Uwielbiam pracę na uczelni, w telewizji, a ponad wszystko uwielbiam bycie mamą – mówi Paulina Guzik, dziennikarka, prowadząca program „Między ziemią a niebem” w TVP1.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Paulina Guzik to kobieta-żywioł. Prowadzi program w TVP1 „Między ziemią a niebem”, wykłada na uczelni, a przede wszystkim jest mamą dwójki maluszków. Nam opowiada o tym, jak godzić te role, o pasji, jaką jest dla niej praca, a także o postanowieniu na wakacje, by wyłączyć telefon na miesiąc.
Marta Brzezińska-Waleszczyk: Jak to jest być aktywną dziennikarką, wykładać na uczelni i być mamą dwójki szkrabów? Masz jeszcze czas dla samej siebie?
Paulina Guzik: Niewiele i to na dłuższą metę uwiera. Ale uwielbiam każde zadanie, jakie Pan Bóg postawił na mojej drodze. Uwielbiam pracę na uczelni, w telewizji, a ponad wszystko uwielbiam bycie mamą. Łączenie tych życiowych „funkcji” to masa obowiązków, a co za tym idzie – niekiedy frustracja, bo na nic nie ma czasu. Ale trzeba łapać chwile.
Wykorzystywać okazje?
Nie do końca. Nie chodzi o łapanie dziesięciu srok za ogon, ale wykorzystywanie szans. Skoro teraz mam możliwość, by w każdą niedzielę w programie, który dociera do milionów widzów mówić o Bogu, to z niej korzystam. Nie chcę brzmieć patetycznie, ale traktuję pracę jak powołanie. Robienie czegoś, co mnie nie cieszy, byłoby straszne. Tak, jestem pracoholiczką, ale nie robię tego kosztem rodziny, a obowiązkami dzielimy się z mężem. Mam nadzieję, że dla dzieci też ważne jest to, że mamę cieszy praca, ekscytuje się nią, otacza się inspirującymi ludźmi. Ale postanowienie na wakacje mam jedno – wyłączam telefon na miesiąc (śmiech).
Paulina Guzik: Praca mam to nie karierowiczostwo!
Praca albo rodzina – w przypadku kobiet nadal stawia się to na przeciwległych szalach. A może to nie zawsze musi być wybór pomiędzy czarnym i białym?
Nie chcę brzmieć jak moralizatorka, jestem absolutnie nieidealna (bywa, że dzwonię do męża wieczorem, żeby kupił chleb, bo nawet tego nie ma w domu). Wierzę, że ważne jest ustalenie priorytetów. Dla mnie to rodzina, ale nie uważam, że praca zawodowa mam jest karierowiczostwem czy ujmuje kobiecie jako matce. Przeciwnie! Nigdy nie wyobrażałam sobie, że miałabym siedzieć w domu i poświęcić się, bo efekt byłby taki, że moje dzieci miałyby sfrustrowaną mamę.
Jak to godzenie ról wygląda w praktyce?
Podam przykład: dzień jak co dzień, czyli harówka, wyjazd do innego miasta na nagranie, studenci czekają na wykład, a ze szkoły dzwonią, że Jasia boli brzuch. Był taki czas, że mówiłam – denerwuje się czymś, zaraz mu przejdzie, niech poczeka u higienistki. Ale od jakiegoś czasu staram się jasno stawiać granice priorytetów.
Więc pojechałam szybko do szkoły. Okazało się, że trzeba było nauczyć się na klasówkę, o której zapomniał, no to się nauczyliśmy w pół godziny, a do studentów trochę się spóźniłam. To była świetna lekcja crisis management. Trudno, czasem nie idę na ważne spotkanie albo się spóźniam, bo muszę np. zawieźć dzieci na gimnastykę. Tak, to jest ważniejsze. Szczęśliwie funkcjonuję w środowisku, które to rozumie.
A propos crisis management i pracujących matek, mam wrażenie, że matka to wprost idealny pracownik! Moje doświadczenie jest takie, że odkąd zostałam mamą, potrafię znacznie szybciej zrobić coś, nad czym koledzy za biurkiem siedzą całe dnie. I napisałam doktorat, do czego „przed” synem nie mogłam się zmobilizować.
Wiele lat temu zwróciła na to uwagę Anne-Marie Slaughter, była dziekan Princeton, członek administracji Obamy, świetna politolog. Przechodząc bunt 13-letniego syna zapytała, kiedy pracujące kobiety doczekają się szacunku? Kiedy szefowie zobaczą, że nasza ograniczona dostępność w pracy to atut, a nie przeszkoda?
