Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Aleteia: Dziś środa…
O. Alojzy Chrószcz OMI: Dzień, w którym prowadzę katechezy dla wszystkich: pogan, chrześcijan – traktuję ludzi jednakowo. Opowiadałem im o synu marnotrawnym. Potem rozmawialiśmy o tym, że jak się jest starszym człowiekiem, to miewa się kłopoty z nowymi technologiami. Młodzi muszą być wyrozumiali, kiedy jest kłopot, by się, przykładowo ze mną skontaktować…
Mi udało się bez problemu!
Czasem nacisnę przypadkowo tryb samolotowy i nie można się do mnie dodzwonić (ojciec śmieje się).
Wracając do ojca pracy...
Dużo się dzieje. Mieliśmy ceremonię pierwszych ślubów zakonnych. Najpierw dwie nowicjuszki Siostry Służebniczki NMP Niepokalanej, a potem 16 nowicjuszy Misjonarzy Oblatów NMP Niepokalanej. Rozdawaliśmy też przybory do szkoły dla 140 rodzin z 384 dziećmi i młodzieży, których ojciec lub matka są w więzieniu. Wszystko dzięki pomocy ludziom dobrej woli, którzy wspierają naszą działalność. A dziś byłem też w więzieniu i u chorych. Więźniowie zadowoleni, bo przywiozłem im nowe ubrania. Był ze mną ojciec Łukasz i kleryk Gerard z Nigerii, którzy będą mi pomagać.
Skąd pomysł, by zostać osobą duchowną?
W młodości chciałem być sportowcem. Grałem w lidze w piłkę nożną i ręczną. We Wrocławiu uczyłem się na AWF-ie, a po studiach, żeby uciec przed wojskiem, chciałem zaciągnąć się do pracy w kopalni. Nie udało się i trafiłem do wojska. Pewnego dnia odwiedziłem swojego starszego brata Franciszka w seminarium duchowym, gdzie studiował. Zapytałem, czy ja nie jestem za stary na nowicjat. Powiedzieli, żebym spróbował. Jak mi się nie spodoba, to wyjdę i się ożenię (ojciec śmieje się). Spodobało mi się i zostałem. Dobrze, że wybrałem taką drogę, bo inaczej siedziałbym głównie w domu przed telewizorem, a tak pomagam potrzebującym!
Dlaczego w Afryce?
Tu ciągle mówię o Bogu do wspaniałych ludzi. Czuję się potrzebny: robię rzeczy, których nie mógłbym robić w Europie. Przede mną wciąż nowe wyzwania. Zaczęliśmy we wrześniu budowę szkoły i ochronki, w których dzieci spędzają czas, kiedy rodzice są w pracy. Zwykle w takich miejscach miejscowa dziewczyna zostaje przeszkolona, by być nauczycielką wychowania przedszkolnego. Pod opieką ma 30-40 maluchów, których uczy m.in. języka francuskiego. Ich rodzice nie znają go, a dzieci zaczynają posługiwać się nim, co jest dla nich ogromną szansą.
Jezus, gdyby się ponownie teraz urodził, to pewnie w Afryce?
Nie wiem, nie jestem teologiem. Pojawiłby się tam, gdzie jest potrzebny. Bóg wie najlepiej, co robić. Ciężko było pewnie misjonarzom, którzy przybyli tu 100 lat temu. W Kamerunie, gdzie mieszkam, prawie w każdej wiosce, są chrześcijanie.
Pracuje ojciec w więzieniu?
Dotychczas, przez 45 lat pracowałem w dżungli wśród Pigmejów Baka, potem w sanktuarium maryjnym w Figuil. Od roku pracuję w centrum Kamerunu, gdzie mieści się Centrum Duchowości Oblackiej. Jestem kapelanem więziennictwa. Pracuję w więzieniu, gdzie jest 1350 skazanych. Wśród nich są nie tylko chrześcijanie, ale i muzułmanie.
Wierci ojciec też studnie od ponad 40 lat. Jest ich 50, niektóre głębokie, po 30 metrów! Co jeszcze?
Dzięki fundacji „Redemptoris Missio” pomagam organizować operację zaćmy. Kiedy wracamy samochodem z zabiegu, słyszę jak pacjenci komentują z zachwytem, że widzą: „Tu jest most”, „A tam asfalt”. Daje mi to wielką satysfakcję.
Radości z życia można się nauczyć? Papież Franciszek mówi, że Europa jest nienasycona. Ludziom ciągle mało i mało.
W Kamerunie naprawdę małe rzeczy potrafią ludziom dawać radość. Jak jadę do przedszkola, zawsze mam dla krasnoludków (dzieci) lizaki i cukierki. Bardzo się cieszą, bo rzadko mają okazję jeść słodycze. Kiedy wykopiemy studnie w wiosce, radość jest wielka. Cała okolica wspólnie świętuje. Na stołach lądują kurczaki, a przy nim zasiadają wspólnie chrześcijanie i muzułmanie. Cieszą się, że mają dostęp do świeżej wody. Powodzie, które dotknęły Europę, mogą uzmysłowić, jak mało warte są starania, by mieć więcej i więcej. Można mieć wszystko i wszystko stracić. Na szczęście wokół jest dużo dobrych ludzi, którzy pomagają odbudować zniszczenia. To dobry znak, że jest taka solidarność.
Wspomniał ojciec o jedzeniu. Gotowanie wpisane jest w plan dnia?
Mamy kury, koguta. Raz dziennie przychodzi pani, która nam pomaga w gospodarstwie. Mam ogródek… o właśnie, przestało padać, więc wreszcie będę mógł posadzić kwiaty, które uwielbiam i ciągle dostaje nowe sadzonki od wiernych. Dziękuję za deszcz, bo wreszcie mogę wyrwać trawę wokół domu. Dzięki wilgoci łatwiej wychodzą korzenie. Widzę, że banany podrosły, a inne dały owoce. Jest za co dziękować Bogu!
Skąd czerpie ojciec nieustanną motywację do działania w trudnych i specyficznych warunkach?
Radością jest, że się obudziłem, mam siłę do działania i pomagania innym. Od razu dziękuję za to Bogu. Wstaję o godzinie 4.45 i zaczynam od modlitwy. Następnie przygotowuję kazania, gimnastykuję się, a o 7 idę do kaplicy, gdzie wspólnie się modlimy. Nowy dzień to wielki dar Boży – możliwość zrobienia czegoś dobrego dla innych!
A ulubiony ojca święty?
Jan Vianey, zwany proboszczem z Ars. Był skromnym człowiekiem. Miał trudności, aby być dobrym kapłanem, spowiednikiem, ale żył Eucharystią i Adoracją Najświętszego Sakramentu.
Rozmawiała Katarzyna Kamińska