separateurCreated with Sketch.

„Dziękuję Ci, że mnie zawołałaś”. Zaskakująca maryjność Edyty Stein

Edith Stein
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Cieszą ją maryjne drobiazgi – obrazki, książeczki, rysunki. Nie wyśmiewa ich jako przejawów dewocji, ale przyjmuje, przepracowując we własne wyznania miłości do Matki. Zanotowała też, że medytowała nad pochodzeniem Miriam, nad ich wspólnymi korzeniami żydowskimi.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

„Na nic się zdadzą wszelkie akty oddawania się pod jej opiekę, cała maryjna pobożność, akademie i praktyki dewocyjne. Stosowane metody i chwyty psychologiczne i estetyczne nabożeństw maryjnych, także symbolika kolorów, rzadko pogłębiają wiarę i kształtują maryjne postawy. Należy raczej powierzyć się prowadzeniu Maryi w głębokiej wierze, jaka była jej udziałem przez całe życie” – pisze św. Teresa Benedykta od Krzyża.

Edyta Stein nie miała łatwo. Wychowana w judaizmie nie patrzyła na Maryję jak na Matkę Mesjasza. Dla ortodoksyjnej żydówki nie było podstaw, aby zajmować się tą postacią. Maryja wchodzi w życie Edyty po jej nawróceniu i niemal od razu zaprasza ją pod swój karmelitański płaszcz. I radykalizm Edyty mówi: „chcę”.

Edyta przyjmuje chrzest w małym kościółku w Bergzarben 1 stycznia 1922 r. Niemal od pierwszej chwili po nawróceniu, gdy urzeczona treścią autobiografii św. Teresy od Jezusa wyznaje „To jest prawda!”, w jej sercu kiełkuje pragnienie pójścia w ślady świętej Hiszpanki.

Jednak na przestąpienie progu karmelu w Kolonii musi poczekać aż dwanaście lat. Gdy wreszcie otrzyma zgodę, nie zawaha się ani chwili. „Pobiegła do karmelu jak dziecko w ramiona matki” – napisze opat Raphael Walzer, który przez lata odradzał jej wstąpienie, rozeznając je jako zbyt wczesną decyzję dla neofitki.

„Chrystus stanowi punkt odniesienia mojego życia” – pisze do Romana Ingardena niedługo po nawróceniu i rozpoczyna mozolną naukę modlitwy w duchu Ewangelii. Lubi modlitwę w ciszy. Naturalnie lgnie do odosobnienia, trwania na adoracji, kontemplacji.

I zaczyna przypatrywać się – przez lekturę Ewangelii, dzieł św. Teresy i św. Jana od Krzyża – osobie Maryi, która jest mistrzynią trwania w ciszy i modlitewnym skupieniu. Maryja nasłuchuje Boga.

„Decyzja odkupienia narodziła się w wiekuistej ciszy wewnętrznej życia boskiego. Moc Ducha Świętego przyszła do Dziewicy modlącej się samotnie w ukryciu, w cichym pokoiku w Nazarecie i przyniosła wcielenie Zbawiciela… Dziewica, która zachowywała w swoim sercu każde przesłane przez Boga słowo, jest wzorem dla wszystkich uważnych dusz, w których arcykapłańska modlitwa Jezusa ożywa wciąż na nowo” – pisze.

Od początku Maryja, Królowa karmelu, wybija się w duchowości doktor filozofii na plan pierwszy. Cieszą ją drobiazgi – obrazki, książeczki, rysunki. Rozpoznaje maryjne ślady w duchowości karmelu i nie wyśmiewa ich jako przejawów dewocji, ale przyjmuje, przepracowując je we własne wyznania miłości do Matki.

Drobne gesty cieszą ją i – na wzór Małej Teresy – pokazują dziecięctwo, które powinno charakteryzować postawę duszy względem Jezusa i Jego Matki. Edyta buduje swoją relację z Maryją na prawdzie i wdzięczności.

Dziękuję Ci, że mnie zawołałaś, zanim jeszcze dowiedziałam się, że to Ty mnie wołasz” – wyzna po latach. Wie, że to Maryja chciała ją w karmelu, miejscu, które ma swój korzeń na górze Karmel, znanej już z tekstów Starego Testamentu, z historii proroka Eliasza, którą Edyta, jako Żydówka, znała na pamięć.

