separateurCreated with Sketch.

Bł. Karol de Foucauld – ubogi brat Tuaregów [galeria]

Karol de Foucauld
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Redakcja - publikacja 01.12.21, aktualizacja 28.11.2023
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
W szkole oficerskiej był znany z lenistwa, rozrzutności, zabaw i... otyłości. Jak i gdzie odnalazł Tego, za którym poszedł na pustynię?
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Karol de Foucauld wcześnie został sierotą – miał zaledwie kilka lat. Jako nastolatek uciekał z rodzinnego miasta przed armią niemiecką. Gdy miał 20 lat, zmarł jego dziadek, a on sam odziedziczył fortunę, którą nie potrafił właściwie zarządzać. Te różne i trudne doświadczenia sprawiły, że prowadził skandaliczny tryb życia. W szkole miał problemy, a ponieważ chciano się go szybko pozbyć, dopuszczono go do egzaminów końcowych. Po kolejnym skandalu i kłamstwach, które wyszły na jaw, Karol sam odszedł z armii. 

Świadectwo muzułmanów

Gdy jego oddział został wezwany do walk na Saharze, Karol ponownie poprosił o wcielenie do armii. Ta wyprawa okazała się dla niego zbawienna, ponieważ tam doszło do jego przemiany. Co ciekawe, na tę przemianę mieli wpływ muzułmanie. Kiedy Karol zobaczył, jak muzułmańscy żołnierze pięć razy w ciągu dnia przerywali wszystkie czynności po to, żeby się modlić słowami „Boże miłosierny i litościwy”, zaczął pytać: „A co, jeśli Bóg istnieje?”.

Po powrocie z Sahary Karol zajął się nauką arabskiego i hebrajskiego. Przez rok podróżował po Maroku, udając żydowskiego rabina (bo w tym czasie chrześcijanie mieli zakaz wstępu do tego kraju). Za relację z podróży otrzymał medal, został nagrodzony przez Akademię Francuską. W tym czasie czytał też Koran i Pismo Święte. Kiedy wchodził do kościołów, modlił się jedynie słowami: „Mój Boże, jeśli istniejesz, spraw, abym Ciebie poznał”.

W październiku 1886 roku Karol podszedł do jednego z konfesjonałów w Paryżu, chcąc poprosić o rozmowę duchową. Ksiądz mu odpowiedział: „Proszę uklęknąć, wyspowiadać się Bogu, to pan uwierzy”.

Tak rzeczywiście się stało. Później Karol tak pisał o tamtym doświadczeniu: „Zaraz jak uwierzyłem, że istnieje Bóg, zrozumiałem, że nie mogę inaczej czynić, jak tylko żyć dla niego; moje powołanie zakonne zrodziło się w tej samej chwili, co powrót do wiary”.

Karol de Foucauld zaczął szukać dla siebie miejsca w Kościele. Mówił: „Nie czuję się stworzony do naśladowania Jego życia publicznego, powinienem zatem naśladować życie pokornego i biednego robotnika z Nazaretu”.

Chatka w Nazarecie

Karol wyruszył na pielgrzymkę do Ziemi Świętej, gdzie utwierdził się w swoim powołaniu zakonnym. Po powrocie do Francji wstąpił do trapistów, ale nie czuł się tam zbyt dobrze. Ciągle mówił, że nie jest zbyt ubogi, że jeszcze daleko mu do ubóstwa Jezusa i do naśladowania św. Franciszka. Chciał jeszcze bardziej upodobnić się do Jezusa żyjącego w Nazarecie, tęsknił za jeszcze większą prostotą. Wtedy zaczęła kiełkować myśl o stworzeniu nowego zgromadzenia zakonnego.

Po kilku latach u trapistów, tuż przed ślubami wieczystymi otrzymał pozwolenie na to, żeby zamieszkać w Ziemi Świętej. Przez trzy lata mieszkał w Nazarecie, gdzie pracował i mieszkał w składziku na narzędzia, który stał się jego domem. Tam utwierdził się w tym, co nazwał powołaniem Nazaretu. „Znalazłem tu to, czego szukałem: w mojej chatce z desek, u stóp tabernakulum, w dniach wypełnionych pracą i nocach spędzonych na modlitwie – to jasne, że dobry Bóg przygotował mi to miejsce w swoim Nazarecie”.

Po trzech latach Karol wrócił do Francji i zaczął przygotowywać się do przyjęcia święceń kapłańskich. Choć – podobnie jak św. Franciszek – nie chciał ich przyjmować, to jednak za namową kilku osób poszedł za tym głosem. Spodziewał się przecież założenia nowej wspólnoty i nowych braci. 

Zrozumiał też, że życie duchowością Nazaretu nie musi odbywać się tylko i wyłącznie w mieście Nazaret, ale to on ma zanosić Nazaret do najbardziej opuszczonych, chorych, zagubionych. Dlatego postanowił wyjechać na Saharę, do Beni Abbes, później trafił do Tamanrasset. Karol postanowił nie nawracać nikogo na siłę. Przyjął zasadę, że żyje jak Jezus w Nazarecie. Oddawał się pracy i modlitwie. Notował w swoim dzienniku: „Moim apostolatem winna być dobroć, by widząc mnie mogli stwierdzić: ponieważ ten człowiek jest tak dobry – jego religia musi być dobra. Jeśli mnie zapytają: dlaczego jestem taki łagodny i dobry, odpowiem: ponieważ jestem sługą o wiele bardziej lepszego niż ja; o gdybyście mogli wiedzieć jak dobry jest mój Mistrz Jezus…”.

Dawać, ale też przyjmować

Reguła jego życia była bardzo prosta – żyć w codzienności Nazaretu. Powtarzał, że trzeba pracować przynajmniej 8 godzin dziennie, i to najlepiej fizycznie. Podkreślał, że sama praca może być modlitwą, bo wszystko, co robimy w zjednoczeniu z Jezusem, jest uświęcone.

Karol podkreślał, że najważniejsi są ci, którzy są najbliżej. O swoich sąsiadach mówił "moi kochani Tuaregowie". Czy ja tak mówię o swojej rodzinie? O tych, których kocham, z którymi mieszkam? O moich sąsiadach? Czy znam tych, pośród których żyję?

W życiu Karola porusza jeszcze jedna rzecz. Kiedy on sam niemal konał z głodu, bo wszystko, co miał, oddał bardziej potrzebującym, jego sąsiedzi zaczęli go szukać. Kiedy zobaczyli go w opłakanym stanie, zaopiekowali się nim. Ktoś przyniósł mu odrobinę mleka, ktoś inny garść rodzynek. Dzięki temu doświadczeniu Karol zrozumiał także, że żeby być ubogim bratem dla drugiego człowieka, nie wystarczy tylko dawać, ale trzeba też umieć przyjmować to, czym drugi człowiek chce się podzielić. Trzeba umieć też prosić o pomoc. "Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełniajcie prawo Chrystusowe" (Ga 6,2).

Przeczytaj kilka inspirujących myśli bł. brata Karola de Foucauld:

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.