„A to Polska właśnie”. Taka refleksja przychodzi po lekturze znakomitych reportaży o Polsce współczesnej, ale tej spoza wielkich miast. Polsce widzianej oczami mieszkańców wsi, wioseczek i przysiółków.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Po przymusowym areszcie domowym z powodu koronawirusa Polacy nieśmiało ruszają w drogę. Tym bardziej, że przed nami wakacyjne miesiące. Ale lato ’20 będzie inne niż zwykle. Ze względu na ograniczenia pewnie nie ruszymy masowo na zagraniczne wojaże. Zamiast tego poszukamy lokalnych atrakcji. Może zamiast, skądinąd pięknych, ale obleganych Mazur, Sopotu czy Zakopanego wybierzemy Polskę mniej nieznaną?
Wielką inspiracją do poszukiwania miejsc na rodzinne wyprawy stały się dla mnie reportaże o Polsce. Ruszyłam w podróż jeszcze w czasie #lockdown, wprawdzie palcem po mapie, czy raczej książce – za sprawą znakomitych reportaży, o których niżej.
Czy prawdziwa polska wieś jest już tylko na Podlasiu?
Agnieszka Pajączkowska ruszyła w Polskę 30-letnim Volkswagenem T3. Miała to być podróż na jeden sezon, ale przygoda tak ją wciągnęła, że Wędrowny Zakład Fotograficzny (bo tak nazwała projekt, a później książkę) działał w latach 2012-2016. Pomysł był urzekająco prosty, a jednocześnie zaskakujący. Oferowała ludziom zdjęcia w zamian za posiłek czy możliwość zaparkowania i przenocowania na posesji. To często stawało się punktem wyjścia do rozmów, zwierzeń, wspomnień.
A dlaczego ściana wschodnia? Autorka zastanawiała się, gdzie w Polsce w XXI w. ludzie mogą jeszcze potrzebować zdjęcia. Wyszła z założenia, że na wschodnich krańcach, obfitujących w osoby ubogie albo wiekowe, które nie „załapały się” na erę cyfrową i smartfony. Poza tym chciała zweryfikować stereotypy o Polsce B i sprawdzić, czy to prawda, że „prawdziwą wieś” można zobaczyć już tylko na Podlasiu.
W rozmowie z Anną Rączkowską („Twój Styl”, czerwiec 2020) Pajączkowska tak to wspomina:
Doświadczyłam własnego uprzywilejowania. Mam wakacje, jadę swoim autem i jak mi się nie spodoba, mogę wrócić do miasta, do swojej bańki. A ludzie, których spotykałam, nie mają alternatywnej rzeczywistości. Są starzy, a muszą napalić w piecu, żeby ugotować wodę na herbatę. Opielić warzywa w ogródku, nakopać ziemniaków na obiad i zrobić weki, by przeżyć zimę. Na parapecie suszą torebki z herbatą, żeby zaparzyć jeszcze raz.
Pajączkowska podsumowuje, że te wszystkie spotkania pozwoliły jej wyjść z bańki, spojrzeć na życie poza nią i poszerzyć perspektywy. Zobaczyć, że ta jej – młodej, wykształconej, z wielkiego miasta nie jest jedyna. Warto przeczytać, szczególnie jeśli samemu bywa się przemęczonym życiem w wielkim mieście. W dodatku chwyta za serce poruszającymi historiami (spisanymi prostym, lapidarnym językiem) i świetnymi zdjęciami.
*Agnieszka Pajączkowska, „Wędrowny Zakład Fotograficzny”, Czarne 2019
Polska przydrożna, czyli jaka?
W nieco podobną podróż w Polskę lokalną, tę drugoklasową, ruszył Piotr Marecki, choć przyświecał mu inny cel. Profesor z Uniwersytetu Jagiellońskiego (zajmuje się mediami cyfrowymi), redaktor naczelny (Korporacja Ha!art), twórca literatury eksperymentalnej, wsiadł w auto i pojechał przed siebie na… przedłużony wieczór kawalerski. Miał spać w samochodzie, namiocie, jeziorze, na parkingu. Taki road trip, z którego relację na bieżąco zdawał na Instagramie.
