Św. Matylda to patronka rodziców, którym zmarły dzieci. Była królową i patrzyła na wojnę domową swoich synów. Służyła ubogim, a teraz opiekuje się tymi, którzy mają dzieci w niebie.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Wolontariat w hospicjum
Podczas studiów zgłosiłam się do wolontariatu w Warszawskim Hospicjum dla Dzieci. Pracę wolontariusza zawsze poprzedzają trzy dni szkolenia – wizyty u pacjentów i ich rodzin. Już pierwszego dnia poznałam Sophie, pięciomiesięczną Ukrainkę, chorą na rdzeniowy zanik mięśni typu I.
Czytaj także:
Maciuś, śpiący królewicz. Odszedłeś bez zapowiedzi…
Na warszawskiej Woli odbywała się jedna z wizyt personelu, w której miałam okazję brać udział. Młoda mama dziecka, niezwykle zaradna, z ogromną czułością i delikatnością wykonywała każdy ruch przy małej Sophie. Odsysanie, podawanie leków, rehabilitacja oddechowa z asystorem kaszlu.
I pośród tych medycznych czynności, które wykonywałyśmy z pielęgniarką, usłyszałam pytanie: „Olu, skończyłaś Ratownictwo Medyczne, może chciałabyś przyjeżdżać do Sophie?”. Zgodziłam się bez namysłu. W drodze powrotnej do siedziby hospicjum zadałam kilka pytań. „Dzieci z tym typem zazwyczaj nie przeżywają więcej niż rok” – usłyszałam od pani Basi, pielęgniarki. Ukończyłam szkolenie i zaczął się mój czas z Sophie.
Towarzyszyć w odchodzeniu
Miesiąc później, około godziny czternastej otrzymałam SMS-a od mamy Sophie: „Sophie ma już podłączoną morfinę, jeśli chciałabyś przyjechać się pożegnać, zapraszamy”. Kiedy widziałyśmy się dwa tygodnie wcześniej, wszystko wyglądało stabilnie.
Spotkania przełożone, o 15.30 byłam już z Sophie i jej najbliższymi. Mama, po naszym godzinnym przekonywaniu, w końcu zasnęła, ciocia poszła prasować, tata wyszedł do kuchni zrobić herbatę, a ja zostałam z Sophie i trzymałam ją za rączkę.
Sophie przed siedemnastą przestała oddychać. Wstałam, wykonałam jej znak krzyża, uklęknęłam. Przyszedł tata Sophie. Obudziła się mama. „Dziękuję, że z nami jesteście, bo jesteśmy tak daleko od wszystkich” – usłyszałam na koniec dnia od mamy Sophie.
Dwa dni później zapakowałam śledzie do słoika i pojechałam na herbatę na warszawską Wolę. Oglądaliśmy ślubne zdjęcia, rozmawialiśmy. Tata Sophie – informatyk, wydrukował mi trójwymiarową gwiazdkę na choinkę dla mojej rodziny na zbliżające się święta Bożego Narodzenia. Wychodząc otrzymałam zdjęcie dziewczynki. Włożyłam je do swojego brewiarza.
Czytaj także:
Choroba synka to najgorsze i najpiękniejsze, co mnie w życiu spotkało
Św. Matylda: patronka rodziców, którym zmarły dzieci
Kilka lat wcześniej wybrałam św. Matyldę na moją patronkę z bierzmowania. Po śmierci Sophie wróciłam do jej życiorysu.
Na nowo czytałam z zachwytem o jej nieschematycznym życiu: poślubiła przyszłego króla Niemiec w wieku 14 lat, później była matką piątki dzieci. Miała realną świadomość czym jest duch służby: wysyłała owoce i posiłki głodnym, a kiedy podróżowała, zawsze miała ze sobą jedzenie dla potrzebujących.
Niemiecka święta królowa umarła w godzinie, w której zazwyczaj karmiła ubogich. Zaskoczył mnie jednak fakt, że oprócz fałszywie oskarżonych, wdów i dużych rodzin, jest także patronką rodziców, którym zmarły dzieci. Szybko zrozumiałam, że św. Matylda próbowała być bliżej tych, którzy są daleko od wszystkich.
Dziś zdjęcie Sophie i obrazek św. Matyldy podróżują razem ze mną, tuż obok smakołyków dla tych, których spotkam w drodze. Odległości pomiędzy nami a innymi nie jesteśmy w stanie zmierzyć, a jednak, zatrzymując się, możemy ją skracać.
Obcowanie świętych to rzeczywistość zmieniająca nasze życie.
Czytaj także:
14 łóżek do umierania. S. Michaela Rak, jej wileńskie hospicjum i list do Boba Dylana