Jeśli mówię, że o 13.00 mam zebranie w szkole syna, to znaczy, że od 8.00 do 13.00 zrobię wszystko, co muszę, podczas gdy ktoś inny będzie nad tym siedział do 16. Jestem efektywniejsza dlatego, że mam wypełniony po brzegi grafik. Cechy kobiet, które przez lata były uważane za problematyczne (np. wrażliwość), są naszymi zaletami. W pracy najważniejsze są relacje międzyludzkie, a nie wypełnione zadania, odhaczone ptaszki.
“Rodzina – najtrudniejsza droga do świętości”
Z mężem pochodzicie z bardzo tradycyjnych, katolickich rodzin. Dlaczego to było dla Was ważne, kiedy szukaliście życiowych partnerów?
Wtedy wydawało nam się, że po prostu nie dogadamy się z osobą, która nie pójdzie z nami w niedzielę na mszę świętą i nie będzie chciała ochrzcić dzieci. Tak zwyczajnie, życiowo było to dla nas ważne, było to częścią nas. Teraz, po ośmiu latach małżeństwa wiem dobrze, że jest w tym coś znacznie ważniejszego.
Człowiek jest bardzo nieidealny. Zawala strasznie. I właśnie kiedy podejmujemy głupie, ludzkie decyzje, czasem takie, po których w małżeństwie zostają zgliszcza, małżeństwo ratuje Bóg. Kiedy wydaje nam się, że po ludzku już nie ma nic do zrobienia, kiedy wszyscy stukają się w głowę, że to już nie ma przyszłości, ty stoisz z różańcem w ręku i krzyczysz – Jezu, ty się tym zajmij. My już po ludzku zrobiliśmy wszystko.
I wtedy czujesz wiatr w żaglach i jakiś nieludzki zupełnie przypływ sił, żeby jeszcze trochę powalczyć. Czujesz kochające modlitwy dwustu sióstr, które wymawiają właśnie wasze imiona z oczami wzniesionymi do nieba. I tak w kółko (śmiech). Nikt mi nie powie, że rodzina to nie jest najtrudniejsza droga do świętości. I nikt mi nie powie, że małżeństwa sakramentalne nie mają nadludzkiej siły, która nad nimi czuwa, by się nie rozpadły.
Wiara pomaga budować małżeństwo, a jak jest z wychowaniem dzieci w katolickich wartościach?
Okazywanie wiary to nie tylko przykład – pójdziemy razem na mszę świętą. Mój mąż Bartek zwykle wygląda w kościele jak samotny tata, bo ja jestem najczęściej w Warszawie w niedzielę i tam idę sama na mszę przed programem. Ale okazywanie wiary to kwestia relacji. Bóg, Jezus, Maryja są jak rodzice – kochamy ich, czasem się buntujemy, ale w oczach Maryi w Częstochowie zawsze widzimy spojrzenie mamy – czasem karcące, ale kochające i wybaczające.
Jestem strasznie dumna z moich dzieci, kiedy co rano przylatują, żeby zapiąć im medalik. Ostatnio córka próbowała założyć go sama i zerwała łańcuszek. Wpadła w szloch wołając: Mamusiu, Matka Boża mi się urwała! Czy nosiliby medalik, gdyby nie widzieli krzyżyka i medalika na szyi rodziców? Nie sądzę. Mam nadzieję, że ta dziecięca miłość do rodziców w niebie zawsze z nimi będzie.
Czujesz się dobrze jako aktywna kobieta, matka w Kościele w Polsce? Czy może odczuwasz, że nadal mamy pod górkę?
Polski Kościół jest bardzo tradycyjny, to fakt. Osobiście nie mogę narzekać, dostałam ogromny kredyt zaufania od mojej uczelni (katolickiej) czy w Redakcji Katolickiej TVP1. Funkcjonuję w ramach instytucji, które doceniają kobiety (na Uniwersytecie Papieskim w Krakowie, gdzie wykładam, w Instytucie Dziennikarstwa świeckie kobiety pełnią funkcje kierownicze!).
Z drugiej strony, kiedy czytam, że rektorem uniwersytetu katolickiego w Portugalii czy dyrektorem komunikacji episkopatu w Meksyku jest kobieta, to ubolewam, bo w Polsce będziemy na to czekać jeszcze ze 40 lat. Polski Kościół nie jest gotowy, w Episkopacie nie ma świeckich na stanowiskach zarządczych. Przed kobietami jeszcze wiele do zrobienia. Wciąż musimy dowodzić – naszej wartości, wiedzy, ale także tego, że jesteśmy taką samą częścią Kościoła, jak księża, mamy kompetencje, w niektórych aspektach rozumiemy Kościół lepiej. Polskiemu episkopatowi doradzają kobiety, ale nie jest ich wiele. Sytuacja wygląda nieco lepiej w katolickich mediach, gdzie jest nas więcej.