Jechał dwa tygodnie, przemierzył blisko 5 tys. kilometrów, nie głównymi drogami, ale – jak wskazuje tytuł – bezdrożami. Omijał wielkie miasta, zabytki, muzea i turystyczne atrakcje, odwiedzał wsie, wioseczki i przysiółki, a w nich sklepiki, kebaby.
Jego celem nie było zbieranie ludzkich historii, chociaż oczywiście znajdziemy tu relacje z rozmów z napotkanymi w trasie osobami. Sprzedawcy w sklepach, klienci w knajpkach, pijaczkowie spod baru – tak, niekiedy takie relacje uderzają prostotą (zwłaszcza, że autor wiernie je relacjonuje). Niekiedy drażni i on sam (mnie dla przykładu kilkakrotnie powtarzaną frazą o wodzie tylko w szklanej butelce, tak, tak, rozumiem duch less waste…).
Tu też, jak w poprzedniej pozycji, ważnym elementem publikacji są fotografie, ale u Mareckiego zgoła inne. Ich bohaterami nie są ludzie, ale na przykład architektoniczne absurdy (pomnik z krzyżem na środku chodnika dla pieszych) czy artefaktów reklamowych rodem z PRL.
* Piotr Marecki, „Polska Przydrożna”, Czarne 2020
Czy w Oświęcimiu da się żyć?
Książka Marcina Kąckiego to, dla odmiany, zapis podróży nie po Polsce, ale do jednego miasta, za to szczególnego – Oświęcimia. Autorowi przyświecało pytanie, czy w mieście, które nie może uciec od przeszłości, da się normalnie żyć. Kącki pojechał to sprawdzić. Zadał mieszkańcom pytanie, jak im się żyje. Odpowiedzi były zaskakujące, a ich elementem wspólnym jest piętno wojennej traumy, które dziś – co przerażające – bywa przyczynkiem niewybrednych żartów („co wy tam w Oświęcimiu palicie?”).
To jednak coś więcej niż reportaż z miasta, w którym mordowali Żydów. Autor serwuje m.in. historię miejscowości, którą przez wieki zamieszkiwali Żydzi (Kazimierz Jagiellończyk w 1457 kupił Księstwo Oświęcimskie, zaprosił Żydów, zagwarantował swobodę praktyk religijnych, własny samorząd), historię powstania muzeum Auschwitz i sporów o nie, wiele miejsca poświęca problemowi zanieczyszczonego powietrza.
Jest wątek kopaczy, zbieraczy tego wszystkiego, co nie zmieściło się w muzeum; dzieci, które w czasie wojny przerzucały przez ogrodzenie jedzenie więźniom (ich esesmani tak nie ścigali); mieszkańców willi Hössa; pracowników i wolontariuszy mieszkających na terenie obozu; łowców „łez” (kawałków poszarzałego złota w kształcie kropel – stopiły się w płonących ciałach). Czytając te historie może nie jest łatwiej usprawiedliwić, co zrozumieć ludzi, którzy zostali wypędzeni, potracili domy, a potem wrócili, gdzieś musieli żyć dalej… „Ludzie szli do obozu, by odzyskać swoje domy. Niektórzy w obozie, w tych barakach, rozpoznawali swoje deski, cegły i, jak w Ikei, składali je później do kupy, jak im wyobraźnia podpowiadała”.
Kącki opisuje poczucie krzywdy mieszkańców Oświęcimia, ciążące na nich piętno, (że to Polacy mordowali Żydów), ale i szuka odpowiedzi na pytanie, skąd antysemickie nastroje w TAKIM miejscu. Pyta, jak im się tam mieszka.
* Marcin Kącki, „Oświęcim. Czarna Zima”, Znak 2020
Czytaj także:
Trzy silne kobiety. Trzy historie dobre na czas izolacji
Czytaj także:
„Wszyscy są ofiarami. Albo katami. Nie wiadomo, kto jest kim”. Wstrząsający reportaż Tochmana
Czytaj także:
Barbara Ubryk, uwięziona zakonnica, której historią żyła cała Polska. Wywiad z N. Budzyńską