separateurCreated with Sketch.

Ksawery Szlenkier, odtwórca roli kard. Wyszyńskiego: Nie był idealny. Nikt nie jest [wywiad]

Na planie filmu „Powstanie Kardynała”

Kadr z filmu „Powstanie Kardynała”. W postać ks. Wyszyńskiego wcielił się Ksawery Szlenkier.

„Film jest o tym, że nikt tak naprawdę nie jest idealny. Wyszyński też nie był. Nie jest tak, że ktoś rodzi się herosem i już do końca życia nim jest” – mówi Ksawery Szlenkier, który zagrał ks. porucznika Wyszyńskiego.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Film o młodości Prymasa Tysiąclecia: „Wyszyński. Zemsta czy przebaczenie” ukazał nieznane dotąd fakty z życia późniejszego kardynała i prymasa Polski. Akcja rozgrywa się w czasie powstania warszawskiego, gdy ks. Wyszyński był kapelanem szpitala powstańczego w Laskach oraz Armii Krajowej w Puszczy Kampinoskiej. Działał pod pseudonimem „Radwan III”. Obraz będzie miał premierę 17 września. W główną rolę wcielił się Ksawery Szlenkier, z którym rozmawiamy.

Anna Gębalska-Berekets: Okres wojenny ks. por. Wyszyńskiego jest często pomijany przez biografów. Znamy go jako kardynała, ale nie znamy ks. porucznika Wyszyńskiego, ps. „Radwan III”. Film ma szansę to zmienić?

Ksawery Szlenkier: Myślę, że tak. Zależało nam na tym, aby w filmie przedstawić okres formacji ks. porucznika Stefana Wyszyńskiego, czas jego duchowego umacniania się, po którym będzie musiał obrać jakiś kierunek. Czy to będzie droga pojednania? To czas zmagań wewnętrznych, czas trudny, bardzo ciekawy. Jestem przekonany, że dzięki filmowi ta dotąd niezbyt dobrze znana część jego życiorysu będzie równowagą dla tej znanej części.

„Zemsta czy przebaczenie”. Film o kard. Wyszyńskim

Ten projekt jest dla pana okazją, aby pokłonić się członkom swojej rodziny, którzy brali udział w powstaniu warszawskim?

Tak, mam tutaj na myśli mojego dziadka Karola Szlenkiera, pseudonim „Atos”, jego siostrę Teresę Szlenkier, pseudonim „Jaga” i ich brata Ksawerego Szlenkiera, pseudonim „Mietek II”. Wszyscy troje przeżyli powstanie i to oni sprawili, że byłem wychowany w szacunku do kardynała Stefana Wyszyńskiego. Gdy myślę o ich udziale w walkach powstańczych, to dochodzę do wniosku, że nie potrafię do końca zbliżyć się do ich sposobu postrzegania rzeczywistości, w której przyszło im żyć. Przecież mogli stracić wszystko, a jednak potrafili zaryzykować życie, bo walczyli o coś więcej.

Zagranie roli ks. Wyszyńskiego było sposobem zbliżenia się do odpowiedzi na pytania, które być może zadawali sobie ludzie w tamtym czasie. Wyszyński zadaje jedno z nich, najbardziej podstawowe: czy w zalewie zła można jeszcze być dobrym?

A można?

Gdy człowiek doznaje krzywdy, to pierwszy impuls zwykle jest taki: oddać tak, aby zabolało. Ks. Wyszyński zaś mówi, że droga zemsty nie jest tą, którą należy obrać w życiu, jeśli rzeczywiście chce się dojrzeć i dotknąć dobra.

Szlenkier: W moim domu Wyszyński był otoczony szacunkiem

W pana domu rodzinnym mówiło się o kard. Wyszyńskim?

Pamiętam, że w domu rodzinnym kardynał Wyszyński, prymas Polski, był otoczony ogromnym szacunkiem, często się o nim wspominało. Pochodzę z rodziny, w której odnoszono się z szacunkiem do bohaterów walk w obronie ojczyzny, do osób, które sprzeciwiały się komunizmowi.

