Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
S. Franciszka Ksawera Cabrini szykowała się do podróży do Nowego Jorku. Miała tam płynąć wraz z s. Antonią i s. Marią, na pokładzie nowego wspaniałego statku, który lada dzień miał wypłynąć z portu w Southampton (dzień drogi od klasztoru w Honor Oak).
Być może na przeszkodzie stanęło słabe zdrowie matki Cabrini, może z jakiegoś ważnego powodu musiała skrócić podróż po Europie, w końcu stały przed nią liczne wyzwania w związku z rozbudową szpitala Columbus, a może, co najbardziej prawdopodobne, była to boska interwencja. Cokolwiek to było, uniemożliwiało s. Franciszce Cabrini, przyszłej świętej, wejście na pokład RMS Titanic. Zamiast tego znalazła się na pokładzie SS Berlin w Neapolu, skąd ruszyła w podróż do Nowego Jorku. To uratowało jej życie!
S. Franciszka Cabrini – od młodości pragnęła służyć
Już jako siedmioletnie dziecko Maria Franciszka Cabrini umknęła śmierci – omal nie utonęła w Lambro Meridionale, kanale prowadzącym przez jej rodzinne miasto Sant’Angelo Lodigiano. To traumatyczne wydarzenie sprawiło, że do końca życia panicznie bała się wody. Nie przeszkodziło jej to jednak w podjęciu aż 23 podróży przez Atlantyk, by zakładać szkoły, domy dziecka i wspólnoty religijne na całym świecie.
Od najmłodszych lat Maria Francesca chciała zostać misjonarką. Jej pragnieniem była służba Chrystusowi. Jej drobna budowa, kruche zdrowie i opór, z jakim w tamtych czasach spotykała się misyjna służba kobiet, były jednak niczym w porównaniu z jej głębokim zaufaniem Bogu i radykalną gorliwością w służbie innym. Te dwie cechy pozwoliły jej przetrwać życiowe triumfy i tragedie.
Czuła, troskliwa ręka Chrystusa obejmująca imigrantów…
W marcu 1889 r. matka Cabrini (w wieku 27 lat została mianowana przełożoną Sióstr Opatrzności, a wkrótce założyła nowy zakon – Misjonarki Najświętszego Serca Jezusa) wyruszyła w pierwszą podróż do Nowego Jorku na pokładzie SS La Bourgogne. Podczas 12-dniowej podróży wypełnionej burzami i sztormami, spotkała się z pierwszymi podopiecznymi – włoskimi imigrantami podróżującymi trzecią klasą. Siedzieli pod pokładem i bardzo cierpieli. Matka Cabrini natychmiast wzięła ich pod opiekę, dawała im pocieszenie i otaczała modlitwą.
Myślała o wyjeździe do Chin jako misjonarka, ale zmieniła zdanie, kiedy od papieża Leona XIII usłyszała: „Nie na wschód, ale na zachód...”. Ostatecznie przybyła do slumsów Nowego Jorku, by posługiwać wśród cierpiących rodaków – włoskich imigrantów, którzy masowo uciekali w tamtym czasie do Ameryki przed biedą. Warunki, w których żyli, były okropne.
Jeden z włoskich imigrantów miał kiedyś powiedzieć: Zanim przybyłem do Ameryki, myślałem, że tutejsze ulice są wybrukowane złotem. Kiedy przyjechałem, nauczyłem się trzech rzeczy: po pierwsze, ulice nie są wybrukowane złotem, po drugie, ulice nie są w ogóle wybrukowane, a po trzecie, to ja miałem je utorować.
Przez 28 lat s. Cabrini i siostry z założonego przez nią niewielkiego zgromadzenia utworzyły 67 instytucji (szpitali, klasztorów, hospicjów, sierocińców, szkół…). Ich działania edukacyjne i mające na celu inkulturację dały nadzieję włoskim imigrantom, którzy – jak większość imigrantów przybywających w tamtych latach do Stanów – napotkali trudności i odrzucenie.
S. Cabrini i jej współtowarzyszki były jak czuła, troskliwa ręka Chrystusa obejmująca imigrantów, przywracająca wiarę i godność przybywającym do Ameryki w poszukiwaniu lepszego życia.