Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Wybór protestantyzmu
Chrzest odbył się 5 listopada 1989 roku. W ten dzień stałem się członkiem ewangelicznego Zboru. Ostatni raz do kościoła katolickiego poszedłem chyba w święta Bożego Narodzenia tego samego roku – o ile się nie mylę, była to pasterka. Nie czułem już tego kościoła. Nie był to dla mnie Kościół, raczej jakaś jego parodia, celebra bez głębszego sensu, zewnętrzność niepotrafiąca przemienić człowieka od środka.
Egzamin na studia się nie powiódł. Ale oto pastor zaproponował mi posadę ewangelisty zborowego. Etat i pieniądze. Nic, tylko chwalić Boga. Teraz już na pewno widziałem, dlaczego nie poszło mi w Warszawie.
Pasja do głoszenia Jezusa
Ewangelizowanie bydgoskiego Fordonu było moją pasją. Stanowił on bazę. Bydgoszcz jako miasto postrzegałem również jako akwen do łowienia. Chodziłem od bloku do bloku, od klatki do klatki, od drzwi do drzwi. Rozdawałem wydrukowane egzemplarze Ewangelii według świętego Jana, organizowałem spotkania ewangelizacyjne.
W Fordonie mieszkaliśmy dwa lata. W roku 1993 zaproponowano mi etat ewangelisty w zborze w Łodzi. Ponieważ Ola się tam urodziła, a tamtejszy zbór był jej duchowym domem (ja też zdążyłem już go poznać), nie myśląc długo, postanowiliśmy wyruszyć w drogę.
Ewangelizacja była moim życiem. Szybko zacząłem poznawać okoliczność osiedla. Wraz z młodzieżą ze Zboru raz po raz organizowaliśmy nabożeństwa ewangelizacyjne. Przede wszystkim jednak koncentrowałem się na mojej sprawie. Krążyłem po domach natrafiając na różnych ludzi.
W nowym Zborze robiliśmy wszystko, co się dało, żeby społeczność mogła się rozwijać. Zdarzały się chwilę słabsze – jak to wśród ludzi – jednak ogólnie byliśmy zadowoleni, zbudowani. Co jakiś czas chrzciliśmy nowe osoby. Nasze dzieci zostały ochrzczone 27 kwietnia 2008 roku. To był naprawdę radosny dzień. Mieć nawrócone, wierzące dzieci to wielkie błogosławieństwo. Syn miał wtedy 16 lat, a córka 11 lat.
Rok przełomu
Rok 2020 przyniósł przełom. Wszystko zaczęło się wtedy zmieniać, nie tylko u mnie, także na świecie. Na początku roku, zanim wybuchła pandemia, przygotowywałem się do wykładu. Miałem omówić prolog Janowy (J 1 1-8). Mnóstwo materiału. Kontekst, treść, greka – wszystko. Gdy pracowałem nad wykładem, podeszła do mnie córka i powiedziała, że kogoś poznała. Wcześniej miała chłopaka ze Zboru, ale postanowił pójść swoją drogą, bez niej.
Kim był nowy chłopak? To katolik. No nie, katolik? A może coś więcej? To katolik nawrócony, autentycznie wierzący, konkretny, gorliwy. To już coś. No, ale jak to? Córka pastora będzie się spotykać z katolikiem? To jakaś aberracja! Jak to będzie wyglądało? Co ja powiem w Zborze? Zaraz… Przecież prosiłem o znak. Tyle że chodziło w nim o żonę, nie o córkę. Oj! Panie Boże! Co Ty tutaj…
Pan Bóg ma niezłe poczucie humoru. Prosiłem Go, aby – jeśli kierunek, w którym stopniowo zmierzam, jest naprawdę słuszny – przekonał moją żonę, a teraz córka robi pierwszy krok. Szybko zaczęłam myśleć o konwersji na katolicyzm. Nie, nie tylko ze względu na chłopaka. Dużo rozmawiali. Nie nauczyliśmy jej niechęci do katolicyzmu, więc pewnie było jej łatwiej.
Rok 2020 rzeczywiście przyniósł przełom. Trzy miesiące to długi czas. Dla mnie był to okres wzmożonej modlitwy, rozmów z żoną, która już zaczęła odkrywać katolicyzm.
W końcu podjęliśmy decyzję. Na pierwszym zbliżającym się nabożeństwie w czerwcu tego roku postanowiliśmy ogłosić rezygnację i odejść. Stało się. W niedzielę wygłosiłem swoje ostatnie kazanie, omówiłem fragment z Ewangelii według świętego Jana 5, 1-18. szczególnie ważne były dla mnie słowa: „Wstań, weź swoje łoże i chodź” (J 5, 8).
W kaplicy arcybiskupa
W lipcu 2020 roku spotkałem się z ojcem Tomaszem Nowakiem OP. Chciałem porozmawiać, poradzić się. Doszliśmy do wniosku, że na mnie, na moją żonę (córkę również) przeszedł czas wędrowania po pustyni. Trzeba będzie trochę się nachodzić. No i faktycznie był to początek drogi. Lipiec to także czas rozmowy z księdzem arcybiskupem Grzegorzem Rysiem. Dotyczyła ona przede wszystkim naszej córki i jej katechumenatu, choć wspomniałem też o naszych zamiarach.
Dwa lata po rezygnacji napisałem do arcybiskupa list z informacją, że jesteśmy gotowi. Spotkaliśmy się. Ustaliliśmy szczegóły. I tak w czerwcu 2022 roku pewnego pięknego poranka w kaplicy arcybiskupa staliśmy się katolikami. Trzeba było przeżyć ból odejścia, aby móc postawić stopę gdzie indziej.
Fragmenty książki „Zaskoczeni odkryciem. Świadectwa. Droga protestantów do Kościoła Katolickiego”. Wiesław, Aleksandra Kamyszek oraz Oliwia Woźniewska.
Tytuł, lead, śródtytuły pochodzą od redakcji Aletei.