Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Szczęście jest pojęciem nowym
Gdy prześledzić dzieje „szczęścia”, można się naprawdę zdziwić, że jest to pojęcie stosunkowo nowe. Dobrze się zrozummy: już w malowidłach naskalnych odnajdziemy przedstawienia rozrywek i sportów, takich jak zapasy lub łucznictwo, które uprawiano jeszcze przed wynalezieniem koła. Jednak tym uciechom stale towarzyszyła groźba głodu, wojny i nieuleczalnej choroby, czyli groza długiego cierpienia lub przedwczesnej śmierci. Starożytny grecki dziejopis Herodot zanotował: „W ciągu bowiem tak krótkiego żywota nie może nikt ani z tych tu, ani z wszystkich innych tak być jako człowiek szczęśliwym, żeby sobie nie raz, ale często nie uprzytomnił, iż wolałby umrzeć niż żyć” (Herodot, Dzieje, VII 46, tłum. S. Hammer, oprac. R. Turasiewicz, Ossolineum, Wrocław 2005, s. 514).
Niedziwne zatem, że siedemnastowieczny filozof Thomas Hobbes nazwał egzystencję ludzi pierwotnych żyjących w stanie ciągłej wojny wszystkich ze wszystkimi, życiem „samotnym, biednym, zwierzęcym i krótkim”. Wraz z postępem cywilizacji, gdy człowiek zaczął zastanawiać się raczej nad tym, co zjeść, niż jak nie zostać zjedzonym, szczęście zaczęło majaczyć gdzieś na horyzoncie ludzkich oczekiwań, choć wciąż było niedostępne dla większości ludzi. Szczęśliwi w życiu bywali tylko najbogatsi albo najświętsi, ale od czasów ekspansji chrześcijaństwa szerokie masy społeczne (a szczególnie ludzie biedni) przyjęły do wiadomości, że grzech nie popłaca i prowadzi do cierpienia, a prawdziwe szczęście czeka na wytrwałych, którzy zostaną zbawieni (por. Mt 10,22).
Do szczęścia trzeba mieć pieniądze
W książce „Happiness. A History” („Dzieje szczęścia”) Darrin McMahon podkreśla, że od czasów rewolucji przemysłowej ludzie postrzegają szczęście jako coś, co można posiąść, gdy się dysponuje odpowiednimi środkami.
Kto miał pieniądze, mógł zapewnić sobie dobre jedzenie, lekarstwa i bezpieczeństwo – miał możliwość, by cieszyć się czasem wolnym, oddawać się pasjom i słuchać swego serca, które pragnie szczęścia. Szansa na szczęśliwe życie stała się na tyle realna, że zmieniła się współcześnie wręcz w moralny obowiązek: mam prawo do życia w szczęściu i nic ani nikt (nawet małżonek lub dzieci) nie może mnie zmusić, bym odmówił sobie tego, co mnie uszczęśliwia. W 1643 roku John Milton napisał traktat gromiący kościelne prawo zakazujące rozwodów (stosowane od czasów Chrystusa), które jego zdaniem czyni z małżonków udręczonych niewolników we własnym domu.
Ale nawet wtedy, gdy stać nas na wszystko i możemy robić, co tylko chcemy, nie czujemy się szczęśliwi, czego wzorcowe przykłady znajdujemy w Ameryce. Trafną diagnozę kultury amerykańskiej przedstawił Alexis de Tocqueville, francuski dyplomata z XIX wieku: „W Ameryce spotkałem ludzi najbardziej wolnych i najbardziej oświeconych, żyjących w najlepszych w świecie warunkach. Odniosłem wrażenie, że ich twarze przesłania zwykle jakiś cień, wydawali mi się poważni i niemal smutni, nawet gdy zażywają rozrywek” (A. de Tocqueville, O demokracji w Ameryce, t. 2, tłum. B. Janicka i M. Król, Aletheia, Warszawa 2005, s. 511.)
Opinia ta nie zaskoczyłaby św. Tomasza, który parę wieków wcześniej rozróżnił dwa typy szczęścia. Na własną zgubę mylimy je z sobą, próbując czerpać doskonałe szczęście, które wypływa z niedoskonałego źródła.
