separateurCreated with Sketch.

Małżeńska komunikacja. Te 4 zasady pomogły nam uporządkować codzienne rozmowy

DIALOG MAŁŻEŃSKI
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Jarosław Kumor - 27.01.21
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Nic oczywiście nie dzieje się automatycznie. Uczymy się ich i dajemy sobie prawo do tego, że na początku będziemy o nich zapominać. Grunt, byśmy mieli oboje świadomość przyjęcia ich i gotowość respektowania, nawet jeżeli w jakimś emocjonalnym porywie będą wydawać się bezsensowne.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Najpierw głos z zewnątrz

Emocje, emocje, emocje… Wiele o nas mówią (można to wykorzystać zdecydowanie na plus), ale też potrafią niszczyć. Zawsze z czegoś wynikają. Stoją za nimi na ogół jakieś lęki, przywiązania, bezsilność. Kiedy zaczęły dominować w moim małżeństwie, zobaczyłem, jak bardzo potrafią być destrukcyjne dla relacji. I pomyślałem, że potrzebujemy głosu z zewnątrz.

Z natury lubię szukać opinii. Lubię, gdy ktoś rzuca swoje światło na moje planowane wybory, konkluzje, sposób działania. Kiedy już nasz małżeński kurz bitewny opadł, oboje stwierdziliśmy, że przyda nam się opowiedzenie zaufanej osobie o naszych gromach, które potrafiliśmy rzucać na siebie z dużą siłą.

To był pierwszy krok – dla nas niełatwy. Choć mieliśmy już doświadczenie małżeńskiego kierownictwa duchowego czy bycia w relacji z małżeństwami, które pomagały nam w zdrowy sposób spoglądać na nasze błędy czy wzajemne pretensje.

Zaczęliśmy się modlić i szukać w swoich głowach odpowiedniej osoby, mając jednocześnie otwartość na to, że Bóg podsunie kogoś nieznanego. Nie trwało to długo.

 

W dwa ognie

Można powiedzieć, że zaatakowaliśmy temat naszej błędnej komunikacji z dwóch stron. „Od dołu”, by przy pomocy osoby z zewnątrz spróbować dotrzeć do źródeł naszych zachowań, czyli zadziałać przyczynowo. I „od góry”, ustalając jasne zasady rozmowy, które zadziałają doraźnie i objawowo.

Tutaj chciałbym napisać o tym drugim kroku – objawowym – bo ten pierwszy jest sprawą absolutnie indywidualną i niekoniecznie do wprowadzenia u każdego z marszu, natomiast drugi wydaje mi się dość uniwersalny.

Jakie więc zasady pojawiły się w naszych rozmowach?

 

1Regularny czas

Po pierwsze, powstał plan dnia. Na nowo wróciliśmy do starych dobrych praktyk, by mieć taki ramowy spis, co i kiedy w standardowym dniu roboczym i weekendowym dzieje się w naszym domu.

Wieczory są dla nas. To wymaga sprawnego położenia spać dzieci i zdecydowanie im służy, choć bywa związane z buntem. Plan z góry zakłada, że zdarzą się poślizgi, nagłe sytuacje itp. Stanowi nie tyle obowiązek, co punkt odniesienia w stosunku do tego, co przynosi dzień.

Nie powoduje więc w nas presji i w praktyce na ogół daje regularny wieczorny czas przeznaczony z góry na rozmowę w dogodnych warunkach.

 

2Dialog ma swoje reguły

Ten punkt to inspiracja z zewnątrz. Wciąż żywe jest w nas doświadczenie weekendowych rekolekcji inicjatywy „Spotkania Małżeńskie”. Poznaliśmy tam zasady dialogu mówiące o prymacie słuchania nad mówieniem, dzielenia się nad dyskutowaniem, rozumienia nad ocenianiem, a wszystko to w atmosferze gotowości przebaczania.

Słuchanie, zastępujące w dużej części mówienie, wycisza nam obojgu emocje, pomaga je hamować. Jeśli pada mniej słów, są one bardziej treściwe. Dzielenie się, wypierające dyskutowanie, pomaga mówić o swoich odczuciach, ogranicza możliwość „odpalenia” ciężkich dział, łagodzi po obu stronach zgubną chęć dążenia do tego, by „moje było na wierzchu”.