Kard. Wyszyński w latach 50. i 60. XX wieku był duchowym liderem opozycji antykomunistycznej. W niego wpatrzone były oczy ludzi, którzy szukali wsparcia w latach stalinizmu. Mój dziadek doznał wielu szykan ze strony aparatu komunistycznego, jako były żołnierz AK siedział w więzieniu. Kardynał Wyszyński był dla niego wielkim autorytetem. Tego ducha przekazał mojemu tacie, a mój tata mnie.

Podczas konferencji zapowiadającej film, kard. Nycz przypomniał historię nadpalonej kartki z napisem: „Będziesz miłował”, którą wiatr przyniósł do Lasek z walczącej Warszawy i którą znalazł ks. Wyszyński. Mottem jego nauczania była miłość nieprzyjaciół. Czy tamte czasy wojenne określiły jego późniejszą postawę?

Uważam, że tak. Ks. Wyszyński zajmował się rannymi, podtrzymywał w walczących wiarę. Zmieniał opatrunki, udzielał sakramentów, z tych wszystkich doświadczeń wyciągnął naukę moralną. Nie byłoby kardynała i prymasa jakiego znamy, gdyby nie te trudne lata wojenne.

„Patrzyłem, jak kard. Wyszyński się zachowywał”

Czytał pan biografię Wyszyńskiego z czasów wojennych, przygotowując się do roli?

Nie, skupiłem się na scenariuszu, przeczytałem go kilkukrotnie i było dla mnie jasne, że wiedza książkowa nie będzie kluczem do zrozumienia postaci, którą będę grał.

Więc co było najważniejsze?

Obserwowałem kardynała Wyszyńskiego z archiwalnych nagrań. Patrzyłem na to, jak się zachowywał. Bardziej niż wydarzenia, w których uczestniczył, interesowały mnie jego reakcje, mowa ciała, sposób mówienia. Chciałem granej postaci nadać określone cechy charakteru. Zauważyłem, że kardynał był skromny, nie wychodził chętnie przed szereg. W tym wszystkim nie było nuty gwiazdorstwa.

Był człowiekiem pogodnym, ale konkretnym, nawet surowym, kiedy wymagała tego sytuacja. Postanowiłem, że tego rysu jego osobowości będę poszukiwał. Dam również szansę mojemu bohaterowi do tego, aby nie był pewien. Dla wielu kard. Wyszyński jest pewnego rodzaju pomnikiem, herosem. Ale prawda jest taka, że jak w każdym człowieku, w nim także rozgrywała się wewnętrzna walka.

„Wybaczyć komuś, kto chce mnie zabić?”

W jednym z wywiadów powiedział pan, że poprzez rolę chciał pan dać sobie odpowiedź: Jak być młodym, mieć przed sobą całe życie, i jednocześnie to życie rzucić na szalę, walcząc o wszystko.

Żyjemy w innym, bezpiecznym świecie. Oceniamy powstanie, tamtych ludzi przez pryzmat naszej codzienności. Czas spędzony na planie, czas spędzony z moją postacią, w oryginalnych lokalizacjach, które były świadkami przedstawianych w filmie wydarzeń, pozwolił mi na chwilę zwolnić, skupić się, zmienić perspektywę. Zdałem sobie sprawę, jak dramatyczne były wybory dokonywane przez tamtych ludzi, powstańców ale też cywilów, duchownych. Młody ksiądz Wyszyński musiał się zmierzyć się z tym najtrudniejszym: czy jestem w stanie wybaczyć komuś, kto chce mnie zabić? A co, gdyby to dotyczyło mnie lub moich bliskich dzisiaj?

Udało się na to pytanie odpowiedzieć?

Prywatnie próbuję się kierować w życiu dobrem, ale natura ludzka jest słaba i pojawiają się pokusy, aby odegrać się za wyrządzoną krzywdę. Mam nadzieję, że jeśli przyjdzie taki trudny moment, wtedy przypomnę sobie naukę kard. Wyszyńskiego. To był ktoś bardzo ważny dla Polski. Myślę, że zasługuje, by potraktować poważnie jego mądrość, wykorzystać ją dla siebie. Zemsta, odegranie się na kimś za doznaną krzywdę, to nie jest droga, którą warto podążać. Ostatecznie to kwestia wyboru.

