Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
"Mam w przyszłym tygodniu egzaminy i rekolekcje do przygotowania" – mówi brat Andrzej Mońka, dominikański diakon z Krakowa – "Oczywiście to nie jest najważniejsze. To dla nas oczywiste, że musimy pomóc" – dodaje.
Od ponad dwóch tygodni br. Andrzej koordynuje pomoc dla uchodźców w klasztorze dominikanów w Krakowie. Do tej pory, czasowo, przebywało w nim 108 ukraińskich uchodźców. Dziś w jego murach mieszka prawie 50 gości.
Młody dominikanin pomaga uchodźcom
„Poprosiłem swojego przełożonego, żebyśmy coś zrobili” – wyjaśnia. „Chciałem pomóc w zorganizowaniu miejsc dla uchodźców” – mówi. Kleryk otrzymał od przeora pozwolenie na rozpoczęcie przygotowania miejsc dla gości.
Klasztor oo. Dominikanów w Krakowie to ogromny kompleks. Dominikanie mieszkają i modlą się tutaj od 800 lat, odkąd św. Dominik wysłał św. Jacka, aby założył zakon w Polsce. Święty fundator jest pochowany w bazylice Trójcy Świętej, kościele, który jest częścią kompleksu klasztornego.
Dominikanie prowadzą w Krakowie sporo dobrze prosperujących inicjatyw. Od Dominikańskiego Ośrodka Liturgicznego, w ramach którego m.in. komponowana jest muzyka liturgiczna i organizowana jej nauka, po prężne duszpasterstwo uniwersyteckie "Beczka". Bracia – organizując pomoc dla uchodźców – polegali m.in. na tej sieci przyjaciół.
Istota Ewangelii
„Zaprosiliśmy do pomocy wiele osób” – mówi br. Mońka. „Musieliśmy szybko przygotować mieszkania. Było dużo sprzątania i przenoszenia mebli" – wyjaśnia. Studenci i osoby regularnie uczęszczające na mszę połączyły siły. Trzeba było umyć okna, wyszorować podłogi, pościelić łóżka czy przygotować listę zakupów.
„Jesteśmy głęboko poruszeni historiami naszych gości” – mówi kleryk. „Np. przyjechał do nas jeden chłopak ze złamaną nogą. Musiał uciekać". Kiedy przybył, wymagał natychmiastowej pomocy medycznej.
"Gościliśmy też rodzinę muzułmańską. Modlili się nawet w klasztorze, używając dywanu, jak to mają w zwyczaju. Dla nas było to egzotyczne przeżycie" – przyznaje młody dominikanin.
„W tej chwili jest u nas niemowlę” – opowiada. "Dzisiaj to dziecko ma osiemnaście dni. Możesz sobie wyobrazić, co czuje ta matka. Brak snu, chodzenie z miejsca na miejsce, niemożność zostania w domu i robienie tego wszystkiego bez męża. Na szczęście jeden z gości przebywających obecnie u dominikanów jest lekarzem. Także inne rodziny ukraińskie wspierają tę matkę".
Najlepsze przygotowanie do kapłaństwa
Br. Andrzej mówi, że wybuch wojny był dla zakonników szokiem. "Nawet nasi bracia z Ukrainy i Rosji się tego nie spodziewali" – mówi. "Wojna w dzisiejszych czasach jest czymś innym niż kiedyś. To nie jest tak, jak w czasie II wojny światowej. Teraz widzisz ludzi, ich twarze, budynki… Możesz śledzić wszystko, co się dzieje. To przerażające" – mówi.
Ale dla niego pomoc uchodźcom jest po prostu tym, czego wymaga Ewangelia. „Na początku bałem się, że bracia skrytykują tę pracę, ponieważ to nie jest nasz charyzmat” – przyznaje. „Ale to nie jest normalny czas. Nie będziemy tego robić przez lata. To jest wojna i taka jest potrzeba tej chwili” – wyjaśnia.
Teraz w pomoc włączyli się wszyscy dominikanie. Kiedy rodziny przyjeżdżają do klasztoru, br. Andrzej wyznacza im dominikańskiego kleryka, który służy jako gospodarz. Potrzeby cały czas są ogromne.
„To bardzo wymagająca praca” – przyznaje. „Mogłem naprawdę służyć przez te ostatnie dwa tygodnie i jest to dla mnie wspaniałe przygotowanie do kapłaństwa. Teraz nadszedł czas, aby żyć istotą Ewangelii” – kończy z uśmiechem.