separateurCreated with Sketch.

Ks. Kamil dojechał rowerem do Medjugorja! „Bóg nauczył mnie pokory”

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Tydzień jazdy na rowerze. Do przejechania było prawie 200 km dziennie, aby po ośmiu dniach i łącznie prawie 1300 km osiągnąć cel. Ks. Kamil Leszczyński dotarł do Medjugorja. Za nim dwie kolizje samochodowe, problemy z nawigacją i zerwany wózek z przerzutkami.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Ks. Kamil Leszczyński, duszpasterz młodzieży z klasztoru ojców salwatorianów w Warszawie, wyruszył w samotną pielgrzymkę do Medjugorja. Przez tydzień pokonał prawie 1300 km na rowerze. Przed wyjazdem kapłan zebrał całą listę intencji, które podsyłali mu ludzie. "Jeśli macie jakieś intencje, sprawę do omodlenia, to możecie śmiało je podsyłać – podczas jazdy będę miał dużo czasu, aby każdą ze spraw przedstawić Bogu" – napisał kilka dni temu na Facebooku.

Dziennie duchowny przemierzał ok. 200 km. – Dla mnie ten wyjazd do Medjugorja to forma rekolekcji. Cisza pozwala na doświadczenie spokoju i dzięki temu można usłyszeć własne serce, a to jedno z najtrudniejszych zadań, kiedy codziennie jesteśmy poddawani różnorodnym bodźcom – mówi w rozmowie z nami.

Przygotowania do pielgrzymki trwały kilka dni. Podstawowym kryterium podczas pakowania się było zabranie ze sobą elementów niezbędnych. – Minimalizm pozwala mi czuć się swobodnie podczas jazdy na rowerze – podkreśla ks. Kamil.

Trasa nie należała do najłatwiejszych. Trudności zaczęły się w okolicach Budapesztu. – W połowie drogi poczułem, że nie wszystko będzie szło tak, jak należy. Miałem dwie kolizje samochodowe, przeleciałem przez maskę auta, dodatkowo złapałem gumę, potem zaczęły się problemy z nawigacją, wpadłem w poślizg i starłem cały bok – opowiada.

Ks. Kamil poczuł, że zaczyna się walka duchowa, a jakaś siła przeszkadza mu w dotarciu do Medjugorja. Mimo przeciwności dzielnie walczył.

– Ostatniego dnia, ok. 123 km od celu, pękł mi wózek od przerzutek, dostał się w szprychy i zerwał łańcuch. Byłem wtedy na leśnej ścieżce. Musiałem przejść z rowerem ok. 40 km, aby dostać się do głównej trasy i wezwać pomoc – tłumaczy.

81 km ksiądz musiał przemierzyć samochodem. – Z perspektywy sportowca powinienem czuć porażkę, nie dojechałem bowiem do mety, ale pod względem duchowym patrzę na to wszystko zupełnie inaczej. Bóg nauczył mnie przez to doświadczenie pokory, wykorzenił we mnie pychę – wyjaśnia nam ks. Kamil.

Kapłan przyznaje, że warto było jednak tak się trudzić i był to dla niego piękny czas oraz wielka lekcja. Kolejne zaś dni pokażą, czy podczas tej nauki był pilnym uczniem. – Nigdy bym nie przypuszczał, że Bóg, aby nauczyć mnie pokory, zastosuje takie środki. Namacalnie również odczułem jak złemu mocno zależało, abym nie dojechał do Medjugorja – podsumowuje swoją pielgrzymkę.

Ksiądz ma już w planach kolejne rowerowe wyjazdy. Na co dzień opiekuje się warszawskim duszpasterstwem akademickim i postakademickim STUDENT+. Kapłan przypomina słowa papieża Franciszka, który powiedział, że: "Kościół jest jak rower, jeśli nie jest w ruchu, to upada". Duchowny tłumaczy, że "wyczynowa ewangelizacja" pozwala wsłuchać się we własne serce i nabrać wrażliwości na piękno świata, które jest dziełem Boga.

– W październiku, na wspomnienie Madonny del Ghisallo, patronki rowerzystów, mamy z duszpasterstwem zaplanowaną pielgrzymkę do Lasek. To będzie wyprawa po beatyfikacji matki Elżbiety Róży Czackiej. Wcześniej, bo pod koniec sierpnia, w nieco mniejszym składzie, wybieramy się do Częstochowy – mówi o swoich kolejnych planach ks. Kamil Leszczyński.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.