separateurCreated with Sketch.

“Ona się nawet nazywała Kowalska”. Rozmowa o Faustynie na 20. rocznicę kanonizacji

FAUSTYNA KOWALSKA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

– Można by przytoczyć wiele różnych określeń, które charakteryzują św. Faustynę i jej duchowe dziedzictwo, ale myślę, że najbardziej przekonywujące może być zdanie: życie zwyczajne uczyniła nadzwyczajnym. Bo życie, jakie ona wiodła, jest w jakimś sensie obrazem życia każdego człowieka. Ona się nawet nazywała Kowalska, czyli jak przysłowiowy Polak.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

O tym, jak szukać źródeł Bożego miłosierdzia i czego uczy jego apostołka, św. siostra Faustyna rozmawiamy z s. Elżbietą Siepak, rzecznik Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia.

Łukasz Kaczyński: Jak rozumieć miłość miłosierną Boga, zwłaszcza w sytuacji panoszącej się pandemii koronawirusa?

S. Elżbieta Siepak: Po pierwsze, trzeba sobie uświadomić, że zło świata nie jest dziełem Pana Boga, gdyż On jest samą miłością i miłosierdziem. Zło, które dzieje się na świecie, jak pandemia koronawirusa, wojny czy inne nieszczęścia, są najczęściej wynikiem ludzkich błędów i grzechów. Pan Bóg szanuje ludzkie wybory, nawet jeśli są złe. Jednak potrafi z takich sytuacji wyciągnąć dobro, jeśli człowiek zwróci się do Niego z ufnością. Wtedy nawet choćby z takich tragedii, jaką teraz przeżywamy, rodzi się korzyść, dobro. Zobaczmy, jak wielu ludzi w ostatnich tygodniach odkryło największy skarb, jakim jest relacja z Bogiem. Wcześniej o tym nie myśleli, bo byli zabiegani i mieli wrażenie, że namiastki szczęścia, których doświadczali na co dzień, są celem ich życia i kresem możliwości. Jednak teraz, w sytuacji zagrożenia życia i zdrowia, wiele osób zaczyna dostrzegać, że prawdziwe szczęście i spokój może dać tylko Bóg.

Są też ludzie, którzy mówią, że epidemia to kara Boża czy też zarzucają Bogu obojętność…

Oskarżają Pana Boga i boją się tylko ci, którzy Go nie znają albo mają fałszywe obrazy Boga. Natomiast ci, którzy Go znają, zwłaszcza w tajemnicy Jego miłosierdzia, mają pewność, że Bóg jest troskliwym ojcem. Zatem jeżeli jesteśmy w rękach Ojca, to co nam może grozić? Nawet jeśli zarazimy się koronawirusem, to przecież mamy wyjście z tej sytuacji – szczęśliwą wieczność. Po prostu jesteśmy bezpieczni, bo jesteśmy z Bogiem, który kocha nas miłością nieskończoną, miłością miłosierną w życiu ziemskim i w wieczności.

 

Pandemia a miłosierdzie Boże

To jest właśnie ten sens, który miłosierdzie nadaje pandemii?

Sens jest właśnie taki, żeby bezgranicznie zaufać Bogu. To jest cel każdego życia, w każdym momencie, a tym bardziej w takich czasach, jakie teraz przeżywamy. Ludzie mają coraz większą świadomość, że nic na tym świecie nie jest pewne ani trwałe. Nawet supermocarstwa padają przed maleńkim koronawirusem. Nie ma więc niczego, co by mogło człowieka ochronić, dać gwarancję bezpieczeństwa, nie mówiąc o życiu wiecznym. Taką ochronę i gwarancję daje tylko Pan Bóg. Stabilność, która sięga wieczności. Daje nam poczucie bezpieczeństwa i doświadczenie miłości niezależnie od zewnętrznych okoliczności. Jedyny warunek to życie z Nim, przyjęcie Jego słowa i wypełnianie go w codzienności.

Jednak także człowiek będący blisko Boga może się załamać, widząc w koło cierpienie i śmierć.

