Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Szósty stopień pokory polega na tym, że mnich zadawala się wszystkim najnędzniejszym i ostatnim i uważa się za niezdatnego robotnika i niegodnego wszelkich zajęć, które mu zlecają, mówiąc z prorokiem: Zostałem unicestwiony i nie wiem niczego, jestem wobec Ciebie jak bydlę juczne i jestem zawsze z Tobą.
Rozdział 7, 49-50*
Cnota sprzeczna z mentalnością naszego świata
Im dalej idziemy w „stopnie pokory”, tym mocniejsze jest wrażenie, że jest to cnota głęboko sprzeczna z mentalnością naszego świata. Już nawet nie chodzi o ten pogański, w którym pokora byłaby (i jest) czymś sprzecznym z jego wyobrażeniem o honorze (to się zresztą odzywa i dziś, tam gdzie się próbuje kultywować szlachetność – zwykle tę bardziej pogańską niż chrześcijańską). Teraz chodzi o świat postchrześcijański, który żyje obsesją emancypacji: w takiej pokorze widzi on na każdym kroku formy zniewolenia, upodlenia, możliwego nadużycia etc.
Powinniśmy przyjmować te postchrześcijańskie zarzuty i podejrzenia ze spokojem. Są podszyte nieznajomością sprawy, chorobliwą fobią, dlatego nie trzeba się nimi przejmować. Niech jednak i one pomagają nam zachowywać miarę – bo przecież nikt nie powie, że chrześcijanie zawsze praktykują pokorę w sposób właściwy.
Powiedziano już, że pokora to sztuka odkrycia swego miejsca w całości. Ta „całość” (czy jest nią dom, czy klasztor, czy państwo, czy świat, czy Kościół etc.) zawsze ma granice, a w tych granicach – swoje niedostatki, braki, pomyłki. Zawsze w tej „całości” trafimy na rzeczy „tanie i ostatnie”, na zajęcia wyglądające jak „cokolwiek”, a nie jak wielka misja; w końcu i na to, że ktoś nas potraktuje jako „kogokolwiek”, jeśli nie jako „byle kogo”.
Trudność polega tu na pewno na tym, że przykro jest dostać byle co i być traktowanym jak byle kto. Ale trudność prawdziwa – co rzadko widzimy jasno – polega nie na niskiej wartości rzeczy i ról, które nam nagle zaoferowano, lecz na tym, iż czujemy się zdezorientowani: czy to naprawdę nasze miejsce, nasza rola, nasze zadanie? Dolegliwe jest poczucie, że „coś tu nie gra”. I może tym „czymś”, co „nie gra”, jestem ja sam?
Bóg sam wystarczy
„Szósty stopień” pokory to umiejętność pozytywnego przyjęcia tej głębszej trudności – a więc nie samej przykrości otrzymywania byle jakich rzeczy i niskich ocen, lecz i niepewności, kim jestem.
Idziemy ku temu, by po wszystkim, co tutaj znosimy, powiedzieć Bogu z całą szczerością, a bez wyrzutu i goryczy: nie wiem, dlaczego mam nosić ubrania nie na moją miarę i czapki, przez które mnie wyśmiewają. Stoję przed Tobą jak baran czy wół, w miejscu, w którym płynie moje życie chciane przez Ciebie – i wiem jedno: że jeśli zechcesz, „zawsze będę z Tobą”. Jeśli zechcesz – a przecież zechcesz.
W życiu każdego z nas jest mnóstwo powodów większych i mniejszych, by rzeczywiście przyjąć trudy jako pokutę za nasze nadużycia, pokutę dającą też poprawę. To już wystarczy, by praktykować „szósty stopień pokory”. Jednak ma on w sobie coś jeszcze głębiej lub wyżej: ma w sobie teologię uszytą z „Bóg sam wystarczy” i „nie mamy tutaj trwałego mieszkania”.
* Fragment "Reguły" św. Benedykta w tłumaczeniu o. Bernarda Turowicza OSB opublikowany w serii Źródła Monastyczne pt. "Reguła Mistrza. Reguła św. Benedykta"