Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Z Ewą K. Czaczkowską – dziennikarką, historykiem, autorką biografii św. Faustyny oraz książki „Cuda świętej Faustyny” rozmawia Małgorzata Bilska.
Małgorzata Bilska: Siostra Faustyna słynie ze skromnej roli „sekretarki Jezusa". Odkryłaś ją na nowo jako skuteczną orędowniczkę i cudotwórczynię?
Ewa K. Czaczkowska: Czy odkryłam? Kilka lat przed zakończeniem procesu beatyfikacyjnego s. Faustyny do trybunału w Rzymie zgłoszonych zostało ok. 6000 cudów i łask za jej wstawiennictwem. To tylko te zarejestrowane w Polsce, a ile było niezgłoszonych, ile poza Polską, ile od 1986 roku? Dziesiątki tysięcy.
Faustyna nie potrzebowała odkrywania. Ona była i jest niezwykle skuteczną świętą. Cieszę się natomiast, że mogłam ukazać w reportażach, składających się na książkę, indywidualne historie ludzi, którzy takich cudów doznali.
Książka Cuda świętej Faustyny zawiera kilka niesamowitych historii. Która jest twoją ulubioną?
O Luciano Boschetto, Włochu, którego s. Faustyna uzdrowiła z częściowego paraliżu, pewnej nocy w kwietniu 2004 roku w Mediolanie. W tej historii wszystko jest niezwykłe: wizyta s. Faustyny w szpitalu – notabene widział ją też inny pacjent – uzdrowienie Luciano przez dotknięcie dłonią i to, że Luciano, który nigdy nie słyszał o św. Faustynie i o kulcie Bożego Miłosierdzia, przez następnych kilka miesięcy szukał zakonnicy ze szpitala, aż wreszcie pojechał do Łagiewnik, bo o to go prosiła.
Luciano szukałam przez niemal pół roku. Wiedziałam, że tę historię muszę opowiedzieć, że bez niej nie ukończę książki. Pomogło wiele osób, zanim wreszcie do niego trafiłam. Historia chyba poruszyła czytelników, bo pół roku temu Teatr Raj przy parafii św. Marka Ewangelisty w Warszawie wystawił sztukę „Pięć palców Faustyny", napisaną przez panią Bożenę Dźwigałę, na motywach mojego reportażu.
Dlaczego w książce powtarzają się wątki depresji, śmierci klinicznej?
Nie szukałam takich osób celowo, a jedynie prawdziwych, „mocnych” historii, takich uzdrowień, przed którymi medycy kapitulują, wiedząc, że nic nie wiedzą.
Depresja towarzyszy wielu różnym, opisanym w książce sytuacjom – uwikłaniom w okultyzm, alkoholizmowi, uzależnieniu od narkotyków. Wystąpiła także u osoby, która nie radziła sobie z niemożnością poczęcia dziecka. Myślę, że depresja jest dziś swoistą epidemią, a bez wątpienia bywa ściśle związana z okultyzmem.
Śmierć kliniczną, jako część ich historii, przeżyło kilku bohaterów reportaży. To ich doświadczenie pokazuje, z jakiego poważnego stanu, z progu między życiem a śmiercią, wyrwał ich Bóg.
A czemu uzdrowienia trwają latami?
Uzdrowienia fizyczne są nagłe, natomiast uzdrowienia duchowe z reguły zajmują dużo czasu. Zaczynają się od jakiegoś wstrząsu, uderzenia, którym może być uzdrowienie fizyczne… Dojście do jedności z Bogiem wymaga jednak czasu.
Trudno mi powiedzieć dlaczego, ale myślę, że skoro wchodzenie i trwanie w uzależnieniu czy w okultyzmie trwało jakiś czas, to i oczyszczenie też wymaga czasu.
Niesamowite wrażenie zrobiła na mnie historia gen. Janusza Brochwicza-Lewińskiego, pseudonim Gryf. Obrazek Jezusa Miłosiernego może sprawować „funkcje opiekuńcze"? I to przez całe życie?