Rozumienie, które zajmuje miejsce oceniania, daje warunki do tego, by każde z nas mogło powiedzieć swobodnie o czymś trudnym na swój temat, podzielić się w przyjaznej atmosferze swoją słabością, bo przecież to właśnie nasze słabości często stoją u podstaw trudnych emocji i burzliwych, donikąd prowadzących dyskusji.

Nic oczywiście nie dzieje się w tym punkcie automatycznie. Uczymy się tych zasad i dajemy sobie prawo do tego, że na początku będziemy o nich zapominać, łamać je, działać z nimi trochę nieporadnie. Grunt, byśmy mieli oboje świadomość przyjęcia ich i gotowość respektowania, nawet jeżeli w jakimś emocjonalnym porywie będą wydawać się bezsensowne.

 

3Nie wchodzimy sobie w słowo

Ta zasada może pobrzmiewać już w ramach poprzedniej. Warto jednak wyciągnąć ją jako osobną. Jeśli mamy sobie coś ważnego do powiedzenia, przerywanie jest sygnałem, że to moje słowa mają większe prawo do tego, by paść. Nie jest to atmosfera otwartości. Jest to raczej jasny znak, że moje przywiązania i racje oraz chęć zyskania pewnej retorycznej przewagi, być może złapania za słówko, biorą górę nad dobrem wspólnym. Naprawdę nic mi się nie stanie, jeśli poczekam do końca wypowiedzi małżonka. Okażę w ten sposób szacunek dla osoby i wypowiedzi i będę się go uczył.

Tu znowu, naturalnie, warto dać sobie prawo do błędów i nie rozliczać z nich jak fiskus. Technicznie, jeśli mamy z tym naprawdę duży problem, pomóc może jakikolwiek mały przedmiot. Np. piłeczka, którą trzyma w dłoni ta osoba, która ma głos i na koniec swojej wypowiedzi przekazuje ją małżonkowi. Generalna zasada jest wtedy oczywista: mówi tylko ta osoba, która ma piłeczkę. To być może z pozoru dziecinne i proste, ale zapewniam, że skuteczne.

 

4Umieć przerwać

Dobrze jest dać sobie prawo do tego, by w określonych okolicznościach przerwać rozmowę. Jakie to okoliczności? Jeżeli którekolwiek z nas zauważa, że zamiast grać do jednej bramki, stajemy po dwóch stronach barykady, ma prawo, a wręcz obowiązek, wstać, zakomunikować problem i jeśli zachodzi taka potrzeba, nawet wyjść, byśmy mogli poczekać, ochłonąć, zobiektywizować stan rzeczy, by nasze spotkanie nie wymknęło się spod kontroli. Jest to pewien bezpiecznik na sytuacje awaryjne. Nie zawsze zadziała, czasami armaty z obu stron zdążą wystrzelić, ale przy przyjęciu tej zasady dzieje się to zdecydowanie rzadziej niż zwykle.

 

Na papierze i z podpisem

Nie przyjmujmy tych czy podobnych (zaadaptowanych do swojej codzienności) zasad „na gębę”. Spiszmy je, nawet wydrukujmy na lepszym niż zwykły papierze i podpiszmy oboje jak umowę czy kontrakt. O ile oczywiście oboje na taką formę erygowania naszego zbiorku się zgodzimy. Warto, bo wzrasta wtedy waga naszych ustaleń i łatwiej je egzekwować. Grunt, byśmy oboje wyrazili na nie zgodę w spokojnej, dobrej atmosferze.

Mam nadzieję, że podzielenie się przeze mnie tym swoistym kodeksem sprawi, że nie tylko dla nas będzie on porządkujący i przywołujący do porządku w momentach słabości w małżeńskiej komunikacji.


KOMUNIKACJA W ZWIĄZKU
Czytaj także:
Komunikacja w związku. Te trzy błędy popełniamy najczęściej


MAŁŻEŃSTWO
Czytaj także:
5 języków niemiłości w małżeństwie. Jak się z nich leczyć?



Czytaj także:
Komunikacja w małżeństwie? Tylko dialog!

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!