Niedługo po obłóczynach, które odbyły się 15 kwietnia 1934 r., Edyta Stein, już jako karmelitanka s. Teresa Benedykta od Krzyża, rozsyła przyjaciołom pamiątkowe obrazki. Na jednej stronie wydrukowano herb Karmelu, na drugiej wizerunek Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel.

W liście do siostrzeńca Wernera, syna najstarszej siostry Elzy, ciotka Edyta pisze: „Wysyłam Wam kilka małych pamiątek z okazji tego dnia, który dla mnie jest tak znaczący. Obrazek Matki Bożej…”.

W grudniu, gdy przeżywa pierwszy adwent za kratami karmelu, pisze w liście do matki Petry Brüning, przełożonej klasztoru urszulanek w Dorsten o oktawie Niepokalanego Poczęcia i ołtarzyku z figurą Matki Bożej, którą podarowała jej z okazji obłóczyn przyjaciółka Emma. Z tego samego okresu pochodzi list do państwa Maritain, w którym Edyta składa życzenia z okazji świąt Bożego Narodzenia. I znów dołącza obrazek z adnotacją: „Może obrazek z Madonną sprawi Państwu nieco radości”.

Drobne odniesienia do Maryi mają takie znaczenie, bo pisze je czterdziestodwuletnia kobieta, która dwanaście lat wcześniej przeżyła nawrócenie, przyjęła chrzest i przekroczyła przepaść miedzy judaizmem i chrześcijaństwem. Widoczną zwłaszcza w odniesieniu do osoby Maryi.

We wspomnieniach z jej pobytu w klasztorze w Echt zachowały się opowieści o tym, że codziennie rano zatrzymywała się w kaplicy przed obrazem Maryi. Zanotowała też, że medytowała nad pochodzeniem Miriam, nad ich wspólnymi korzeniami żydowskimi.

„Ojciec nie wie, co to dla mnie znaczy” – wyznała jezuickiemu kapłanowi. Wraz z upływem lat Maryja stawała się dla niej coraz bliższa. Proces odkrywania i zaprzyjaźniania się z Maryją trwa już od nawrócenia.

Osoba Matki Jezusa pojawia się w wykładach Stein, zwłaszcza, gdy podejmuje temat natury kobiety i jej powołania. W Maryi widzi wzór dla wszystkich kobiet. Ale nie stojący na piedestale, nieosiągalny. „Naśladować Maryję znaczy naśladować Pana: ona była Jego pierwszą naśladowczynią i pierwszym, najdoskonalszym obrazem” – podkreślała.

„Dzisiaj stałam z Tobą pod krzyżem i pojęłam tak jasno, jak nigdy, że pod krzyżem zostałaś naszą Matką” – zanotowała pod jednym z rozmyślań.

„Zanim Syn Człowieczy narodził się z Dziewicy, Syn Boży utworzył ją pełną łaski, a w niej i z nią – Kościół. Maryja jest najdoskonalszym symbolem Kościoła (będąc jego prawzorem i praźródłem) oraz zupełnie wyjątkowym organem, z którego zostało utworzone całe ciało mistyczne, nawet sama Głowa. Ze względu na jej centralną i zasadniczą pozycję, stosuje się do niej nazwę Serce Kościoła.

Ciało, głowa, serce – to oczywiście obrazy, ale bardzo realnej treści. Głowa i serce spełniają w ludzkim ciele niezrównane zadanie. Od nich zależą w swym bytowaniu i działaniu wszystkie inne organy i członki. Między głową a sercem zachodzi doskonałe połączenie. Także Maryja na mocy swej jedynej więzi z Chrystusem musi posiadać realne powiązanie z innymi członkami Kościoła” – pisze odważnie, uprzedzając kierunek myśli o Maryi, który wiele lat później wytyczy Sobór Watykański II.

Ośrodkiem jej życia jest jej Syn” – powie tym wszystkim, którym przychodzi czasem do głowy, że Maryja chce być ważniejsza od Boga.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.