Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Niedawno przeczytałam autobiografię Dorothy Day. Poruszyła mnie ona do głębi i wciąż zastanawiam się, w jaki sposób i dlaczego tak się stało.
Jedna lekcja, której nie spodziewałam się wynieść z życiorysu Day, dotyczyła macierzyństwa.
Dorothy Day była dziennikarką i działaczką społeczną, która w połowie swojego życia nawróciła się na katolicyzm. Obecnie jest służebnicą Bożą Kościoła katolickiego. Zawsze chciała mieć dużą rodzinę, ale skończyło się na tym, że przez znaczną część swojego życia była samotną matką córki Tamar. Chociaż większość jej tekstów dotyczy pracy na rzecz sprawiedliwości społecznej i nawrócenia, jej spostrzeżenia na temat życia natychmiast skłoniły mnie do refleksji nad darem mojego macierzyństwa.
Powołanie do macierzyństwa
Przede wszystkim przypomniała mi o tym, jak ważne jest moje powołanie do bycia mamą.
Dorothy z radością wspominała swoje własne dzieciństwo. Tłumaczyła, że dobre życie rodzinne jest – ze wszystkich rzeczy, których możemy doświadczyć na ziemi – najbliższe niebu. Wspominała z sentymentem swojego kochającego ojca i matkę oraz przyjaźń z rodzeństwem. Czasami jej ojciec miał dobrze płatną pracę i wtedy wszyscy żyli wygodnie. Czasami jednak wręcz przeciwnie – żyli zwyczajnie, starając się przetrwać. Zawsze jednak spędzali razem dużo czasu, co zaowocowało bogatym i szczęśliwym dzieciństwem.
Kiedy Dorothy została matką, podjęła zmieniającą życie decyzję, by ochrzcić swoją córkę. Zdała sobie sprawę, że w jej dorastaniu brakowało pięknego i stabilnego fundamentu, jakim jest wiara, a konkretnie wiara katolicka. Chciała więc zapewnić ten fundament swojej córce.
Przypomniała mi, że kiedy patrzę na moje dzieci, głównym celem, którego pragnę dla nich, jest poznanie Boga. Jeżeli będę starała się kochać je bezwarunkowo i zapewnię im bezpieczny i radosny dom, to może wtedy zaczną rozumieć bezwarunkową miłość Boga i Jego troskę o nie. Nie chcę też brać za pewnik piękna i stabilności wiary katolickiej, którą Dorothy odkryła w późniejszym życiu. Chcę nauczyć moje dzieci cenić tę wiarę.
Nieustanna modlitwa
Po drugie, Dorothy nauczyła mnie, jak mogę się modlić. Zawsze. Nawet jako zapracowana mama.
Jej życie modlitewne rozwijało się naturalnie, począwszy od okresu przed jej nawróceniem na katolicyzm. Nie była wychowana w wierze, ale w ciągu swojego życia spotykała katolików i episkopalian, którzy zapoznawali ją z Biblią i liturgią.
W swojej autobiografii wyjaśnia, jak wyglądało jej życie modlitewne na kilka lat przed przyjęciem chrztu. Zaczęła modlić się podczas spacerów na świeżym powietrzu, zachwycając się dobrocią Boga w przyrodzie. Modliła się Te Deum (hymnem pochwalnym na cześć Boga), obserwując ocean w pobliżu swojego domu. Prosiła Maryję o pomoc za każdym razem, gdy widziała Jej wizerunek. Ktoś w pewnym momencie jej życia dał jej różaniec i chociaż nie wiedziała, jak go odmawiać, starała się jak najlepiej wykonywać swoje codzienne czynności.
Chociaż uważam, że bardzo ważne jest, by każdego dnia wygospodarować kilka minut cichego czasu na rozmowę z Bogiem i słuchanie Go, jej życie przypomina mi, że mogę się modlić w samym środku szalonego dnia. Co by się stało, gdybym powiązała różne rutynowe części mojego dnia z konkretną modlitwą? Co by było, gdybym pozwoliła, by piękno stworzenia dotknęło mojego serca i skłoniło mnie do chwalenia Boga w danym momencie?
Przyjaciele
Po trzecie, przypomniała mi, że potrzebuję wsparcia dobrych przyjaciół. Przy czym poszerzyła moje wyobrażenie o tym, kim mogą być ci dobrzy przyjaciele.
Dorothy Day miała przyjaciół ze wszystkich środowisk, ponieważ prowadziła życie, wychowując córkę i służąc ubogim. Z drugiej strony ja naturalnie oczekuję, że zaprzyjaźnię się z ludźmi, którzy są na tym samym etapie życia co ja, czyli w tej chwili z matkami małych dzieci, które chodzą do mojego kościoła.
Ale Dorothy poświęcała swój czas i energię różnym ludziom z różnych klas społecznych i środowisk. Gdy im służyła, oni też często służyli jej w zamian, zapewniając sobie wzajemne wsparcie i zachętę. Przypomniała mi, że dobrym przyjacielem nie musi być ktoś w tym samym stanie życia co ty, i że służenie innym jest zawsze lepsze niż siedzenie bezczynnie i użalanie się nad brakiem przyjaciół.
Całe życie Doroty pokazuje, że życie staje się pełniejsze, im więcej się go rozdaje. Cóż za dobre przypomnienie dla wszystkich matek.
Służebnico Boża Dorothy Day, módl się za nami!