Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Chrześcijaństwo nie polega tylko na trzymaniu się tego, co słuszne i prawdziwe, ani na odrzuceniu tego – wyjaśniał ks. Zienkiewicz w Rachunku sumienia. – Nie można mówić o wolności Chrystusowej, jeśli własne prawa i poglądy czyni się jedyną miarą postępowania. Wolność polega raczej na tym, że każdy w danym momencie, niezależnie od sytuacji, uwalnia się od siebie samego i włącza się w rytm owej Miłości, która sprawiła, że człowiek stał się centrum Bożego Serca. Być obdarowanym i móc obdarowywać – to jest chrześcijańska wolność”.
Ks. Aleksander Zienkiewicz: wrocławski "Wujek"
Krakowscy studenci mieli swojego "Wujka" – Karola Wojtyłę, a wrocławscy swojego – ks. Aleksandra Zienkiewicza. Krakowski Wujek został papieżem Janem Pawłem II, a potem świętym Kościoła.
Wrocławski Wujek do końca pełnił posługę duszpasterza studentów. Lubił mówić: „Kochana, nie bój się, wiesz, że Pan Bóg czuwa nad niedołęgami”. W 1995 r. zmarł w opinii świętości, a dziś jest sługą Bożym.
Studia we Wrocławiu zaczęłam w październiku 1995 r., a więc miesiąc przed jego śmiercią. Wtedy już chorował, nie spacerował po Ostrowie Tumskim z różańcem w ręku i nie uśmiechał się spod czarnego beretu do spotkanych przechodniów.
Wtedy też nie był już duszpasterzem akademickim i nie mieszkał przy ul. Katedralnej 4, pod słynną „Czwórką”, a bliżej katedry, w Domu Księży Emerytów. W czasie choroby leczył się w szpitalu przy Rydygiera, gdzie zmarł 21 listopada 1995 r. Nie zdążyłam go poznać.
Miłości trzeba się uczyć
Pierwszy ślad Wujka, na który trafiłam, wtedy nie wiedząc jeszcze zupełnie nic na jego temat, to była znaleziona na półce księgarni książeczka pt. Miłości trzeba się uczyć. Biało-zielony zeszyt towarzyszył mi wszędzie – byłam zachwycona sposobem, w jaki zwracał się do mnie, świeżo upieczonej studentki, ten ksiądz o nazwisku Zienkiewicz.
Zaprosił mnie przez jego treść do odważnego podążania za miłością i do podejmowania odpowiedzialnych decyzji. To, że dziś jestem żoną i mamą, to w dużej mierze owoc ziarna, które zasiało we mnie jego nauczanie o tym, że „miłości trzeba się uczyć”. I że ta nauka trwa całe życie.
Może się zdarzyć, że wiele spraw w miłości zepsujemy, że przytrafią się porażki i przyjdą trudne chwile, ale nigdy nie wolno przestać. Miłość to zadanie na całe życie.
Wojna
Urodził się w 1910 r. w Lembówce na Wileńszczyźnie. W kwietniu 1939 r., rok po przyjęciu święceń kapłańskich, został rektorem fary w Nowogródku (to kościół, w którym ochrzczono Adama Mickiewicza) i kapelanem sióstr nazaretanek. Wybuch wojny w 1939 r. i atak wojsk niemieckich nie dosięgnął Nowogródka, okupant był daleko, jednak wszystko zmieniło się 17 września. Ks. Zienkiewicz pisał:
„W niedzielę rano, 17 września rozchodzi się wieść o wkroczeniu w granice Rzeczypospolitej armii sowieckiej. W mieście powstaje nieopisana panika. Płyną rzeki uciekinierów w kierunku Litwy. Siostry z ks. Kapelanem pozostają na miejscu”.
Wojska radzieckie wkroczyły do Nowogródka a NKWD… do mieszkania księdza. Funkcjonariusza NKWD zakwaterowano w jednym z dwóch pokoi i codzienne życie stało się bardzo trudne.
Życie za życie
6 lipca 1941 r. w Nowogródku zmienili się okupanci i zaczęła tlić się nadzieja, że być może Niemcy okażą się mniej agresywni w stosunku do duchowieństwa. Niestety, nadzieja była płonną. 1 sierpnia 1943 r. Niemcy zamordowali jedenaście sióstr nazaretanek.
Ks. Zienkiewicz wiedział, że to za niego oddały życie. Miał wtedy zaledwie trzydzieści trzy lata i rok kapłańskiego stażu. Wkroczył w kapłaństwo przez krzyż i mękę jedenastu nazaretanek. I do końca życia starał się, każdego dnia, spłacić ten dług.
Naśladował ich ubóstwo i poświęcenie, nie zabiegał o żadne wyróżnienia i tytuły. Nie przywiązywał najmniejszego znaczenia do zaszczytów czy godności kościelnych. Kilka razy odmawiał ich przyjęcia. Odrzucił także propozycje przyjęcia sakry biskupiej.
