Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Szpitalna winda. Młody mężczyzna jedzie w odwiedziny na oddział położniczy. – Pani żona też urodziła? – żartuje świeżo upieczony tata. – Nie. Ja urodziłam. – To świetnie pani wygląda. Moja żona ma jeszcze bardzo duży brzuch. – Dziękuję. Musiałam szybko stanąć na nogi. Już od trzech tygodni odwiedzam na oddziale moje dziecko.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Podczas przygotowania do porodu trafiłam na profil na Instagramie Volhi Kuśmierskiej, położnej, której celem jest szerzenie kultury poporodowej. Podkreśla, jak ważne jest przygotowanie do połogu, który nazywany jest „czwartym trymestrem”, aby wrócić do pełni sił. Zaznacza także, że „jaki połóg, taka starość”, wymieniając komplikacje zdrowotne, które mogą wynikać z braku troski o siebie w czasie połogów. Ważny jest odpoczynek – przez pierwsze dwa tygodnie rozumiany dosłownie jako leżenie w łóżku z dzieckiem. Odpowiednia dieta – pełnowartościowa, ze świeżych produktów, dobre nawodnienie organizmu. Właściwa higiena – częste podmywanie, zmiana podkładów, dbanie o ranę po nacięciu krocza.
Połóg trwa osiem tygodni od porodu. Kobietom zaleca się, aby nie nosiły ciężaru większego niż ich dziecko. Moja córeczka ważyła 900 g, a ja czułam ciężar smutku po stokroć większy, wychodząc każdego dnia z domu i jadąc do szpitala – mówi mama Klary urodzonej w 27. tygodniu ciąży.
Jak wygląda połóg w rzeczywistości wcześniaczej?
Wchodzę do pokoju laktacyjnego po raz pierwszy z domu. – Nie poznałam cię! Ale świetnie wyglądasz! Ta fryzura, makijaż, normalne ubranie! – Grupa wsparcia mam tworzy się spontanicznie. Spotykacie się co trzy godziny, osiem razy w ciągu dnia podczas pobytu w szpitalu i potem po kilka razy dziennie, kiedy przychodzisz do dziecka. Każda sesja trwa minimum 30 minut, jest więc sporo czasu na rozmowy, które są dla wielu realną pomocą:
Jedynym pocieszeniem były inne mamy wcześniaków, spotykane najczęściej w pokoju laktacyjnym, które przechodziły przez to samo, znały te emocje. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało – łączyłyśmy się w bólu. To pomagało przetrwać najtrudniejsze momenty, tę traumę.
Połóg. Jak w zegarku
Zazwyczaj mama wychodzi do domu w trzeciej, czwartej dobie po porodzie. Wtedy zaczyna pełnoetatową pracę. Rano po odciągnięciu pokarmu szykuje obiad w pudełku, pakuje torbę z podpaskami, butelką płynu do podmywania, pojemnik termiczny z odciągniętym pokarmem. Wchodząc na oddział, zostawia podpisane torebki z mlekiem w lodówce i kieruje się do pokoju laktacyjnego.
Co trzy godziny trzeba odciągnąć pokarm, zdezynfekować butelki. Kiedy przychodzi odpowiednia godzina, mamy stają przy łóżeczkach. Dziecko trzeba obudzić do karmienia, więc jest przewijane. Potem karmienie – sondą lub butelką dla zaawansowanych. Kiedy kończysz, minęły już prawie dwie godziny od ostatniego odciągania, masz więc godzinę, aby zjeść i wykonać niezbędną toaletę. Na spędzenie czasu przy dziecku zostaje więc jakieś 15 minut. Potem cykl się powtarza.
Odpoczynek i odpowiednia dieta
Cały czas w szpitalu mama spędza chodząc lub siedząc na krześle. Nie ma raczej miejsca ani warunków, żeby nosić wszędzie ze sobą specjalną poduszkę, która zmniejszałaby ból ciągnących ran krocza. Nie ma taryfy ulgowej dla mam po cesarskim cięciu. Wiele godzin na nogach, szykowanie się jak do pracy, a w nocy odciąganie mleka co 3 godziny – realnie oznacza to co 2 godziny pobudkę. A to dopiero piąta, szósta doba po porodzie! I tak przez kilka tygodni lub miesięcy. Nie ma szans na drzemkę w ciągu dnia czy wygodną pozycję na kanapie lub w łóżku.
Trzeba w tym wszystkim pamiętać o jedzeniu i nawodnieniu – wszystko po to, aby był pokarm dla dziecka. Kanapki jedzone na korytarzu lub pudełko ze swoim obiadem. Jeśli chcesz zjeść na mieście, musisz się spieszyć, żeby zdążyć odciągnąć pokarm i przyjść na przewijanie.
Inny początek macierzyństwa
Oddajmy głos mamom, które doświadczyły takiego początku macierzyństwa:
Zamiast poznawać swoje dziecko, zaprzyjaźniałam się z laktatorem, zamiast spędzać czas w łóżku na przytulaniu i karmieniu synka, spędzałam go na oddziale dla wcześniaków, gdzie kontaktu skóra do skóry mieliśmy bardzo mało. Nie było nawet czasu wsłuchać się w swoje ciało i zmiany, jakie w nim zachodzą, bo każdy dzień, każda chwila była podporządkowana jednemu celowi – być jak najbliżej mojego dziecka.
Każdego z tych 75 dni, kiedy Klara była w szpitalu, było mi niedobrze, a szczególnie gdy czekałam na metro podczas drogi na Oddział Wcześniaków i Patologii Noworodka oraz za każdym razem, gdy siadałam do laktatora. A siadałam do niego 8 razy na dobę, co trzy godziny, codziennie. Któregoś razu obliczyłam, że na samo odciąganie mleka poświęciłam tydzień.
Podczas wizyt w szpitalu patrzyłam na moją dzielną i silną córeczkę, byłam z niej dumna. Tylko nie mogłam sobie poradzić z powracającymi pytaniami, czy mogłam coś zrobić inaczej, żeby zaoszczędzić jej tego bólu, tych wszystkich zastrzyków, przetoczeń krwi, pobrań do badań, maseczek i rurek, które wbijały się w ciało. Tego, przez co musi codziennie przechodzić, a mogła przecież być jeszcze 3 miesiące w brzuchu, gdzie było ciepło i spokojnie…
Klara wyszła ze szpitala po 2,5 miesiąca. Dopiero wtedy, kiedy była już w domu, odetchnęłam. Chociaż do tej pory nie ma dnia, kiedy bym nie myślała o tym, co się wydarzyło i mam bliznę pod brzuchem, która mi o tym przypomina, uważam, że jednak mam w życiu szczęście, bo Klara żyje, a widziałam, że nie każdemu dziecku się udało. Jest moją najwspanialszą córeczką na świecie i powtarzam jej to codziennie. Ona jest moim szczęściem.
Czytaj także:
Połóg jest ważny! Jak go przeżywać, by z radością wejść w macierzyństwo?
Czytaj także:
Anna Las-Opolska: Narodziny dziecka to cud, ale też kryzys. Jak być w tym razem i nie oszaleć? [wywiad]