zwani tak w odróżnieniu od sowieckich «partyzantów»). Z początku Polaków i Sowietów łączył sojusz. 1 grudnia roku 1943 Sowieci otoczyli polski oddział. Oficerowie przepadli bez śladu, resztę przekwalifikowano na «partyzantów».
Wtedy ocalały z obławy «cichociemny» Adolf Pilch, sławny «Góra» (potem «Dolina») odtworzył Zgrupowanie. Sowieci chcieli ich znowu zlikwidować. Porozumiał się więc z Niemcami i w zamian za amunicję uzgodnił czasowy rozejm (co przysporzyło mu potem znacznych politycznych problemów).
«Rzeki nazbyt leniwe nieskore do potopów»
Wiosną 1944 roku front się zbliżył, a z nim akcja «Burza». Stryjek Kazik miał już siedemnaście lat i poszedł za Niemen – do «Góry». Dostał pseudonim «Zamieć» jako szeregowy drugiego plutonu drugiego szwadronu 27 Pułku Ułanów.
W końcu czerwca gruchnęło po Stołpcach, że «legioniści» odchodzą w nieznane. Stryj Gieniek i Tata poszli pożegnać się z Kazikiem. Jako prezent nieśli wyszabrowany z niemieckiego transportu pakiet opatrunkowy, rodzaj sanitarnego «chlebaka». Przeszli po drewnianym moście przez Niemen, znaleźli «legionistów» w puszczy, dali «chlebak» Kazikowi i wrócili po tymże moście. W chwilę potem most wyleciał w powietrze.
«Malowani chłopcy bezsenni dowódcy»
«Góra» ciągnął na Warszawę. Miał wokół siebie sowieckich «partyzantów» i Wehrmacht, za sobą front, przed sobą pięćset kilometrów. Prowadził ułanów na koniach i sto pięćdziesiąt furmanek z piechotą i cywilami – prawie tysiąc ludzi. Niezwykła, epicka wyprawa, która ma swoich historyków, ale godna jest co najmniej sensacyjnego filmu.
Pierwszego lipca pod Horodzieją, kiedy wchodzili do wsi, Kazik był w ułańskiej szpicy. Sowieci obrzucili ich wiązkami granatów. Dostał w pierś i w nogę. Oddział szedł dalej, rannych nie zabierał. Jedna z sanitariuszek uparła się jednak i wzięła Kazika na wóz. Pielęgnowała go siedemnaście dni.
«Góra» przeprowadził Zgrupowanie aż do Puszczy Kampinoskiej. Tam weszli w skład VIII Rejonu AK «Grupa Kampinos». Próbowali przebić się do walczącej Warszawy. Ozdrowiały Kazik walczył pod Bożęcinem, Pociechą, Ławami, Leoncinem, Sowią Wolą, Mariewem, Zaborówkiem, nie licząc starć przygodnych. 29 września «Grupa Kampinos» została rozbita pod Budami Zosinymi i Jaktorowem koło Żyrardowa. Oddział «Góry» – «Doliny», przechodząc do Puszczy Mariańskiej, rozproszył się, ale potem walczył jeszcze do stycznia 1945 roku.
«By ci co po nas przyjdą uczyli się znowu»
«Góra» – «Dolina» przeżył, spisał wspomnienia. Po upadku komunizmu odwiedził Polskę. Umarł w Londynie w 2000 roku.
Przeżył też Kazik. Został cenionym architektem, odbudowywał Warszawę. Rekonstrukcje niektórych rzeźb na Starówce odkuwano według jego projektów. Odłamki spod Horodziei nosił w sobie do końca życia. Często spotykał się z kolegami z oddziału – ich rodziny spotykają się do dziś w Kampinosie. Zginął tragicznie w latach 80.
Piosenkę, podlinkowaną do tego tekstu, dedykuję pamięci Jego i Jego towarzyszy broni.