separateurCreated with Sketch.

„Bóg postanowił mnie odwiedzić” – wzruszająca opowieść lekarza o chorej pacjentce

Starsza kobieta z lekarzem
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Aleteia - 16.07.17
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Miał wychudłe ciało, twarz opaloną słońcem, dłonie delikatnie szorstkie, typowe dla kogoś, kto przez całe życie ciężko pracował..." – pisze brazylijski onkolog.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Doktor João Carlos Resende jest lekarzem onkologiem i pracuje w Szpitalu Onkologicznym w Barretos (stan Sao Paulo), jednym z największych w Ameryce Łacińskiej, leczącym pacjentów z całej Brazylii.

Kto już kiedyś był w tym szpitalu wie, jak zabiegani są tamtejsi lekarze z powodu ogromnej liczby przyjmowanych codziennie chorych. Kto zna ten szpital wie też, jak bolesna bywa codzienność pacjentów, szukających odpowiedniej instytucji, która zapewni im właściwe leczenie.

Pośród tej wielkiej bieganiny i jeszcze większego bólu doktor João Carlos Resende znalazł trochę czasu, aby opowiedzieć o swym „spotkaniu” z Bogiem. Tak, Bóg odwiedził doktora w przebraniu chorego. Tekst pojawił się na Facebooku i wzrusza użytkowników internetu humanitaryzmem i wiarą, jakimi wykazał się lekarz.

Oto pełna treść tekstu:

Tydzień krótki i męczący, serce wali, umysł w odmętach. Bóg postanowił złożyć mi dzisiaj wizytę. Miał wychudłe ciało, twarz opaloną słońcem, dłonie delikatnie szorstkie, typowe dla kogoś, kto przez całe życie ciężko pracował i zapach lawendy zmieszanej z dymem opalanego drewnem pieca. Mówił pięknie i zwyczajnie; nieco przeciągle, jak to mówią ludzie z Goiás. Miał na sobie najlepsze ubranie, jakie posiadał, kolorowe, zadbane, choć nieco poplamione zupą, którą pacjenci otrzymali przed obchodem lekarskim. Płócienne buty w prążki nie pasowały do bluzki w kwiaty… ale przecież On jest Bogiem i może wszystko. Jego oczy uciekały od mojego wzroku. Jak Bóg mógł tak bardzo się umniejszyć? Zaraz jednak sobie przypomniałem, że On potrafi bardzo dobrze to robić. On był człowiekiem, jest chlebem i zawsze będzie wielki, mały Bóg. Wydawał się zawstydzony, z niecierpliwością czekający na wieści… niestety niezbyt dobre. Był zmęczony podróżą, przepełnioną poczekalnią i latami walki z rakiem. W obliczu takiej wielkości jeszcze bardziej się skurczyłem, aby zmieścić się w najmniejszej szczelinie, w jaką odważyłem się wcisnąć w tym życiu. Choroba uległa zmianie, postąpiła i ponownie zaatakowała. To lekarstwo wywołujące tak ogromne mdłości i zmęczenie tych niewielu kilogramów kruchego ciała kolejny raz stawało się niezbędne.

„Ależ Panie doktorze, proszę tego nie mówić!”.

Jego twarz zasnuł smutek – jakżeż bardzo bolało oglądanie Boga jako człowieka; był tuż, tuż, naprzeciwko mnie.

„Pani Socorro, proszę się nie smucić. Tutejszy lekarz ma miękkie serce i może się rozpłakać”.

Spojrzał na mnie i mogłem dostrzec błysk mądrych oczu, które zdawały się mówić: „Popłaczę w domu, żeby pan doktor nie widział”.

Jakiż czułem się zaszczycony! Jak to możliwe, że Bóg przychodzi do mnie w taki sposób? Wtedy znikło zmęczenie. Pozostało jedynie bezgraniczne wzruszenie. Zbadałem to niewielkie ciało. Serce silne i głośno bijące, płuca, które wydmuchiwały w moją stronę tchnienie życia; ujrzałem też najpiękniejszy uśmiech wywołany łaskotkami podczas badania brzucha pacjentki. Myślałem sobie: jak bardzo bym chciał móc wyłuskać własnymi rękoma te wszystkie guzy, jeden po drugim; a jednocześnie czułem jak zalewało mnie niezwykłe wzruszenie na myśl, że to Bóg, dzięki swojej wizycie, usuwa po kolei wszystkie moje, nie fizyczne, lecz duchowe raki. W tej sytuacji moja recepta miała być czymś najmniej ważnym, ale ją wypisałem.

„Pani Socorro, przepiszę Pani to nieprzyjemne lekarstwo. Musimy spróbować zahamować pani chorobę”.

Odpowiedział pokornie: „Tak już jest”.

Na koniec wszystkiego, po trwających wieczność krótkich chwilach łaski, Bóg spojrzał na mnie i powiedział: „Panie doktorze, wszystko inne może być chore i do niczego, ale moje serce jest wielkie i dobre”. Mój Boże! I cóż za serce!

Rozczulony, poprosiłem jedynie o uścisk na pożegnanie i podziękowałem za wszystko. Dostałem więcej. Dostałem zdjęcie, pogłaskanie po twarzy i pewność, że Bóg zawsze jest przy mnie i że mnie nawiedza pod rozmaitymi postaciami. Dziś On mnie odwiedził, uzdrowił i dał siłę do dalszej pracy. Jak na ironię, pani Socorro wyszła z sali, mówiąc: „Proszę zostać z Bogiem, Doktorze”.

„Spotkałem się z Nim, Pani Socorro”.

(Zdjęcie i tekst autoryzowane przez pacjentkę)

W ciągu 12 dni tekst ten zyskał ponad 400 tys. polubień i był ponad 100 tys. razy udostępniany. Gdy obejrzymy facebookowe konto tego młodego lekarza, odkryjemy, że zależy mu na podkreślaniu własnej wiary: zdjęcie otwierające jego stronę przedstawia piękne wyobrażenie Najświętszego Serca Jezusa. W jednym z albumów znajduje się także obraz Ostatniej Wieczerzy.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.