Są różne, bardziej codzienne sytuacje, w których musimy go dokonać. Czy zawsze moje przekonania muszą być na tzw. wierzchu, czy w każdej sytuacji powinienem wygrać w rozgrywce, odegrać się za upokorzenie? Chcę jednak podkreślić, że nie podjąłem się tej pracy, aby szukać jedynie odpowiedzi na własne pytania. To raczej „efekt uboczny”. Przede wszystkim zależało mi na tym, aby jak najlepiej i jak najszczerzej zagrać rolę, którą otrzymałem.

Szlenkier: Wyszyński nie był idealny. Nikt nie jest

O czym tak naprawdę jest ten film: bardziej o kapłanie czy człowieku, który ma dylematy, podobnie jak każdy z nas?

Ten film jest o tym, że nikt tak naprawdę nie jest idealny. Wyszyński też taki nie był. To nie jest tak, że ktoś rodzi się herosem i już do końca życia nim jest. Każdy musi przejść swoją drogę. Niekiedy jest ona naznaczona cierpieniem, błędami, rozczarowaniami, zwątpieniem. Sedno tkwi w tym, czy w cierpieniu i bólu wybierzemy dobro czy zło. A to pytanie jest uniwersalne i nie przynależy tylko do świata wartości katolickich.

Mam nadzieję, że film trafi do szerokiego grona odbiorców, właśnie z uwagi na fakt, że nie narzuca uparcie osoby kardynała jako bohatera, któremu należy się podziw i kropka. On przedstawia go jako człowieka, który zmaga się ze słabościami, który uczy się siebie, uczy się najpierw nie nienawidzić, by móc uczyć się miłować nieprzyjaciół. Pokazuje człowieka, który poszukuje w sobie takiej siły, aby samemu być w trudnych momentach oparciem dla innych, dla chorych, rannych, umierających, wątpiących. Dopiero to go ukształtuje, by stał się człowiekiem, od którego my możemy się uczyć.

Czy w takim razie ks. Wyszyński jako człowiek też potrzebował oparcia?

Tak, oparciem dla mojego bohatera była matka Elżbieta Róża Czacka, skromna siostra zakonna. Ta starsza, doświadczona życiem kobieta, dobra i rozumiejąca, potrafiła podtrzymać na duchu przyszłego Prymasa Tysiąclecia. Cieszę się, że jesteśmy w zasadzie jedyną produkcją, która pokazuje także jej osobę. Matka Czacka była dla Wyszyńskiego postacią kluczową. Być może gdyby nie ona, Wyszyński straciłby wiarę w dobro, jakie jest w człowieku.

„Wyszyński wybrał przebaczenie”

Kim dla pana osobiście jest kard. Wyszyński? Czy film coś zmienił w tym obrazie?

Wcześniej nie zastanawiałem się nad jego przeszłością, nad tym, skąd miał siłę, aby zachowywać się w taki, a nie inny sposób. Przed filmem znałem go jako właśnie taki pomnik, kardynała, który w reakcji na próby podporządkowania sobie kościoła przez komunistów, wraz z innymi biskupami powiedział „Non possumus!”. Z mojej strony to była raczej powierzchowna wiedza historyczna, nie zadawałem sobie trudu, by poznać go lepiej.

Teraz ten obraz jest pełniejszy?

Teraz w kardynale Wyszyńskim widzę człowieka, którego życie nie było łatwe, który musiał stoczyć wewnętrzną walkę, zanim mógł toczyć walkę zewnętrzną. Utwierdziłem się w przekonaniu, że aby ocenić człowieka, należy go najpierw poznać, zrozumieć jego wybory, te dobre i te złe. Na tej wolności wyboru polega człowieczeństwo, bez niej bylibyśmy niewolnikami losu. Wyszyński wybrał przebaczenie.