Szczęście doskonałe
W Summie teologii Akwinata odróżnia doskonałą postać szczęścia (beatitudo) od jego postaci niedoskonałej (felicitas). O tej pierwszej pisze:
Przedmiot woli, którą jest ludzkie pragnienie, stanowi dobro powszechne, tak jak przedmiotem intelektu jest powszechna prawda. Stąd widać, że wolę człowieka może zaspokoić jedynie dobro powszechne. To zaś dobro nie znajduje się w żadnym bycie stworzonym, lecz jedynie w Bogu, gdyż każdy byt stworzony jest dobry (tylko) dzięki uczestnictwu. Toteż jedynie Bóg może w pełni zaspokoić wolę człowieka, zgodnie ze słowami Psalmu (102,5): „Bóg napełnia dobrami pragnienie twoje”. Zatem jedynie Bóg stanowi szczęście człowieka (ST 1-2, q. 2, a. 8, tłum. W. Galewicz).
Jeśli życie jest skończone, łatwo się zaplątać w labirynt ziemskich rozkoszy mających prowadzić wprost do pełni szczęścia. Wystarczy jednak przeczytać dowolną opowieść, w której życie trwa wiecznie, by zobaczyć bohaterów dochodzących do wniosku, że życie przyjemnościami, które się nie kończą, jest przerażające, jałowe i puste. Dlatego uważam, że bynajmniej nie potrzeba złośliwych diabełków w czerwonych piżamkach kłujących nas w tyłki, byśmy zaznali męczarni, bo sami ją sobie fundujemy, żyjąc na uwięzi ulotnych rozkoszy, które ostatecznie, po tysiącleciach pustej monotonii stałyby się dla nas żywym piekłem.
Nic w ziemskim życiu nie da nam pełnego, prawdziwego szczęścia, dla którego nas stworzono. Święty Tomasz pisze: „Dobra życia doczesnego są przemijające, bo i samo życie przemija, mimo iż z natury go pragniemy i chcielibyśmy, aby trwało wiecznie, gdyż człowiek z natury ucieka przed śmiercią. Dlatego w tym życiu nie można mieć prawdziwego szczęścia” (ST 1-2, q. 5, a. 3, tłum. W. Galewicz).
Szczęście niedoskonałe
Czy to wyjaśnia już wszystko? Czy wyłącznie dzięki Bogu można być szczęśliwym, a bez Niego nic nie może się nam powieść? Nie do końca. Akwinata dopowiada: „Szczęście niedoskonałe, osiągalne w tym życiu, człowiek może zdobyć swoimi naturalnymi siłami, tak samo jak cnotę, na której działaniu ono polega” (ST 1-2, q. 5, a. 5, tłum. W. Galewicz).
Związkom szczęścia z cnotą przyjrzymy się w części trzeciej, teraz natomiast chciałbym skupić się na Bogu, jeśli bowiem nie uwierzymy całym sercem, że Bóg istnieje i jest źródłem wszelkiego dobra, najpewniej nie zechcemy podążyć „prostą i wąską” ścieżką, którą On nam wyznaczył, choćbyśmy nawet intelektualnie uznawali Jego istnienie.
A co z cierpieniem?
C.S. Lewis wydał dwie wspaniałe książki poświęcone problematyce zła i cierpienia. Pierwsza nosi tytuł „Problem cierpienia” i rozważa temat głównie od strony filozoficznej. Drugą, zatytułowaną „Smutek”, Lewis napisał po śmierci żony. Mocno przeżył jej odejście. Tak podsumował targane tragediami życie: „Według naszych kryteriów to kiepski żart, małpi figiel złośliwego głupca” (C.S. Lewis, Smutek, tłum. J. Olędzka, Esprit, Kraków 2009, s. 43).
Najpierw przez jakiś czas Lewis złościł się na Boga, lecz nawet przez myśl mu nie przeszło, by porzucić wiarę. Gdyby wyrzekł się Boga, zachowałby się jak ktoś, kto straciwszy rodziców, twierdzi, że nigdy ich nie miał. Żal sieroty jest czymś zrozumiałym, ale nie oznacza, że utraceni rodzice nigdy nie istnieli: gdyby ich nie było, nie istniałoby również ich osierocone dziecko.
Ten sposób myślenia pomaga mi, kiedy upadam na duchu i zaczynam podejrzewać, że Bóg jest najwyższym źródłem – lecz cierpienia, a nie szczęścia. Nie zawsze rozumiem, dlaczego Bóg nie daje nam szczęśliwego życia na tacy, lecz każe się o nie starać i dążyć do cnót, jednakże nie powiem przecież: „Dobra, wszystko jedno, hulaj dusza, Boga nie ma”, moim zdaniem bowiem ateizm jest nielogiczny. Podając dowody na istnienie Boga, św. Tomasz z Akwinu rozłożył ateistów na łopatki.
Fragment książki „Jak być szczęśliwym. Recepta na spełnione życie według św. Tomasza z Akwinu”, M. Fradd, Wydawnictwo w Drodze.
Tytuł, lead, śródtytuły i podkreślenia pochodzą od redakcji Aletei.