Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Nie da się pracować bez przerwy – co do tego nie ma wątpliwości. Ale jak zorganizować sobie pracę, żeby zrobić jak najwięcej i jak najlepiej, a przy tym zachować dobrą formę? Może wypróbujecie system „20 minut – 2 godziny – 2 dni”?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Boję się wejść do kuchni
Optymalnie jest, jeśli około 20 minut (od kwadransa do pół godziny) zajmuje nam codzienne „ogarnianie” różnych rzeczy w domu, np. uporządkowanie kuchni po posiłku, niewielkie porządki w łazience albo uładzenie przedpokoju. Oczywiście każda z tych czynności może trwać znacznie dłużej (jak w tym memie: „Poszłam umyć włosy – wyszorowałam wannę i umyłam podłogę. Napiłabym się herbaty, ale boję się wejść do kuchni”), ale jeśli poświęcamy na drobne porządki około 20 minut, nie dochodzimy do etapu irytacji i przytłoczenia, i nie przerywamy na długo innych zajęć – a możemy całkiem sporo zrobić.
Jeśli mamy pod opieką małe dziecko, to zapewne 20 minut to szczyt jego możliwości w samodzielnym zajęciu się zabawką albo książeczką. Kiedy dziecko jest już większe i uważa, że wyznaczanie mu obowiązków domowych to haniebny wyzysk i rujnowanie mu życia, możemy je zapytać, czy poświęci na takie prace 20 minut dziennie (pożądane odpowiedzi: „Tak” albo chociaż „No, dobra”). Na pewno się nie przemęczy, a będzie miało poczucie kontroli nad sytuacją.
W pracy zawodowej również warto wyznaczyć sobie około 20-minutowy limit na rozruch, np. przygotowanie stanowiska, sprawdzenie poczty, zaplanowanie zajęć itd. Choćby po to, żeby sprawdzanie maili nie zamieniło się w pół dnia ploteczek na czacie.
A wreszcie – 15-20 minut to dla człowieka żyjącego „w świecie”, czyli zajętego rodziną i pracą zarobkową, dobry zakres czasowy na codzienną (np. poranną) modlitwę. Chcesz i możesz poświęcać na modlitwę więcej czasu? Wspaniale. Ale jeśli jesteś początkujący, zacznij od kwadransa.
Nie męcz się
Natomiast dwie godziny to optymalny odcinek czasowy na większe (np. cotygodniowe) porządki, takie jak odkurzanie i mycie podłóg, solidne sprzątanie łazienki albo pielenie ogródka. Większość z nas po dwóch godzinach po prostu poczuje zmęczenie.
Pracę zawodową także warto podzielić sobie na około dwugodzinne odcinki. Po upływie tego czasu można wstać (jeśli pracujemy przy biurku) albo usiąść (jeśli mamy zajęcie na stojąco), zrobić sobie herbatę, zamienić klika słów z kolegami, przekąsić coś itp. Rada na czas koronawirusa – można też wtedy wstawić pranie albo zapytać dzieci, jak im idzie praca zdalna. Nawet jeśli nie jesteśmy zmęczeni albo jeśli akurat mamy bardzo dużo pracy, mimo wszystko zróbmy sobie krótką pauzę, bo lepiej „stracić” kilka albo kilkanaście minut na reset niż godzinę później paść na twarz i nic więcej tego dnia nie zrobić albo okupić kolejne zadania kosmicznym wysiłkiem.
Trzeci najtrudniejszy
Dwa dni to z kolei najlepszy czas na duże prace – generalne porządki, drobne remonty, zamknięcie jakieś etapu projektu. Pierwszego dnia jesteśmy jeszcze pełni entuzjazmu (albo przeniknięci głęboką niechęcią – różnie to bywa), ale działamy nieco chaotycznie. Drugiego dnia wprawdzie jesteśmy nieco znużeni, ale na ogół już dobrze wiemy, co i jak powinniśmy zrobić. No i finał jest na wyciągnięcie ręki, co dodaje skrzydeł i mobilizuje. Trzeci dzień jest trudniejszy.
Oczywiście, nikt nie przerywa malowania ściany z powodu z tego, że minęła druga doba. Niektóre prace po prostu trwają dłużej. Ale warto mieć na uwadze swoje naturalne uwarunkowania i, jeśli tylko mamy taką możliwość, podzielić pracę na dwudniowe etapy, np. jeśli malujemy mieszkanie, poświęcić po dwa dni na każdy pokój. Albo sprężyć się z remontem do dwóch dni (nawet jeśli to oznacza nieco dłuższą dniówkę), a kolejnego dnia tylko sprzątać.
Trawa kiełkuje
Ponieważ od 12 lat pracuję zdalnie w domu, dobrze wiem, że warto mieć plan działań i że ten plan powinien szanować moje możliwości i uwarunkowania. Czy zawsze stosuję metodę „20-2-2”? Oczywiście nie. Czasem mam kryzys i – jak to zrobiłam niedawno – zamiast sumiennie stukać przez dwie godziny w komputer, żeby skończyć zadanie po dwóch dniach, wychodzę co chwilę do ogródka, żeby sprawdzić, czy trawa kiełkuje (Dzień po zasianiu! Nie, nie zakiełkowała!). Machina przejdzie czasem zderzenie z tak zwaną rzeczywistością, ale na ogół pomaga dotrzeć do celu, a przy tym koszty przejażdżki są mniejsze, a zadowolenie większe.