Działanie w „podziemiu”, ukrywanie się, więzienia, prześladowania, tortury, obozy pracy, przymusowe aborcje… Oto krzyż, jaki przyjmują na siebie chińscy chrześcijanie, gdy odważnie wybierają Chrystusa.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
W Chinach żyje obecnie kilkadziesiąt milionów chrześcijan różnych wyznań. Dozwolona jest wyłącznie działalność grup zatwierdzonych i ściśle kontrolowanych przez państwo. Pozostali chrześcijanie muszą zejść do „podziemia” i nieustannie narażeni są na prześladowania. Bob Fu także dzielił ich los.
Przywódcy tzw. cywilizowanych państw przy okazji oficjalnych spotkań zawsze mają problem z Chinami. Jak sprytnie załatwiać interesy i jednocześnie nie wywoływać oburzenia opinii publicznej, do której przedostają się informacje na temat łamania podstawowych praw człowieka w tym kraju? Historia Boba Fu oburza i oburzać powinna.
Czytaj także:
Czy w niedalekiej przyszłości może dojść do podpisania porozumienia pomiędzy Stolicą Apostolską i Chinami?
Wróg narodu chińskiego
Pochodzi z ubogiej wiejskiej rodziny, ale dzięki ciężkiej pracy i poświęceniu bliskich udało mu się dostać na uniwersytet. Marzył o byciu prawnikiem, ale władze zdecydowały, że pozwolą mu tylko uczyć angielskiego. Pod koniec lat 80. wydawało się, że Chiny mają szansę dołączyć do państw demokratycznych, wystąpienia studentów w Pekinie potwierdzały te nadzieje. Bob Fu w swoim środowisku głośno wzywał do protestów i reformy kraju.
Wraz ze swoją dziewczyną Heidi i tysiącami innych studentów był na placu Tiananmen kilka dni przed pamiętną masakrą. Heidi miała poważne problemy z jelitami, dlatego zdecydowali się pojechać do szpitala. W tym czasie armia zabiła kilka tysięcy ludzi.
Po 4 czerwca 1989 roku nie było już powrotu do dawnej rzeczywistości. Dotychczasowi przyjaciele odwrócili się od Boba nie chcąc przysparzać sobie problemów, a on sam coraz bardziej pogrążał się w żalu i nienawiści. Stał się – jak kazano mu napisać w zeznaniach – „wrogiem narodu chińskiego”.
Cena chrześcijaństwa
Pewnego razu kolega podsunął mu biografię Hsi Zizhi’ego – konfucjańskiego uczonego, który nawrócił się po przeczytaniu Biblii. Bob słyszał wcześniej o ludziach, którzy „wierzą w Jezusa”, ale nigdy nie poznał żadnego z nich bliżej i nie interesował się ich religią. Ta lektura i rozmowa z wierzącym Amerykaninem sprawiły jednak, że zapragnął zostać chrześcijaninem. W tym momencie wiedział, że odkrył prawdę swojego życia, ale nie miał pojęcia jaką cenę przyjdzie mu zapłacić za podążanie za tą prawdą.
Wiarą w Jezusa Chrystusa szybko zaczął dzielić się ze znajomymi z uniwersytetu. Był nie dość ostrożny. Dowiedziano się, że rozdaje zakazane ulotki ewangelizacyjne, czyli „uprawia nielegalną działalność religijną”. Od tej pory musiał liczyć się z byciem pod ciągłą obserwacją. Stał się „tajnym agentem Boga”.
Czytaj także:
Ci Koptowie mogli wyrzec się wiary i przeżyć. Wszyscy odmówili…
Władze chciały narzucić swoje zwierzchnictwo wszystkim wspólnotom chrześcijańskim. Pewnego dnia, kiedy Bob Fu pojawił się na nabożeństwie, do akcji wkroczyli „urzędnicy religijni” informując, że od tej pory będą mieć nowego pastora.
Ten od razu wygłosił przemówienie o amerykańskim imperializmie. O Jezusie nie wspomniał ani słowem. Dotychczasowy pastor został aresztowany, a władze nie pozwoliły nawet zabrać do szpitala jego żony, która dostała zawału serca. Lekarze mieli zresztą przykazane, aby nie udzielać tego dnia pomocy w okolicy kościoła.
W końcu na ciężką próbę zostali wystawieni Bob i jego żona Heidi. Aresztowano ich i trafili do przerażającego więzienia, nie wiedząc, kiedy i czy w ogóle stamtąd wyjdą
Nielegalne dziecko i ucieczka w ostatnim dniu
Wypuszczono ich po dwóch miesiącach. Kiedy spotkali się po długiej rozłące, dopuścili się straszliwego aktu buntu, obywatelskiego nieposłuszeństwa w sypialni. Współżyli ze sobą, choć wiedzieli, że mogą zostać rodzicami. Nie mieli wymaganego i wydawanego przez władzę na piśmie pozwolenia na dziecko. Był rok 1997.
