Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Latem 1224 roku zmęczony ubogi brat długo wspinał się wśród dzikich lasów Apeninów na górę podarowaną mu niegdyś (bez prawa własności) przez hrabiego Orlando Cattani. Szedł, a potem jechał na osiołku pożyczonym od jednego z miejscowych chłopów. Zgnębiony, rozczarowany, słaby fizycznie i przytłoczony duchowymi ranami. Zwłaszcza, że zadawali mu je coraz liczniejsi współbracia niepodzielający radykalnej wizji zakonu, którego św. Franciszek był przecież ojcem. Jako założyciel czuł się wśród swoich coraz bardziej… wyobcowany.
W ciemności serca
Być może, wędrując ku górze, wspominał swoją osobistą drogę? Od króla zabaw, duszy towarzystwa, ambitnego rycerza marzącego o sławie. A potem więźnia i na długo przykutego do łóżka chorego… W końcu nawracającego się młodzieńca, który odrzucił narzucaną przez ojca ścieżkę kariery i szukał dla swojego życia woli Boga. Żarliwie prosił Go wówczas o rozjaśnienie ciemności serca, prawdziwą wiarę, niezachwianą nadzieję, doskonałą miłość, zrozumienie, poznanie i wypełnienie Jego „świętego i prawdziwego posłannictwa” – a nie woli Franciszka?
Miał 24 lata, gdy usłyszał głos z krzyża w kościele San Damiano: „Franciszku, nie widzisz, że dom mój leży w ruinie? Pójdź więc i napraw go przez miłość do mnie”. Pełen zapału, od razu przyrzekł: „Panie, oddam temu dziełu całą duszę”. Tomasz z Celano, współbrat Franciszka napisze: „Odtąd jego świętą duszę przebiło współcierpienie z Ukrzyżowanym i, jak można zbożnie sądzić, wycisnęły się wówczas na jego sercu, choć jeszcze nie na ciele, stygmaty czcigodnej męki” (cytat za: Ivan Gobry Święty Franciszek).
Blask potężnego słońca
Wyczerpany 42-letni asceta, który już za dwa lata spotka się z „siostrą naszą, śmiercią cielesną” – jak ją nazwie w Pieśni Słonecznej – z trudem pokonuje stromą ścieżkę na La Vernę. Tam przez 40 dni będzie się modlił i pościł.
Chce prosić Zbawiciela o światło, jeszcze bardziej zjednoczyć się z Nim w doświadczeniu miłości. Przyłożyć swoje wewnętrzne rany do Jego ran. Będzie również powierzał Chrystusowi przyszłość swojej duchowej rodziny. Otrzyma obietnicę, że jego zakon będzie trwał, a wielu spośród obecnych i przyszłych współbraci dochowa wierności Ewangelii.
Ubogiemu diakonowi towarzyszy kilku zaufanych braci. Wśród nich jest m.in. Leon, którego uczynił swoim spowiednikiem i który mógł odprawiać codziennie Eucharystię. Ale samo wydarzenie, kiedy w połowie września serafin wyryje w ciele Franciszka widzialne stygmaty, będzie przed innymi ukryte.
Święty przebywał wówczas na modlitwie w odosobnieniu. Biografowie, powołując się na świadków, relacjonują, że przez mniej więcej godzinę cała La Verna rozbłysła wtedy ogniem, jakby blaskiem potężnego zachodu słońca.
Sanktuarium w Alwerni w prezencie od szlachcica
Prawie 400 lat później wśród pielgrzymów podążających śladami św. Franciszka jest pobożny polski szlachcic herbu topór – Krzysztof Koryciński. Piastuje on nad Wisłą wiele odpowiedzialnych godności i urzędów. Pielgrzym doznaje szczególnego poruszenia w miejscowości Chiusi della Verna i w słynnym franciszkańskim klasztorze. Dostrzega tam podobieństwo z górą Podskale, której sam jest właścicielem w Polsce.
Jak niegdyś włoski hrabia Franciszkowi, tak teraz polski szlachcic przekazuje swoją posiadłość duchowym synom Biedaczyny z Asyżu. A dokładnie – Prowincji Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, w naszej ojczyźnie popularnie zwanymi bernardynami. W 1616 roku o. Piotr Poznańczyk święci ofiarowany braciom grunt i już w kilka miesięcy później powstaje pierwsza drewniana kapliczka z przylegającym do niej skromnym klasztorem.
