Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Ostrzeżenie: jeśli jeszcze nie widzieliście filmu „Nie czas umierać”, czytacie na własną odpowiedzialność.
W ostatni weekend w końcu udało mi się zobaczyć nowy film o Jamesie Bondzie, „Nie czas umierać”. Jako zagorzała fanka agenta 007, bardzo chciałam zobaczyć tę produkcję i byłam zachwycona, że trwa aż 2 godziny i 45 minut. Tak więc zakupując wiaderka popcornu i napoje dla starszych dzieci, przygotowałam się na przeniesienie całej rodziny w świat pełen przygód, szpiegowskich intryg i nieco dziwnych żartów.
Nie czas umierać
Od dłuższego czasu nurtowało mnie pytanie, czy dowiemy coś więcej o stosunku Jamesa Bonda do religii. W przedostatnim filmie o przygodach agenta 007, „Skyfall”, widzowie mogli poznać szkocką posiadłość rodziny Bonda.
Pośród serii wybuchów i brawurowych pojedynków pokazano kryjówkę księdza, używaną za panowania Elżbiety I w czasie reformacji protestanckiej. To tu chowali się katolicy odmawiający wyrzeczenia się wiary i próbujący potajemnie sprawować sakramenty.
Niektórzy widzowie zadawali sobie pytanie: „Skoro rodzina Bonda to katolicy, jakiego on sam jest wyznania?”.
James Bond zostałby księdzem?
Ciekawość została jeszcze bardziej podsycona w filmie „Spectre”. Na pytanie jego ukochanej Madeleine Swann, kim by został, gdyby nie trafił do wywiadu, 007 odpowiada:
Oczywiście, odpowiedź została udzielona w typowym dla Bonda prześmiewczym stylu, ale i tak był to ciekawy alternatywny wybór kariery dla 007, jakże daleki od profesji szpiega.
007 odkrywa miłosierdzie
W początkowych scenach najnowszego filmu o Bondzie, widzimy bohatera w nadmorskim włoskim mieście Matera. Widzowie szybko zostają wplątani w imponujący pościg samochodowy. W tle piszczących opon da się zaobserwować zwyczaj podobny do palenia Judasza.
Zgodnie z lokalną tradycją, ludzie piszą na kartkach imiona osób, które zadały im ból, a następnie podpalają ten papier. Ogień symbolicznie usuwa wszelkie urazy i pozwala przebaczyć.
Podczas krótkiego pobytu w Materze, wielokrotnie wymykając się śmierci, Bond zapisuje imię swojej dawnej miłości, Vespy, która go zdradziła, i pali kartkę. Czy to był moment, w którym 007, człowiek z licencją na zabijanie, odkrywa wartość miłosierdzia?
James Bond się zmienił
Co ciekawe, z biegiem czasu obserwujemy coraz mniej mizoginistycznych zachowań Bonda, a coraz więcej czynów człowieka ogarniętego miłością, pragnącego chronić tych, na których mu zależy, a nie tylko ratować świat przed „zwyczajnym” niszczycielskim atakiem terrorystycznym.
Ta zmiana osobowości agenta 007 nie pozostała niezauważona. Wielu krytyków wyraziło pogląd, że Bond zbytnio oddalił się od pierwotnej postaci wykreowanej przez Iana Fleminga. Być może jednak była to refleksja na temat Daniela Craiga, aktora, który wcielał się w postać Bonda przez ostatnie pięć filmów.
Craig nie ukrywał, że nie czuje się zbyt komfortowo odgrywając sceny erotyczne, tak częste w poprzednich filmach o Bondzie. Tak naprawdę w ciągu 15 lat pracy w roli Bonda, brytyjski aktor rozbudował swoją postać, skupiając się bardziej na wykonywanej pracy. Skąpo odziane dziewczyny Bonda z wcześniejszych produkcji zostały zastąpione przez kobiety o wyższych walorach moralnych, umiejętnościach i talencie.
Bond się nawraca?
Nie mogę się doczekać, by omówić ostatnie sceny filmu. Bond unika kul, próbuje zapobiec rozprzestrzenianiu się genetycznie zmodyfikowanego wirusa, a także układa stosunki z kolegą, innym 007, czy swoją miłością, Madeleine Swann. Warto jednak zauważyć, że choć film jest pożegnaniem z Danielem Craigiem w roli agenta 007, być może jest także początkiem nowej ery Jamesa Bonda.
Szpieg, który zdaje się nieco mniej bezlitosny, jest zdolny do miłości i poświęcenia, i który szanuje kobiety... Być może komandor Bond powoli wraca do katolickiego dziedzictwa? W końcu, być może 007 jest na drodze do stania się bohaterem, jakim zawsze chcieliśmy, aby był, choć jak zwykle dysponuje imponującymi, niezawodnymi gadżetami.