separateurCreated with Sketch.

Czy powinniśmy dać sobie spokój z Ziemią Świętą? Kilka myśli z Jerozolimy

Czy Ziemia Święta jest teraz bezpieczna i czy warto tam jechać?
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Przejeżdżając do Ziemi Świętej, człowiek ma poczucie, że przyjeżdża do siebie. To takie samo uczucie, jakie pojawia się, gdy spotkamy starych znajomych – pisze z Jerozolimy biblista ks. dr hab. Wojciech Węgrzyniak. Czy taki wyjazd jest teraz bezpieczny?

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Spokój

W Jerozolimie spokój. Parę dni temu zaczął się Ramadan, więc spokój nie oznacza ciszy, zwłaszcza po zachodzie słońca. Atmosfera radości, zwiększone zakupy, ścisk między sklepami na małych uliczkach. Po prostu życie. Jest na ulicach może i więcej żołnierzy niż zazwyczaj, ale nie wpływa to w żaden sposób na uciążliwość czy normalny tryb funkcjonowania ludzi. To samo w części zamieszkałej przez Żydów. Nowe miasto tętni życiem jak zawsze. Ten normalny spokój można było już zauważyć na lotnisku w Tel Awiwie. Kontrola zwyczajna. Wyjazd z Polski i wjazd do Izraela bezproblemowy. Gdyby nie media, gdyby nie informacje, o których pewno wszyscy wiedzą, w życiu bym nie pomyślał, że Ziemia Święta jest ogarnięta wojną.

Czy Ziemia Święta jest teraz bezpieczna i czy warto tam jechać?

Może zamknięta restauracja, do której czasem chodziliśmy w czasach studenckich, przypomniała mi, że wojna wyciska bardzo konkretne ślady. Jednak jest to niebywałe, że kilkadziesiąt kilometrów od strefy Gazy, gdzie zginęło kilkadziesiąt tysięcy Palestyńczyków, czy może i kilka kilometrów od domów, które przeżywają tragedie porwania Izraelczyków przez Hamas, jest po prostu spokój.

Zresztą odkąd pamiętam, zawsze tak było. Czy w 2002 roku podczas intifady, kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Izraela na miesięczny kurs archeologii i geografii biblijnej, czy podczas wojny z Libanem w 2006 roku albo operacji Płynny Ołów w Gazie w 2008 roku, mieszkając tu trzy lata całkiem inaczej człowiek widział rzeczywistość z perspektywy Jerozolimy, niż widać ją było z perspektywy mediów.

W życiu jest zazwyczaj więcej spokoju niż w mediach. I to nie tylko tutaj. Czasem się tylko zastanawiam, czy tak wyglądały ulice i życie w Krakowie podczas II wojny światowej, albo czy tak wygląda dziś życie we Lwowie. I oczywiście skala nie do porównania, ale spotkane na Via Dolorosa Ukrainki – jedna z Iwano-Frankiwska, a druga z Zaporoża – uświadamiają mi, że i w czasie wojny jest życie, podróże, pielgrzymki.

Pielgrzymów przybywa

Pielgrzymów rzeczywiście przybywa. Dają się zauważyć zwłaszcza pojedyncze osoby, niewielkie grupki, ale coraz więcej też już widać dużych zorganizowanych grup. To paradoksalnie może wywoływać ambiwalentne uczucia. Z jednej strony bowiem to było piękne – móc codziennie bez kolejki wejść na parę minut do Bożego Grobu, poklęczeć na Kalwarii bez pielgrzymkowego hałasu, rzucić się na skałę Getsemani, by chociaż trochę zbliżyć się do agonii Jezusa i skupić się bardziej na tym, co tam jest od wieków, niż na tych, którzy wpadają na chwilę. To jednak egoistyczne myślenie i dobrze, że pojawia się raczej na poziomie intelektu, a nie serca.

Druga strona wygrywa, to znaczy wracająca radość, normalność, trochę większa nadzieja, że skończą się wreszcie nieszczęścia hotelarzy i wszystkich zarabiających na turystach. Wydaje się, że kończy się ciężki czas dramatu Covidu i tragedii wojny.

Czy Ziemia Święta jest teraz bezpieczna i czy warto tam jechać?

Dlaczego warto przyjeżdżać?

Można by oczywiście nie tylko czekać na pokój, ale i dać sobie spokój z Ziemią Święta. Jest tyle miejsc na świecie, które warto zwiedzić, tyle sanktuariów rozsianych po różnych kontynentach, tyle kościołów jubileuszowych, że można by zapomnieć o Izraelu. I pewno, że nie ma żadnego obowiązku przyjeżdżać tutaj - ani nigdzie indziej.