Dość szybko rozpoczyna się budowa murowanego konwentu. Drewniana kaplica również z czasem okazuje się niewystarczająca, aby zabezpieczyć potrzeby duchowe pielgrzymów zmierzających do polskiej La Verny oraz mieszkańców osiedlających się u jej stóp. To właśnie od bernardyńskiego klasztoru zaczyna się historia miasta Alwernia.
Zobacz galerię zdjęć z sanktuarium w Alwerni
Przed cudownym obrazem
Budowa nowego kościoła kończy się w 1660 roku. Ponad pół wieku później do północnej strony prezbiterium dobudowano niedużą kaplicę, w której umieszczono słynący łaskami obraz Ecce Homo, przekazany bernardynom w 1686 roku. Wizerunek cierpiącego Chrystusa miał już za sobą niezwykle bogatą i dramatyczną historię.
Przypomniał ją 15 września 2024 r. abp Marek Jędraszewski, ustanawiając kościół oo. bernardynów w Alwerni Archidiecezjalnym Sanktuarium Pana Jezusa Cierpiącego ,,Ecce Homo”. Mówił, że obraz był świadkiem zdrad, które doprowadziły do schyłku wschodniego chrześcijaństwa. Do Polski trafił w ostatnich chwilach jej świetności, a potem towarzyszył naszemu narodowi w latach rozbiorów i wojen.
Kronika klasztorna podaje, że pierwsza wzmianka o cudownym obrazie pochodzi z 1453 r. Wizerunek znajdował się w kaplicy cesarskiej Konstantyna XI. Po upadku zdobytego przez Turków osmańskich Konstantynopola stał się jednym z trofeów sułtana Mehmeda II. Później należał m.in. do austriackiego cesarza.
Przed wizerunkiem Pana Jezusa Cierpiącego w Alwerni modlili się polscy królowie: Jan III Sobieski i Stanisław August Poniatowski. Z tutejszym klasztorem łączy się jeszcze jedna wyjątkowa postać z tragicznej historii Polski. Z gościny tutejszych braci korzystał pułkownik Witold Pilecki tuż po swojej brawurowej ucieczce z Auschwitz.
Na górze przemienienia
Od ponad roku w klasztorze i parafii pw. Stygmatów św. Franciszka z Asyżu w Alwerni posługuje jako wikariusz o. Filip Czub OFM. Jest katechetą w szkole i przedszkolu, opiekunem Liturgicznej Służby Ołtarza, scholi parafialnej oraz parafialnego klubu sportowego, a także moderatorem Franciszkańskiej Młodzieży Oazowej.
Poproszony o wskazanie duchowego klucza do zrozumienia fenomenu Alwerni, wyjaśnia: „Nasze sanktuarium jest cenne pod dwoma aspektami. Po pierwsze przypomina włoską La Vernę, jest swoistą pustelnią, miejscem wyciszenia. Znajduje się na uboczu, na skarpie, w pośrodku bukowego lasu. Ten zewnętrzny aspekt wprowadza nas w drugi, duchowy, związany z tematyką archidiecezjalnego sanktuarium Pana Jezusa Cierpiącego Ecce Homo.
O. Filip dodaje, że owa tematyka wyłania szczególną grupę ludzi, którzy tu otrzymują łaski: „Są to osoby przeżywające cierpienia duchowe, często noszone przez wiele lat. Zostawiają je Chrystusowi, otrzymując od Niego zrozumienie i pocieszenie. Twarz Pana Jezusa z obrazu Ecce Homo jest pełna pokoju, przebaczenia, miłosierdzia. Jego wzrok przyciąga nas takimi, jakimi jesteśmy. I to może być kluczem do przebaczenia zranień i słabości oraz uzdrawiania naszych relacji. Św. Franciszek z Asyżu udał się na górę La Verna rozczarowany i złamany. Tam przez doświadczenie krzyża i miłości Chrystusa doznał wewnętrznego odnowienia i przemienienia. Podobnie jak on, pielgrzymujący do Alwerni ludzie wracają z tego wzgórza, wiedząc, że nie są sami".
***
W tym roku franciszkanie na całym świecie obchodzą jubileusz 800. rocznicy wydarzeń, jakie dokonały się na La Vernie. Motywem przewodnim jubileuszu są słowa: „Od ran do nowego życia”. W polskim sanktuarium, na mocy specjalnego dekretu, pielgrzymi mogą uzyskać odpust zupełny.