Heidi zaszła w ciążę. Wiedziała, że jeśli ktoś się o tym dowie i doniesie, zostanie wykonana przymusowa aborcja, nawet gdyby był to już dziewiąty miesiąc. Od tej pory musieli chronić życie swoje i dziecka. Dzięki pomocy przyjaciół udało im się wyjechać na „wycieczkę” do Hongkongu. Departament stanu USA dowiedział się o ich sytuacji, ale odwlekał obiecywaną pomoc nie chcąc psuć relacji z Chinami. Przedostali się do USA w ostatnim dniu pracy hongkońskiego rządu przed przekazaniem Hongkongu Chińczykom.
China Aid
Heidi, Bob i ich mały synek byli uratowani, ale milionom rodaków w kraju nadal groziło śmiertelne niebezpieczeństwo. Mimo dzielącej ich odległości współcierpieli dowiadując się o kolejnych przypadkach aresztowań i pobić.
Bob poprzez założoną przez siebie organizację China Aid starał się zainteresować problemem wpływowych polityków, rozmawiał nawet z prezydentem Bushem. Podczas takich spotkań zawsze padały słowa o konieczności obrony praw człowieka, wzajemnym zrozumieniu i nadziejach na poprawę sytuacji. Tymczasem z Chin docierały kolejne przerażające wieści.
Czytaj także:
Piekło chrześcijan w pakistańskim getcie
Miliony nieopowiedzianych historii
Yi Ling z Kościoła południowochińskiego spędziła w więzieniu trzynaście lat. Była w tym czasie bita, przypalana papierosami, głodzona, zmuszana do zażywania narkotyków, rażona pałkami elektrycznymi.
Liu Xianzhi za „wywrotową działalność”, czyli praktykowanie swojej wiary, trafiła do obozu „reedukacji przez pracę”, w którym torturowano ją na najbardziej okrutne sposoby. Nie przeżyłaby tam długo. Miejscowi chrześcijanie, ryzykując własne życie, zorganizowali jej ucieczkę ciężarówką, ukryli ją pod stosem zgniłych liści. Dzięki interwencji amerykańskiego Ambasadora Nadzwyczajnego do spraw Międzynarodowej Wolności Religijnej Johna Hanforda udało jej się przedostać do USA.
Bob i Heidi zaprosili ją do siebie na Boże Narodzenie. Bardzo wolnym krokiem podeszła do choinki wpatrując się w migające światełka. Zdjęła je i w ciągu kilku sekund rozebrała na części po czym złożyła na nowo. „W obozie pracy składałam te lampki przez szesnaście godzin na dobę” – wyjaśniła. Właśnie te, pakowane do takich samych kartonów.
Gao Zhisheng był adwokatem broniących chrześcijan przed rządem. Z tego powodu stracił uprawnienia do wykonywania zawodu, nieustannie przeszukiwano jego dom, agenci złapali nawet i głodzili jego najmłodszego syna, aby wydobyć z niego informacje. Wreszcie wtrącono Gao do aresztu, gdzie poddawano go torturom.
Chen Guangcheng dokumentował aborcje, do których zmusza się w Chinach nawet trzydzieści tysięcy kobiet dziennie. Wraz z rodziną został aresztowany, a jego dom zupełnie zniszczono. Sprawa przyciągnęła światową uwagę z powodu… Batmana! Zagrał go aktor Christian Bale, który Guanchenga nazwał „swoim osobistym bohaterem”.
Będąc w Chinach wraz z ekipą filmową chciał się z nim spotkać, ale nie dopuścili do tego podstawieni przez władzę ludzie. Wywiązała się szarpanina, a zajście opisały światowe media. Powstał problem z dziedziny public relations – jak promować film z gwiazdorem kojarzącym się z prześladowanym Guanchengiem?
Wymieniłam cztery nazwiska z kilkudziesięciu milionów chińskich chrześcijan. Chrześcijan niewygodnych, których nazwiska i historie wielu wolałoby ukryć, bo są wyrzutem sumienia i mogą przerażać opinię publiczną. Oby przerażali jak najskuteczniej i oby opinia publiczna, tak osłuchana z okrucieństwami, nie zatraciła jeszcze zdolności oburzania się.
Czytaj także:
Pytam Was teraz: Ilu z Was modli się za prześladowanych chrześcijan? [Papieskie wideo]