Jednak od lat powtarzam z osobistego przekonania, a nie dlatego, że oprowadzam pielgrzymki (bo nie oprowadzam), że przynajmniej raz w życiu warto pojechać do Ziemi Świętej. Status ekonomiczny Polaków polepszył się na tyle w ostatnich dziesięcioleciach, że taki tygodniowy wyjazd może kosztować jedną pensję miesięczną, i to nawet poniżej średniej krajowej, więc nie są to sprawy nieosiągalne przynajmniej raz w życiu. Zwłaszcza dla osób wierzących.

To jest niesamowite, jak przejeżdżając tutaj, człowiek ma poczucie, że przyjeżdża do siebie. Takie samo uczucie, jakie towarzyszy nam, kiedy spotkamy starych znajomych, pojawia się i tutaj. My nawet nie zdajemy sobie sprawę, jak bardzo w nas żyją takie słowa jak Nazaret, Kana, Góra Przemienienia, Galilea ze swoim Jeziorem, Jerozolima ze wzgórzem świątynnym, Golgotą i Wieczernikiem, Betlejem, Betania, Jerycho, Samaria i wiele innych. Kiedy się tyle razy czytało Ewangelię, tyle razy słuchało podczas jej liturgii, tyle razy medytowało nad tym, co jest opisane w Piśmie Świętym, to wszystko stało się nasze, stało częścią naszego życia, naszymi znajomymi. Stąd tak wielu przybywając tutaj ma wrażenie, jakby wreszcie przyjechało do swojej rodziny. Chrześcijanin w żadnym innym miejscu na świecie (może jeszcze katolik w Rzymie) nie czuje się u siebie tak, jak tutaj.

Czy Ziemia Święta jest teraz bezpieczna i czy warto tam jechać?

Ziemia Święta ma jeszcze dwa mocne atuty: różnorodność i inność. Przechodząc obok tysięcy muzułmanów i żydów, słysząc muezinów i ludzi modlących się przy ścianie płaczu, nie sposób nie zadawać sobie pytań o religie. Która jest prawdziwa? Dlaczego jesteśmy tak różni? I dlaczego jestem chrześcijaninem? Pytania skłaniają do myślenia, a myślenie zawsze jest w cenie.

Tak samo z innością. Włochy, Francja, Hiszpania, Grecja, to wbrew pozorom bardzo bliskie kulturowo kraje. Tu jest inny świat. A jeśli inny, to wymaga otwarcia.

Pytania o wojnę

Czy to znaczy, że nie myślimy tutaj o wojnie? Czy to znaczy, że tragedia wielu osób została przyćmiona przez codziennie życie? Na pewno nie w świadomości mieszkańców tego rejonu, którzy przecież żyć muszą, choć w sercach przeżywają swoje. Ale także w przypadku każdego, kto myśli.

Nie da się bowiem uciec od wrażenia, że mamy do czynienia z jakąś absurdalną spiralą nienawiści, która działa nie tylko na zasadzie „oko za oko”, ale „50 tysięcy za tysiąc”. Serce się kraje, jak człowiek ogląda obrazki z Gazy, jak słyszy, że proponowane kiedyś utworzenie dwóch niezależnych państw odchodzi do lamusa, że obywatele Autonomii Palestyńskiej de facto nie są obywatelami żadnego kraju, a w osiedlach izraelskich wybudowanych na terenach nieswoich mieszka już blisko milion osób. Jak w każdym konflikcie, każdy ma swoją rację, swoje argumenty i przede wszystkim swoją siłę.

Mówiąc o złożonej sytuacji w Izraelu, trzeba by zacząć od Abrahama albo przynajmniej od podboju ziemi Kanaan. Osobiście od lat ten dramat widzę jako jakąś metafizyczno-dziejową próbę, na którą Bóg czy historia wystawia Izrael. Po latach bycia prześladowanymi i okrutnym czasie Holocaustu mogą sami teraz pokazać światu i historii, jak traktować mniejszych i słabszych. A od traktowania Arabów zależy bardzo wiele, bo Izrael jest skazany na życie obok Arabów. I może się okazać, że z państwem Izrael będzie jak z państwem krzyżowców. Dopóki miało pomoc z Europy, dopóki wyprawy krzyżowe wspierały stacjonujące tu wojsko, dopóty to się dało jakoś utrzymać, ale ostatecznie trwało tylko niecałe dwieście lat (1099-1291). Jeśli zabraknie pomocy z USA, jeśli geopolityka się zmieni, kto wie, jaką jeszcze historię napisze Ziemia, którą nazywamy Świętą.

Ale to już pewno będziemy oglądać z miejsca, gdzie nie ma wojen ani bólu ani łez. Tu zostaje na razie modlitwa i życie tak przyzwoite i ludzkie, na jakie nas tylko stać.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!