Obrazek – nie, ale modlitwa, kult Jezusa Miłosiernego przedstawiony na obrazku – tak. Obrazek ma kierować myśli, modlitwy człowieka do Jezusa. Za Gryfa przez kilkadziesiąt lat modliła się matka, która dała mu ten obrazek w sierpniu 1939 r., i modlił się on sam. Nie znał kultu Bożego Miłosierdzia, nie znał Koronki do Bożego Miłosierdzia, ale modlił się tak, jak umiał. Jezus był zawsze z nim, bo serce Gryfa było przy Nim. Obrazek był tylko znakiem.
My często nosimy w portfelach, w torebkach – ja też – obrazki świętych, Jezusa, Matki Bożej. Ale czy nasze serca, myśli są przy nich? Czy są tylko jakąś atrapą?
Ale Gryf był żołnierzem, agentem, zabijał ludzi na służbie…
Brochwicz jako 19-latek walczył w kampanii wrześniowej, zabijał, bo walczył o wolną Polskę. Po wojnie, jako członek AK, powstaniec, musiał zostać na Zachodzie. Wstąpił do armii brytyjskiej i jako agent wywiadu wykonywał różne zadania w Europie i świecie podzielonym na dwa bloki, z których jeden, pod dominacją sowiecką, nie był wolny. Służba w brytyjskim wywiadzie była dla niego także walką o wolną Polskę.
Cuda za wstawiennictwem św. Faustyny mają chyba konkretną misję. Myślę o szerzeniu kultu Bożego Miłosierdzia.
Na pewno jest to jednym z efektów cudów św. Faustyny czy Jezusa Miłosiernego. Myślę, że Bogu, a i świętym pośrednikom, zależy na tej konkretnej osobie, która jest uzdrawiana – fizycznie i duchowo.
Ale ktoś, kto doznał tak ogromnej łaski, miłosierdzia, chce za nią Bogu dziękować, głosić i dzielić się z innymi, że Bóg jest miłosierny. Chce za wielkie miłosierdzie, które otrzymał, czynić miłosierdzie wobec bliźnich.
Tak więc Ben Radecki, bohater jednego z moich reportaży, wybudował na swojej działce pod Jarocinem kaplicę pod wezwaniem św. Faustyny i Bożego Miłosierdzia. Nieżyjący już Mieczysław Nikody prowadził grupy anonimowych alkoholików. Luciano Boschetto do dziś się dziwi, że to jego uzdrowiła s. Faustyna, ale jego siostra Giovanna, która założyła grupę modlitewną Bożego Miłosierdzia, nie ma wątpliwości, że stało się to po to, aby szerzyć kult Bożego Miłosierdzia.
A czy siostra Faustyna była naprawdę miłosierna wobec bliźnich? Czy raczej przekazuje nam prawdę o miłosiernym Jezusie?
Jezus wymagał od siostry Faustyny tego samego, co od każdego czciciela Bożego Miłosierdzia, czyli miłosierdzia wobec bliźnich jako dowodu miłości Boga. Podał też trzy sposoby czynienia miłosierdzia: poprzez czyn, słowo, modlitwę.
Siostra Faustyna modliła się za wiele osób: krewnych, współsiostry i wychowanki, za zmarłych, za Polskę, za Kościół. Mówiła też siostrom, wychowankom, o Bożym miłosierdziu i karmiła biedaków przychodzących do furty klasztornej… Ale najważniejszym jej zadaniem było przekazanie orędzia o Bożym Miłosierdziu, co było też wielkim aktem miłosierdzia wobec nas.
Opisałaś doświadczenia ludzi różnych wyznań. Bóg nie ma więc chyba względu na religie.
Nie ma względu na religie i na żadne inne podziały. Boże Miłosierdzie nie ma granic – społecznych, rasowych, kulturowych, materialnych, religijnych i jakichkolwiek innych. Miłosierdzie Boga jest ponad wszelkimi naszymi podziałami – dotyka, kogo chce i jak chce. I to jest najwspanialsza wiadomość.