separateurCreated with Sketch.

Czy głuchoniewidomy może być diakonem? Niezwykła historia Petera Heppa

PRIEST
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Czy osoba głuchoniewidoma może być diakonem w Kościele katolickim? Pewnie wielu z was pomyśli, że to przecież niemożliwe…
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Małomówny czy niepełnosprawny?

Przyszły diakon przyszedł na świat 30 czerwca 1961 roku w Niemczech, jako jedyny niesłyszący w rodzinie. Oprócz braku mowy mały Piotruś rozwijał się tak samo jak jego słyszący rówieśnicy. Rodzina chłopca myślała więc, że jest on po prostu małomówny. Lekarz zdiagnozował jego niepełnosprawność, zupełnie przypadkowo zresztą, dopiero gdy Peter miał trzy lata.

Wiadomość o całkowitej głuchocie chłopca była dla rodziny szokiem. Pocieszeniem natomiast były słowa lekarza, że dziecko, pomimo swej niepełnosprawności, jest niezwykle inteligentne.

Brak mowy we wczesnych latach dzieciństwa spowodował jednak u Petera barierę w komunikowaniu. Głuchota bowiem to specyficzny typ niepełnosprawności. Dobrze oddają to słowa nieżyjącej już głuchoniewidomej Heleny Keller: „Gdy tracimy wzrok, tracimy kontakt z rzeczami. Tracąc słuch, tracimy kontakt z ludźmi”. Mały Piotruś był jednak bystrym obserwatorem i doskonale wyczuwał nastroje ludzi oraz rozumiał pokazywane mu proste gesty.

Szczęśliwi mimo kalectwa

Ze względu na swoją niepełnosprawność, jako 6-latek chłopiec trafił do szkoły katolickiej z internatem prowadzonej przez zakonnice w Schwabisch Gmünd, gdzie uczyły się dzieci niesłyszące. Rodzice wybrali placówkę również ze względu na fakt, że była to szkoła zgodna z ich światopoglądem.

Początki edukacji były dla Piotrusia nieco trudne, jednak z biegiem czasu nie tylko w nowym miejscu doskonale się zaaklimatyzował, ale również zawarł przyjaźnie z innymi niesłyszącymi dziećmi. Tam także nauczył się języka migowego, pomimo że w szkole dzieci nie mogły migać, musiały mówić.

W wieku ośmiu lat w pobliżu swojej szkoły Peter poznał głuchoniewidome rodzeństwo – Franza i Annę. Sposób komunikowania się głuchoniewidomych – poprzez alfabet Lorma – wywarł na małym chłopcu wielkie wrażenie. Zadziwiło go, że ludzie ci wcale nie są nieszczęśliwi z powodu swojego kalectwa. W tym czasie nie wiedział on, że w przyszłości jego wzrok również się pogorszy.

Czas próby i osamotnienia

Po ukończeniu szkoły podstawowej Peter postanowił kontynuować naukę w pobliżu swojego rodzinnego domu. Dzięki pomocy znajomego rodziny otrzymał możliwość przyuczenia do zawodu montera. Był jednak jedynym niesłyszącym uczniem. Dla Petera nastał czas wielkiego osamotnienia i wykluczenia. Poza zwykłą wymianą uprzejmości i najważniejszych informacji nikt z nim nie rozmawiał.

Po ukończeniu dwuletniej edukacji z dobrymi wynikami Peter otrzymał możliwość uczenia się w zawodzie ślusarza. W międzyczasie, po długiej walce, zdobył prawo jazdy i zaczął zwiedzać z przyjaciółmi Europę. Jednak jego sercu stale towarzyszyło uczucie niespełnienia…

Powrót młodego mężczyzny na łono wiary był dużym zaskoczeniem dla znajomych i przyjaciół. On jednak, nie zrażając się tym, postanowił pomagać niesłyszącym; czuł, że ma do tego powołanie i predyspozycje. W tym właśnie czasie Peter Hepp zrozumiał, że najlepszą dla niego drogą jest diakonat.

Kościół jako „świat słyszących”?

Wkrótce jednak również wzrok chłopaka zaczął się gwałtownie pogarszać, a jego pole widzenia niebezpiecznie zawężać. Wizyta u lekarza nie przyniosła dobrych wieści. Peter musiał oddać swoje prawo jazdy, aby nie stwarzać zagrożenia na drodze. Brak możliwości swobodnego podróżowania i ograniczenie wolności poruszania się sprawiły, że Piotr porzucił plan zostania diakonem.

Aby łatwiej zrozumieć sytuację osób głuchoniewidomych, postanowił jednak nauczyć się alfabetu Lorma. Został opiekunem niewidomych i niesłyszących. Nauczył się także alfabetu Braille’a.

