Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Dopiero co wróciliśmy z pieszej pielgrzymki do Częstochowy, na którą wybraliśmy się z dwójką naszych małych dzieci. Był to piękny i błogosławiony czas, jednak jak to zazwyczaj bywa - tam gdzie jest mnóstwo dobra i miłości, tam diabeł próbuje psuć i siać ferment. I to o tym „słów kilka” chcę dzisiaj napisać.
W morzu setek pięknych wiadomości, jakie dostaliśmy od czytelników naszego bloga, pojawiło się kilka takich, które mówiły, że zabieranie tak małych dzieci na pielgrzymkę jest "nieodpowiedzialne", a wręcz jest "szczytem głupoty" z naszej strony. Cóż „where is love, there is hate”…
Dla świata jesteśmy dziwakami...
Świat próbuje nam wciskać swoje mądrości, wizje życia i szczęścia, ale jedyne, co nam może zaoferować to ich marne substytuty, a właściwie iluzje. Dlatego też często stajemy na opak i robimy rzeczy, które powszechnie nie należą do popularnych lub są nazywane kontrowersyjnymi.
No bo jak inaczej nazwać to, że chodzimy dwa (a czasami trzy) razy w tygodniu późnym wieczorem na wspólnotę, choć niektórzy uważają, że dzieci o tej porze powinny już spać. Dni urlopowe „tracimy” na pielgrzymkę, męcząc się przy tym, zamiast spokojnie odpoczywać wygrzewając się na słonecznej plaży.
Ponadto dużo nosimy nasze dzieci na rękach, przytulamy i okazujemy im czułość, choć niektórzy mówią, że tak nie należy, bo się przyzwyczają. Tu po części się zgadzamy - miłość jest zaraźliwa i polecamy zarażać nią wszystkich wokół! Takich przykładów możemy mnożyć całe mnóstwo...
... ale okazuje się, że dziwaków jest całkiem sporo
Co więcej, tam (na pielgrzymce) takich "Bożych szaleńców" jak my poznaliśmy dużo, dużo więcej, a szczęście oraz radość na twarzach ich dzieci mówią wszystko w tym temacie. Tegoroczna pielgrzymka utwierdziła nas w przekonaniu co do słuszności tezy mówiącej, że dziecku do poczucia bycia kochanym i szczęśliwym nie jest potrzebna nowa lalka, najnowszy model drona czy wakacje w ekskluzywnym kurorcie, a tylko i aż kochający i troszczący się o nie rodzice.
Co może być piękniejszego dla dziecka, które całymi dniami przebywa na świeżym powietrzu mając u boku swoich rodziców w zasadzie przez całą dobę? My przekonaliśmy się o tym, że niewiele więcej potrzeba im do szczęścia, bo to poczucie bezpieczeństwa wynikające z bliskości najważniejszych osób na świecie jest nie do zastąpienia.
Będąc tam, słyszeliśmy dużo opowieści o tym, jak to dzieci po powrocie z pielgrzymki pytają i tęsknią za nią. Wówczas było to dla nas takie odległe, do czasu… Dzisiaj (dzień po powrocie) nasza dwulatka z samego rana zadała proste pytania: „Mamo, gdzie jest rzymka?”. Nie o spacer, nie o ulubiony plac zabaw, ale właśnie zapytała o pielgrzymkę.
Pielgrzymka - przyjemność dozwolona od... urodzenia
Pielgrzymka to miejsce, gdzie nasze dzieci były przeszczęśliwe. Gdzie mogły doświadczyć przeogromnej radości i atrakcji. Gdzie spotkały się z niesamowitym dobrem i życzliwością do tej pory nieznanych im osób. Gdzie krok po kroku doświadczały, że to, co świat oferuje jest jedynie atrapą szczęścia, a to, co prawdziwe i stałe można znaleźć jedynie w Bogu. Widziały też ludzi fizycznie zmęczonych pielgrzymowaniem, ale mających w sobie ogromną radość i „ogień w oczach”. Dziś może jeszcze tego nie pojmują, ale za kilka lat wszystko stanie się jasne. Będą wiedziały, że rzeczy niemożliwe stają się możliwe jedynie w Bogu.
Ta sytuacja uczy nas tego, żeby nie oceniać innych ludzi i ich zachowań tylko dlatego, że są nam obce, nie rozumiemy ich lub nigdy ich „nie spróbowaliśmy”… Warto również zadać sobie pytanie zanim coś napiszemy lub powiemy: jakie dobro to za sobą niesie i czy przypadkiem nie stajemy się narzędziem w rękach Złego…
Dla nas i naszych dzieci to był błogosławiony i wyjątkowy czas. Polecamy rodzinom pielgrzymować wspólnie, choć wydaje się to trudne z małymi dziećmi, to za taką decyzją idzie ogromna łaska i tego doświadczyliśmy przez ten czas.