Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Gdzie był Bóg? Wiele razy słyszeliśmy, jak wobec grozy obozów koncentracyjnych pada to pytanie. To samo, które ciśnie się na usta wobec wszelkiego zła. To tajemnica, w której tonie ludzkie spojrzenie, na próżno domagając się ostatecznego filozoficznego wyjaśnienia.
Nie mamy gotowej odpowiedzi na pytania o Boga i zło, ale mamy świadectwa ludzi, które mówią: Bóg był ze mną w najmroczniejszej godzinie mojego życia. Taka perspektywa jest dla nas wyzwaniem. Marzy nam się Bóg, który wymiata z tego świata najdrobniejsze nawet okruchy zła i cierpienia, a zamiast tego mamy Boga, który trwa przy nas w każdej otchłani grozy.
Na łamach „Corriere” ukazał się wywiad z Jadwigą Pinderską-Lech, prezes zarządu Fundacji Pamięci Ofiar Auschwitz-Birkenau, a zarazem szefową wydawnictwa Muzeum Auschwitz-Birkenau. Biuro, w którym zajmuje się ocalaniem pamięci ofiar Holokaustu, należało do Eduarda Wirthsa, naczelnego lekarza obozowego, zwierzchnika Josefa Mengele. Okna jej pokoju wychodzą na jedyną zachowaną komorę gazową.
W takim wywiadzie nie ma miejsca na sentymentalizm czy abstrakcyjne dywagacje. W słowach tej, która żyje w Auschwitz i na co dzień oprowadza turystów – także takich, mylących to miejsce z atrakcją turystyczną, w której można sobie pstryknąć selfie – są konkrety: twarze, przedmioty, dane.
Na pytanie, jakie wspomnienie ocalonych najbardziej ją poruszyło, odpowiada:
Być może nie raz słyszeliśmy straszniejsze historie, ale przecież grozę budzą nie tylko makabryczne detale. Wobec niewinności dziecka padającego na ziemię po strzale z pistoletu, oddanym bez wyrzutów sumienia, bezlitośnie opada zasłona mroku nikczemnej obojętności.
Po tej rozdzierającej serce historii zabitej dziewczynki oczywiście pada pytanie: a co z Bogiem? Jadwiga Pinderska-Lech nie plącze się w abstrakcyjnych rozważaniach. Ma konkret, nie hipotezy:
Można tylko w milczeniu kontemplować to dzieło – proste, ale jakże starannie wykonane. Odjął sobie chleb od ust – mówimy, gdy ktoś rezygnuje z jedzenia, aby nakarmić kogoś innego. Ale tutaj jest ktoś – całkowicie wygłodniały – kto odjął sobie chleb od ust, przeżuł go i wypluł, żeby zrobić z niego bezużyteczny przedmiot. Kto był tak szalony, a może tak święty, by mieć czelność postawić na modlitwę w miejscu, w którym odzierano człowieka z resztek godności?
Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki.
Różaniec z chleba zrobiony po kryjomu w Auschwitz jest dziełem kogoś, kto na własnej skórze odczuł, co znaczą słowa Jezusa. Ten ktoś nie tylko cierpiał cielesny głód, ale musiał się mierzyć ze skurczami głodu jeszcze większego – pokusy popadnięcia w rozpacz, utraty człowieczeństwa. Ale dość tych hipotez i rozważań. Związana z tym różańcem historia jest bardzo prosta. Świadectwa to przecież w gruncie rzeczy historie tych, którzy powiedzieli „tak” dobru, tak jak mogli i tam, gdzie zostali do tego wezwani.
Franciszka Studzińska był studentką z Krakowa, pianistką. Aresztowano ją w 1942 r., przenosiła tajne dokumenty. Do Auschwitz trafiła 1 grudnia 1942 r., umarła 4 kwietnia 1943 r. Należy do tych, którzy zostali zamordowani przez nazistów nie z powodów rasowych (nie była Żydówką), lecz z powodu działalności konspiracyjnej.
Nie wiemy o niej nic więcej, poza tym, że to ona ulepiła z chleba ten różaniec. Zachowało się jej zdjęcie zrobione przez obozowego fotografa. I numer: 26283.
I tyle. Aż tyle. Bo w tym jest wszystko, nawet wtedy, kiedy istota ludzka zostaje unicestwiona. Niczego mi nie braknie, mówi psalm. A my powtarzamy go niemal bezmyślnie. Historia Franciszki to niewidzialna historia, w której kryje się cała tajemnica chrześcijaństwa: bez znaczenia w oczach wielkiej Historii, nic nie warta w oczach oprawców, a zarazem to głos, który dzięki paru okruchom przypomina, że w oczach Pana każdy z nas jest wszystkim. Niczego mi nie braknie, mój Ojciec jest tu ze mną.
Auschwitz obfituje w świadectwa dobra. To pozornie ryzykowne stwierdzenie w najmniejszym stopniu nie jest próbą umniejszenia zła. Niemniej zdumiewa już choćby takie drobne chronologiczne spostrzeżenie.
Kto wie, ilu jeszcze świadków Chrystusa można by dodać do tej listy. Ilu ludzi ukrytych przez historię, którzy za drutem kolczastym drżącym głosem wypowiadali słowa obietnicy zmartwychwstania.
Nie znali się, nie mieli żadnego planu. A jednak my teraz widzimy ten łańcuch kobiet i mężczyzn, sztafetę światła w królestwie ciemności. Nie mieli ze sobą nic poza swoim „tak” wobec hipotezy wcielonego dobra.
I to ci świadkowie są żywą odpowiedzią Boga na zło – łańcuch bezbronnych najeźdźców, którzy przedzierają się przez linie nieprzyjaciela i niosą Chleb życia tam, gdzie – jak się wydaje – zostały już tylko zgliszcza, przemoc, nicość.