Kobiety na wysokich stanowiskach w Kościele? Jeszcze na to poczekamy
Co blokuje nasz potencjał?
To wszystko kwestia człowieka. Dyrektor mojego Instytutu, ks. prof. Michał Drożdż, na przykład nasz kobiecy multitasking uważa za atut, nie przeszkodę. Spojrzałabym jednak szerzej na problem. Chodzi o większą otwartość na świeckich, nie tylko na kobiety. Działania Franciszka zmierzają ku temu, ale wciąż potrzeba tej otwartości. Kobiety na stanowiskach Dyrektora Muzeów Watykańskich czy szpitala Bambino Gesu to piękny przykład. A jak wszędzie – przykład idzie z góry.
Z jednej strony Kościół w Polsce jest sfeminizowany (stanowimy większość wiernych), a z drugiej – przemawiają do nas wyłącznie mężczyźni. Co zrobić, by nasz głos był lepiej słyszalny? Są oddolne inicjatywy, które mają promować kobiecy głos w Kościele – to dobry kierunek?
Musimy promować kobiety, na przykład w mediach. Nie brak świetnych ekspertek, specjalistek. Uwielbiam do programu zapraszać na dyskusję, która wymaga teologa, kobiety. Jest tyle kompetentnych, wrażliwych, wspaniałych kobiet-teologów. Nie zapraszam ich, bo są kobietami, ale dlatego, że mają wiele do powiedzenia.
Bardzo lubię o kobietach w Kościele myśleć kategoriami siostry Heleny, Amerykańskiej Siostry Św. Pawła (w Polsce nazywałaby się siostrą „paulinką”, to może stąd to zrozumienie!) – kiedy na Twitterze zaatakowano ją, aby wyjaśniła „dyskryminację” kobiet w Kościele, powiedziała: „Żyjemy w boskiej love story, ale smutne jest to, że rozumiemy jedynie zredukowane, minimalistyczne kategorie władzy i praw – podczas gdy wszystko powinniśmy brać w kategoriach daru, harmonii i jedności w różnieniu się”.
Papież Franciszek to prawdziwy lider
Jak to jest występować na jednej scenie z papieżem?
Wyjątkowo. Kiedy odszedł Jan Paweł II, myślałam, że nigdy już nie będziemy mieć papieża, którego tak pokochamy. Benedykta XVI bardzo pokochałam, a Franciszek jest po prostu przecudowny, prowadzi Kościół z czułością i troską. Kocham go jak Jana Pawła II, ale miłością jeszcze dojrzalszą, bo przecież jestem bogatsza o wiele doświadczeń. Towarzyszenie mu na scenie podczas ŚDM było czymś szczególnym.
To nie było jedyne Twoje spotkanie z Franciszkiem.
Spotkaliśmy się jeszcze w Watykanie – na konferencji na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim. Sympozjum dotyczyło pomocy uczelni (zwłaszcza katolickich) w edukacji imigrantów i uchodźców, czy to w obozach, czy w kraju, do którego przybywają, często bez żadnych dokumentów potwierdzających, że kiedykolwiek gdziekolwiek studiowali. Nie mogą wtedy kontynuować nauki w Europie.
Próbowaliśmy znaleźć rozwiązanie tych problemów i wzbudzić większą otwartość na uchodźców i imigrantów na uniwersytetach. Dla papieża Franciszka to temat fundamentalny – przyjął wszystkich uczestników konferencji na prywatnej audiencji. Bije od niego spokój i siła. Będąc przy nim, czuje się radość, ale i trudny do opisania respekt. To prawdziwy lider naszego Kościoła. Ujął mnie tym, że najwięcej czasu poświęcił ludziom, którzy siedzieli na samym końcu. To jest papież, którzy widzi w każdym maluczkim Chrystusa i to sprawia, że ja skoczyłabym za nim w ogień.
Czytaj także:
Baszak: Macierzyństwo jest moim powołaniem [wywiad]
Czytaj także:
Twórczyni Szumiących Misiów: Każda mama może być bizneswoman! Co kobiety wnoszą do świata biznesu?
Czytaj także:
Magda Frączek: Moje „nieświęte” macierzyństwo