Nikt nie jest z żelaza i chwilowe przeżywanie niepokojów i lęków należy do ludzkiej natury. Ale człowiek oddany Bogu i doświadczający Jego miłości miłosiernej nawet w krytycznych momentach wierzy i ma pewność, że Bóg jest obecny w tych trudnych doświadczeniach i, co więcej, wyprowadzi z nich dobro. Wiem to z własnego doświadczenia. W czasie ostatnich 2 miesięcy chyba bardziej dojrzałam do śmierci niż w ciągu ostatnich 20 lat. Zawsze mam świadomość, że umieram dla świata, żyję dla Boga i można powiedzieć, że ten klimat towarzyszy mi nieustannie. Ale kiedy rzeczywiście jest taki czas, że człowiek realnie musi liczyć się z tym, że może nie dożyć kolejnego dnia, że być może to ostatnia msza św. czy ostatnia Komunia św., to naprawdę w przyspieszonym tempie dojrzewa wewnętrznie. Ta relacja z Jezusem bardzo pomaga w przeżywaniu trudnych doświadczeń, bo nadaje im sens zbawczy i uświęcający.

Niedawna Niedziela Miłosierdzia w Łagiewnikach przebiegła bez fizycznego udziału wiernych. To trudne doświadczenie czy też szansa?

Na pewno było to trudne doświadczenie – nie tylko dla tych, którzy przyzwyczaili się przyjeżdżać do Łagiewnik z kraju i ze świata, ale również dla gospodarzy tego miejsca. Ale modliliśmy się o to, żeby ten dzień był jeszcze bardziej obfity w łaskę Bożą niż dotąd. I myślę, że tak było, ponieważ ludzkie serca pootwierały się na Pana Boga i mógł On je obdarzać swoimi łaskami jeszcze pełniej. Sądzę, że może głębiej uświadamialiśmy sobie, jaki to dzień, jak bardzo potrzebujemy Bożego miłosierdzia i jak bardzo pragniemy, aby Jezus spełnił wszystkie obietnice, które związał z tym świętem.

To, co teraz jest bardzo widoczne, to wybuch międzyludzkiej solidarności. Czy obserwujemy właśnie tworzenie się cywilizacji miłości i realizację uczynków miłosierdzia w praktyce, do czego nawoływał św. Jan Paweł II?

Myślę, że w trudnych czasach pełniejszym blaskiem jaśnieje to, co piękne w człowieku: miłosierna miłość wobec ludzi w potrzebie. Jesteśmy świadkami heroicznej walki lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych, całej służby zdrowia, ale także młodych wolontariuszy, którzy stanęli do walki z koronawirusem na pierwszej linii frontu, przy łóżkach ludzi chorych. I nie tylko tam. Właściwie dziś można zobaczyć, że nawet zwyczajna praca, gdzieś na zapleczu, rzetelnie wykonywana jest służbą wobec społeczeństwa czy konkretnych ludzi, jest po prostu miłosierdziem. Cywilizację miłości najczęściej budują drobne akty miłości, które spełniamy w codzienności wobec najbliższych i tych, do których jesteśmy jakoś posłani. Nieszczęścia, jakie przeżywamy, mocno solidaryzują ludzi. To, że przeżywamy lęki, jest normalne. Ale ważniejsze jest to, że potrafimy ten lęk przezwyciężyć, by okazać gesty miłosierdzia drugiemu człowiekowi. To jest fundament cywilizacji miłości. Tego uczy też św. siostra Faustyna, która mówi, że życie chrześcijańskie opiera się tylko na dwóch słowach: ufność wobec Boga i miłosierdzie wobec drugiego człowieka. Nic więcej. Dlatego też chrześcijaństwo równa się miłosierdziu.

 

„Dzienniczek”

Gdzie możemy znaleźć podpowiedzi, by rozwijać ducha w kontekście Bożego miłosierdzia?

Zachęcam przede wszystkim do czytania Pisma Świętego, choć nie każdy od razu potrafi je interpretować w blasku tajemnicy Bożego miłosierdzia. Dużą pomocą jest tutaj „Dzienniczek” św. siostry Faustyny. On pokazuje, jak bardzo kocha Bóg, jak bardzo jest blisko i że to On jest pierwszy, który wychodzi do człowieka. A my tak naprawdę tylko odpowiadamy na Jego miłość. Bóg kocha nas mimo naszych niewierności, jednak my często mierzymy Go swoją miarą, co sprawia, że gubimy się w rozmyślaniach o Bożym miłosierdziu. Dlatego trzeba refleksji nad tym, czym jest miłosierdzie Boskie i ludzkie, by nie mylić go z pobłażliwością wobec zła, przekreśleniem sprawiedliwości, jakimś wzruszeniem czy różnorako motywowaną naturalną dobroczynnością bądź filantropią.

