Życie chrześcijanina jest niczym chodzenie po wodzie. Nigdy nie uda się nam to o własnych siłach. Miłować wrogów, przyjąć krzyż, nadstawić drugi policzek, całkowicie zaufać Bogu… Któż jest na tyle silny?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Wkrótce po cudownym rozmnożeniu chleba i nakarmieniu tysięcy ludzi, Jezus „przynaglił” (dosłownie: „przymusił”) uczniów, żeby wsiedli do łodzi i przeprawili się przed Nim na drugi brzeg.
Dlaczego trzeba było ich przymuszać? Czy byli tak zafascynowani tym, co się wydarzyło, że chcieli tam jeszcze trochę pozostać? Nacieszyć się cudem Jezusa i radością sytych tłumów? Wziąć coś na zapas z koszów wypełnionych tym, co pozostało po uczcie? Byli jednak posłuszni poleceniu Mistrza i wyruszyli. Ich podróż trwać jednak będzie zaskakująco długo.
Zagubienie uczniów Jezusa
Cud rozmnożenia miał miejsce po południu. Po zakończonym posiłku Jezus odprawił uczniów. Potem sam rozesłał tłum. Wreszcie, wszedł na wzgórze, aby modlić się w samotności. Długo się modlił. Zapadł wieczór. Kiedy spotka uczniów, idąc do nich po jeziorze, będzie „czwarta straż nocna” – jak relacjonuje ewangelia. To czas między godziną trzecią a szóstą przed świtem. Co działo się z uczniami przez tak wiele godzin?
Być może Ewangelia chce w ten sposób podkreślić ich zagubienie i bezradność. Bez swojego Mistrza nawet doskonale znający jezioro rybacy dają się opanować ciemności i zwątpieniu. Przez wiele godzin nie są w stanie dotrzeć do przeciwległego brzegu. Wiatr jest przeciwny. Strach obezwładnia. Gdy wreszcie zobaczą Jezusa, kroczącego po falach, oni – dorośli mężczyźni – będą przerażeni krzyczeć ze strachu, myśląc, że widzą zjawę. Któż bowiem może chodzić po morzu?
Piotr chodzi po wodzie
A przecież morze – otchłań wód – to symbol śmierci. Któż może mieć władzę nad śmiercią? „Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!”. „Ja jestem” – ośmielał ich, przekonując, że to naprawdę Jego widzą. A zarazem użył słów, które przywoływały Imię Boga objawione Mojżeszowi na Synaju; słów dających pewność Bożej obecności: „Jestem”.
„Panie! Jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!”. Czy w głosie Piotra słychać było wątpienie? „Jeśli to Ty…” Słowa Jezusa ośmielały: „Przyjdź!”. I nagle stało się to, co nie miało prawa się wydarzyć. Szymon Piotr, rybak z Galilei, stąpał po otchłani wód. Wbrew logice. I wbrew prawom natury. Szedł mocą zaufania słowu Mistrza.
Szedł, dopóki poczucie realizmu i doświadczenie, i rozum nie przekonały go, że to przecież nie może się dziać! Zwątpienie targnęło nim silniej niż wiatr, który burzył jezioro. Otchłań, jakby posłuszna jego wątpliwościom, rozstąpiła się nagle. I Szymon Piotr zaczął tonąć… „Panie! Ratuj mnie!” – wykrzyczał przerażony. „Ratuj! – Zbaw!” – w języku Ewangelii to jedno i to samo słowo. Tonący Piotr – wątpiący „człowiek małej wiary” – wołał z odmętów śmierci, prosząc Jezusa o zbawienie.
Życie chrześcijanina jest niczym chodzenie po wodzie. Nigdy nie uda się nam to o własnych siłach. Miłować wrogów, przyjąć krzyż, nadstawić drugi policzek, całkowicie zaufać Bogu… Któż jest na tyle silny?
Żyć tak można tylko mocą wiary w Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. Gdybyśmy przestali pokładać swą ufność w zmartwychwstałym Panu, w jednej chwili pochłonęłyby nas odmęty śmierci. W małości naszej wiary On umacnia nas swoją łaska, byśmy nie zginęli. On jeden ma władzę nad otchłanią.
Czytaj także:
Po co Jezus czynił cuda? I dlaczego chodził po wodzie?
Czytaj także:
Pan chce nas uzdolnić do „chodzenia po wodzie”. Piękne orędzie papieża – dla każdego!