Wreszcie w Heidelbergu po raz pierwszy została rozpoznana przypadłość Piotra – rzadka choroba genetyczna – zespół Ushera. Jest to połączenie głuchoty lub niedosłuchu z postępującym upośledzeniem wzroku. Ta wiadomość spowodowała u chłopaka depresję oraz głęboki wewnętrzny kryzys, a także myśli o samobójstwie. Peter odczuwał żal do Boga, który, jego zdaniem, w zamian za ofiarowanie Mu swego oddania i posłuszeństwa „ukarał” go ślepotą. Był rozżalony, że Kościół jako instytucja należy do „świata słyszących”.

Omal nie wykręcił się od miłości...

Stopniowo jednak Bóg zabierał z serca Piotra żal, pokazując mu, że jako głuchoniewidomy też może on przybliżać Ewangelię niesłyszącym oraz niewidomym. W końcu mężczyzna odzyskał wewnętrzny spokój i zdał się całkowicie na łaskę Pana. Wyprowadzając się z ośrodka dla niepełnosprawnych, w którym w tym czasie przebywał, czuł się całkowicie pogodzony z życiem.

Początkowo Peter odrzucał wszelkie prośby i sugestie, aby poddać się zabiegowi wszczepienia implantu ślimakowego. Słuch był dla niego zagadnieniem wręcz abstrakcyjnym, nie tęsknił za czymś, czego nigdy nie poznał. Jego jedynym zmartwieniem była postępująca utrata wzroku.

Z czasem jednak, pod naciskiem bliskich, mężczyzna zgodził się na operację. To właśnie wtedy, w poliklinice w Heidelbergu poznał miłość swojego życia. Maita, bo tak się przedstawiła pisząc na kartce swoje imię, miała praktyki na oddziale, na którym operowany był Peter. Dziewczyna wywarła na Piotrze ogromne wrażenie swoją bezpośredniością i brakiem uprzedzeń. Szybko i chętnie nauczyła się alfabetu Lorma.

Oczywiście ich związek nie był wolny od trosk. Rodzice Maity mieli ogromne wątpliwości co do wybranka serca ich córki. Młodzi jednak nie poddali się i przypieczętowali swoją znajomość ślubem, najpierw cywilnym, a 29 sierpnia 1998 r. ślubowali sobie miłość w kościele w Heiligenbronn.

Duszpasterz i towarzysz w niepełnosprawności

Po ślubie Piotr bardzo zaangażował się w działalność społeczną na rzecz osób niesłyszących i głuchoniewidomych. Ojciec Huber – duchowy przyjaciel Heppa, nie od razu jednak dał się przekonać, że Piotr powinien zostać diakonem. W końcu jednak zrozumiał, że to powołanie od Boga. Otoczył Petera swoją opieką i pomógł mu spełnić marzenie.

We wrześniu 2000 r. Hepp rozpoczął pracę jako duszpasterz głuchoniewidomych. Jego determinacja i upór opłaciły się, a Kościół również okazał swoje wsparcie, przyznając Peterowi pieniądze na opłacenie dodatkowych tłumaczy.

Po zdaniu wszystkich egzaminów przyszedł wreszcie czas na święcenia diakonatu, które odbyły się 7 czerwca 2003 roku. Od tego momentu Peter stał się diakonem w Kościele katolickim. Bóg rozwiązał wszystkie przeszkody, które stanęły na jego drodze.

Nie byłoby to oczywiście możliwe bez wsparcia i miłości słyszącej żony. Pomogła Heppowi odnieść sukces oraz zrealizować powołanie bycia diakonem dla ludzi niesłyszących i głuchoniewidomych. W 2004 i 2006 roku Peter i Maita zostali rodzicami zdrowych, słyszących synów.

Dać szansę

Historia Piotra pokazuje, że warto dać szansę osobie niesłyszącej. Bóg postawił na jego drodze życzliwych ludzi. Dzięki wsparciu słyszącego mentora Peter mógł zostać (prawdopodobnie pierwszym) niepełnosprawnym diakonem. Jako osoba głuchoniewidoma doskonale rozumie problemy wynikające z braku słuchu i wzroku, może nieść pokrzepienie i radość oraz przybliżać głuchych i głuchoniewidomych do Boga. To najważniejsza i najpiękniejsza część ewangelizacji – gdy nie blokujemy nikomu dostępu do Źródła Życia.

Całą historię życia Petera możecie poznać w książce Świat w moich dłoniach. Życie bez słuchu i wzroku wydawnictwa Credo.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.