separateurCreated with Sketch.

„Najtrudniejszy jest płacz dzieci, które żegnają się z ojcami zostającymi w Ukrainie, by walczyć”

Dzieci uciekające z Ukrainy
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Mamy na froncie naszego ministranta. Jego mama to już jest wrak człowieka, bo jest jej jedynym dzieckiem. Przychodzi po cztery kilometry dwa razy dziennie do naszego kościoła, modli się za niego. I tylko czekamy na znak, żeby on rano zadzwonił i powiedział – jestem żywy” – opowiada siostra Karolina pracująca w Ukrainie.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

„Najtrudniejszy jest płacz dzieci, które żegnają się z ojcami zostającymi w Ukrainie, by walczyć o pokój. Ci ludzie mają świadomość, że może to być ich ostatnie pożegnanie w życiu” – powiedziała Radiu Watykańskiemu siostra Karolina Szemraj. Przełożona elżbietanek w Czerwonogradzie przywiozła do Polski grupę kobiet z małymi dziećmi, a teraz organizuje zbiórkę pomocy humanitarnej, którą dostarczy do Ukrainy.

Oszczędzić traumy dzieciom

Misjonarka wskazuje, że ludzie do końca nie chcieli wyjeżdżać z ich parafii leżącej w archidiecezji lwowskiej. Kiedy alarmy stały się coraz częstsze, matki postanowiły oszczędzić traumy swoim dzieciom. Uchodźcy znaleźli schronienie w elżbietańskich klasztorach i rodzinnym domu siostry Karoliny.

– W kolejce samochodów staliśmy 31 godzin do granicy. Cała atmosfera bardzo trudna, natomiast bardzo dużo ludzi pomaga zarówno po stronie ukraińskiej, jak i polskiej. Mieszkańcy wiosek wychodzą, przynoszą gorącą kawę, herbatę, kanapki, a nawet słodycze i pampersy dla dzieci.

Jak ja jechałam z nimi do Polski, to nawet nie myślałam, że ktoś będzie nam pomagał. Poprosiłam moich rodziców, żeby przyjęli sześć osób, i kuzynkę, żeby przyjęła pięć osób. Natomiast teraz widzę, że ludzie z parafii Mydłów bardzo się zatroszczyli. Te dzieci są ubrane, mają wszystko co jest im potrzebne, żeby mogły pójść do szkoły. Jest to wszystko bardzo trudne, ale jest też wielka solidarność między ludźmi.

Bezradność i pomoc

– Nic nie można było zrobić. Oprócz tego, że pomodliliśmy się w kościele, tak jak zawsze, to po alarmach zbiegaliśmy z ludźmi do piwnicy. Modliliśmy się tam wspólnie i potem wychodzimy, i znów ryk syren. Czujesz się bezradny, nie wiesz, jak możesz pomóc, co masz robić. My nie pamiętaliśmy nawet czy jedliśmy coś, czy nie.

– Dlatego teraz kiedy organizuję zbiórkę rzeczy, które chcę zawieźć, to mówię ludziom, że potrzebne są takie rzeczy, żeby w tym chaosie mogli mieć od razu coś gotowego. Jakąś konserwę zjeść czy mleko wypić. Tam nie było czasu na myślenie o gotowaniu.

– A jak mama ma jeszcze dzieci pilnować i przygotować, żeby zabrać je do jakiegoś schronu, to już w ogóle nie będzie miała tego jak zrobić – powiedziała papieskiej rozgłośni siostra Karolina.

Polska elżbietanka podkreśliła, że ludzie bardzo boją się o bliskich, szczególnie tych, którzy są na froncie czy mieszkają na terenach okrążonych przez Rosjan. „To są bardzo trudne i bolesne rzeczy, bo ci, którzy schronili się w Polsce, czują się bezpieczni, ale wiedzą, że ich bliscy ryzykują życiem” – zaznaczyła siostra Karolina.

Mamy na froncie naszego ministranta

– Dodatkowo ludzie udręczeni są tym, że ktoś z ich rodziny walczy, albo ktoś z bliskich został w Kijowie czy Charkowie i nie może wyjechać. Każdego dnia czekają na wiadomość, czy ich bliscy nadal żyją. Mamy na froncie naszego ministranta. 19-letni chłopak, który poszedł do wojska i trafił na wojnę. On codziennie rano dzwoni i prosi o modlitwę, dziękuje za nią.

– Jego mama to już jest wrak człowieka, bo jest jej jedynym dzieckiem. Przychodzi po cztery kilometry dwa razy dziennie do naszego kościoła, modli się za niego. I tylko czekamy na znak, żeby on rano zadzwonił i powiedział – jestem żywy. To są bardzo bolesne rzeczy.

Tak samo w Tabrijsku, skąd nie mogą wyjechać, bo są otoczeni przez wojska rosyjskie. A one nikogo nie wypuszczają, nie wypuszczają nawet cywilów. Nawet były przypadki, że rozstrzelali kogoś, kto ich prosił, żeby wyjechać z tej okrążonej części.

Odkąd zaczęła się wojna, w naszej parafii w Czerwonogradzie rano jest msza i dwie części różańca, po południu wystawienie Najświętszego Sakramentu i kolejne dwie części różańca w intencji pokoju w Ukrainie. Ludzie przychodzą, modlą się, bo wiedzą, że jedyna nadzieja jest w Panu Bogu – powiedziała siostra Karolina.

Beata Zajączkowska/vaticannews/ks

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!