„Dzienniczek” nie jest jednak łatwą lekturą…

To prawda, że dla niektórych osób „Dzienniczek” wydaje się trudną książką. Czasem trzeba pewnego wcześniejszego przygotowania, np. przez wydarzenia życiowe albo publikacje o św. Faustynie, by owocnie go czytać. Na kanale YouTube „Faustyna.pl” ukazała się wersja audio tego dzieła, która jest ułożona według chronologii wydarzeń z życia Faustyny, co pomaga w lekturze. Można też wyjść od poznania biografii tej wyjątkowej apostołki Bożego miłosierdzia. Na YouTube jest też dostępny film „Siostra Faustyna w blasku miłosierdzia”, który pokazuje ją oczami świadków jej życia, czyniąc ją przez to bliższą. Jest bardzo dużo publikacji nie tylko książkowych, ale także filmowych i muzycznych, które w jakiś sposób ukazują fenomen życia i misji siostry Faustyny. Kiedy poznamy życie autorki „Dzienniczka” od strony wydarzeń, a także roli, jaką odgrywa w Kościele i współczesnym świecie, łatwiej przyjdzie nam wejść w niezwykle głębokie treści dotyczące życia duchowego, jak i odnaleźć w nich dla siebie właściwy pokarm.

30 kwietnia to dzień 20. rocznicy jej kanonizacji. Co tak naprawdę powinniśmy wiedzieć o kobiecie, która rozszerzyła orędzie o Bożym miłosierdziu na cały świat?

Przede wszystkim powinniśmy poznać misję, z którą Jezus wysłał ją do całego świata. Ta misja polega na przypomnieniu biblijnej prawdy o miłości miłosiernej Boga do każdego człowieka i na wezwaniu do głoszenia tej prawdy z nową mocą – świadectwem życia, czynem, słowem i modlitwą. W tej misji św. siostry Faustyny uczestniczą nie tylko kapłani, siostry zakonne z jej zgromadzenia czy ogółem osoby konsekrowane. Może w niej uczestniczyć każdy, bo wszyscy już z racji chrztu są wezwani do tego, żeby głosić światu miłosierdzie Boże. Siostra Faustyna uczy nas zaufania Bogu, czyli pełnienia Jego woli, heroicznej miłości bliźniego, a także kontemplacji w codzienności, a dziś tej kontemplacji bardzo potrzebujemy. Potrzebują jej wszyscy, ponieważ jesteśmy bombardowani wieloma rzeczami i możemy się po prostu w tym świecie pogubić. Ukazuje też obraz Kościoła jako Matki i Mistycznego Ciała Chrystusa, w którym każdy ochrzczony jest wezwany do budowania osobistej relacji z Nim, a także umiłowania Eucharystii i gorącego nabożeństwa do Matki Bożej.

Zakonnica, która miała wizję Jezusa – taki opis może zniechęcić młodych już na wstępie. Jak dobrze patrzeć na św. siostrę Faustynę i co zaczerpnąć z jej życia?

Można by przytoczyć wiele różnych określeń, które charakteryzują św. Faustynę i jej duchowe dziedzictwo, ale myślę, że najbardziej przekonywujące może być zdanie: życie zwyczajne uczyniła nadzwyczajnym. Bo życie, jakie ona wiodła, jest w jakimś sensie obrazem życia każdego człowieka. Ona się nawet nazywała Kowalska, czyli jak przysłowiowy Polak. Miała życie bardzo szare, bardzo zwyczajne, przeżywała każdy dzień w tym samym rytmie i wśród tych samych osób. I wydawałoby się, że życie tak nieciekawe, tak nudne nie może być szczęśliwe. A jednak, na podstawie jej „Dzienniczka” i tego co się dzieje pod wpływem jej misji w Kościele, wiemy dziś, jak piękne i niezwykłe to było życie. Nosiła imię Faustyna, co oznacza szczęśliwa i taka była. Jeżeli więc ktoś chce być prawdziwie szczęśliwy, niech idzie jej śladami. Prosta droga.


ANIOŁ STRÓŻ
Czytaj także:
Św. Faustyna: mój Anioł Stróż nie odstępował mnie ani na chwilę


FAUSTYNA KOWALSKA
Czytaj także:
Siostra Faustyna miała stygmaty. Ale specyficzne i złączone z niezwykłymi darami


KOBIETA W CIĄŻY
Czytaj także:
Jak święta Faustyna przywitała na świecie naszą córeczkę

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.