Rodzina jest najważniejsza
Przyjechał na Dolny Śląsk w 1946 r. To była przymusowa repatriacja z Nowogródka. Był wychowawcą młodzieży, rektorem seminarium duchownego. W marcu 1963 r. otrzymał nominację na archidiecezjalnego duszpasterza młodzieży akademickiej.
W duszpasterstwie akademickim Pod Czwórką (nazwa od adresu domu przy ul. Katedralnej 4) przez lata formował rzesze studentów, akademickich dyskutantów, wątpiących i wierzących – wszystkich, którzy chcieli przychodzić.
Pociągał swoim czułym radykalizmem ewangelicznym, miłością do ojczyzny nieskażoną nacjonalizmem. Pociągał wiernością ideałom – kapłańskim i ludzkim. I umiłowaniem modlitwy. Mówił do młodych tak, jak niewielu odważało się mówić: szczerze i tylko prawdę.
Formował kręgosłupy moralne, często nadłamywane w zderzeniu z komunistyczną ideologią. I walczył o rodzinę. Drogie mu były powołania kapłańskie i zakonne, ale doskonale rozumiał, że to rodziny są początkiem każdego człowieka. Ich świętość urodzi nową świętość.
Często powtarzał, że tacy są kapłani, jakie są rodziny. Przygotowanie do małżeństwa uczynił sercem swojej posługi duszpasterza akademickiego. W tych działaniach wyprzedził postanowienia II Soboru Watykańskiego.
„Uwaga, człowiek!”
To było jego ulubione hasło. Skupiał uwagę na tym, kto przed nim stał. Uczył, by widzieć siebie i słuchać. Wychowankowie wspominają, że jednym z jego życiowych haseł było: „Mniej mieć, a więcej być”.
Żył bardzo skromne. Nie przywiązywał wagi do rzeczy i dóbr materialnych. Jego mieszkanie było umeblowane starymi, poniemieckimi meblami. Było miejscem rozmów osobistych, spotkań grupowych, magazynem i biblioteką. Żył dla innych.
„Chodził zawsze w tej samej sutannie i w tym samym płaszczu. Nie kupował nowej bielizny. A gdy ktoś mu coś nowego kupił z odzieży, to ją rozdawał” – wspominają. Księgozbiór, który posiadał i z którego korzystali inni, podzielił między ludzi i biblioteki.
Zawsze można było zapukać do jego drzwi. Przychodzili ludzie, którzy prosili o pomoc w znalezieniu mieszkania czy z bardzo trudnym, bolesnym problemem. Przychodzili też ci, którzy w nim widzieli ojca, kogoś, na kim można zawsze polegać, poprosić o modlitwę.
„Słońce życia kapłańskiego”
W 1955 r. sławny profesor kanonista i historyk Kościoła Tadeusz Silnicki powiedział do alumnów, że „gdyby to tylko od niego zależało, kanonizowałby ks. Zienkiewicza już za życia, gdyż on na to zasługuje ze względu na osobistą świętość, dobroć serca i heroiczność cnót”.
Pod wrażeniem jego osobowości był także prymas Polski Stefan Wyszyński. Wiosną 1957 r. przybył na zaproszenie bp. Bolesława Kominka do Wrocławia i w gmachu seminaryjnym powiedział:
„Lata 1951-56 były ciężkie dla Wrocławia, tarcia ideologiczne były ogromne. Komunizm natrętnie wciskał się do seminarium, ale szczęściem od Boga był ks. prał. Zienkiewicz – słońce życia kapłańskiego. Nie pozwolił, by młodzieży seminaryjnej stała się krzywda. Takiego rektora zazdroszczą wam inne diecezje w Polsce”.
Świadectwo i słowo dla Ciebie
Świadectwo życia ks. Zienkiewicza jest jednoznaczne: Bóg jest miłością, a wiara w Niego jest i łaską, i zobowiązaniem. Bez troski można ją roztrwonić, dlatego trzeba modlitwy i ofiary, aby serce nie wystygło.
Bóg, którego wołasz, zawsze odpowiada. Ale to On wybiera czas. Nie rezygnuj, kochaj. Nie odkładaj na później, teraz kochaj. Miłości trzeba się uczyć, miłość wymaga ofiary, a ta, jeśli zostanie przyjęta przez samego Boga, uczyni cię świętym.
„Do wszystkich wątpiących w Boga, w Jezusa, w Odkupiciela i życie wieczne wołam z całych sił i przekonaniem: Jest Bóg osobowy, jest życie wieczne; wołam z całą pewnością, bo tych prawd i tego świata doświadczam... Nie dość tego: Zawierzcie i zaufajcie Chrystusowi! Trzymajcie Jego zbawczą dłoń w swojej dłoni, nie wypuszczajcie jej nigdy!” – napisał w testamencie dwa lata przed śmiercią.