Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
„Czego Bóg ode mnie chce? Proszę mi odpowiedzieć, dokładnie wyjaśnić”, „Jaka jest wola Boża wobec mnie?” – to niemal zawsze kłopotliwe pytania, bo to, jaki sens miało dla Boga nasze życie, okaże się w pełni dopiero w momencie śmierci.
Tu widzimy jedynie część. Żaden człowiek pytający o powołanie nie otrzymał dotąd zadowalającej odpowiedzi. Kiedy o nie pyta, słyszy najczęściej odpowiedzi wymijające. Niełatwo przecież wyjaśnić coś, czego się samemu nie rozumie. Podobnie i dzieci nie udzielają nam długich wyjaśnień, kiedy pytamy je: „Dlaczego jeździsz na hulajnodze?”, „Dlaczego kopiesz w piłkę?”. Istnieje tylko jedna odpowiedź: „Kiedy widzę piłkę, muszę w nią grać”.
Spróbujmy jednak dotknąć tajemnicy, wytłumaczyć chociaż niewielką część. Otóż trzeba mieć dużo pokory i przede wszystkim stać się człowiekiem modlitwy. Z tego bierze się wgląd w siebie.
Rozeznanie powołania i modlitwa osobista
Święty Jan Kasjan tego właśnie nauczał, że droga do Boga prowadzi przez poznanie samego siebie. Kiedy człowiek nie zna siebie samego, jest podatniejszy na wpływy innych, a cudze pragnienia może pomylić ze swoimi. Taka osoba nie jest w stanie odpowiedzieć Jezusowi na fundamentalne pytanie: „Przyjacielu, czego szukasz?”.
Kiedy bowiem serce jest pełne zamętu, to nawet na tak podstawowe pytania: Co sprawia, że żyjesz? Co napełnia twoje serce? Co przynosi pokój? Co daje życie? – nie sposób odpowiedzieć.
Modlitwa w ciszy wymaga tego, aby systematycznie wycofywać się z wielu innych działań, niekoniecznie złych, ale pozbawiających nas tego, co najważniejsze. Próba jakiegokolwiek rozeznawania bez osobistej modlitwy, czyli więzi z Chrystusem, to tylko powiększanie zamieszania.
Powołanie do świętości
Najważniejszym powołaniem każdego człowieka jest powołanie do świętości, inaczej mówiąc: Bóg wzywa nas, abyśmy byli takimi ludźmi, jakimi mamy być.
Wiele osób sądzi, że zostać powołanym znaczy: usłyszeć głos. Albo że nie zostali powołani, ponieważ nigdy nie spotkało ich doświadczenie duchowe, które by nimi wstrząsnęło.
Wyjąwszy absolutnie wyjątkowe przypadki, rozeznawanie woli Bożej wcale nie jest tak trudne, jak się ludziom wydaje, i najczęściej polega na reagowaniu na to, co cię spotyka na co dzień. Znaki Opatrzności nie są spektakularne, ale ujawniają się w najdrobniejszych szczegółach.
Pamiętam historię opowiedzianą przez mojego współbrata Tomasza Gaja, gdzie dominikanin opowiadał o swojej wizycie w benedyktyńskim klasztorze w Lubiniu. Nieżyjący już ojciec Karol Meissner obchodził wówczas swój jubileusz, usłyszał wiele podziękowań, opowieści o zasługach, o świadectwie jego powołania. A on, słuchając tego, kiwał tylko głową i mówił:
„Jakie powołanie? Ja tylko robiłem, co było trzeba. Obudziłem się którejś nocy, bo woda lała mi się na głowę. Zobaczyłem dziurę. Pomyślałem, że trzeba ją załatać. Potem rura pękła, no to trzeba było ją naprawić. I tyle”.
Robić to, co się robi i trzymać się modlitwy
Najczęściej to tak właśnie wygląda. Pewne sprawy toczą się swoim naturalnym torem i biegną w określony sposób. Ziarno zostało zasiane, a ono już wie, jak rosnąć. Najlepiej zatem nie komplikować, ale dbać o glebę. Robić to, co się robi i trzymać się modlitwy, wówczas Bóg sam będzie dokonywał reszty.
Do pewnych rzeczy zwyczajnie się dojrzewa. Napotyka subtelne znaki, dopiero później się je interpretuje i widzi wyraźniej całość. Jak u św. Pawła: teraz widzimy niewyraźnie, dopiero w przyszłości zobaczymy wszystko w pełni.
To także doświadczenie wielu osób, najcenniejsze rzeczy powstają wówczas, kiedy sobie tego nie planujemy. Żyjemy w bezustannych wątpliwościach i niewiedzy co do tego, jaka będzie wola Boża, ale nie co do tego, jaka ona jest w tym „konkretnym momencie”. To akurat doskonale wiemy, bo to właśnie jest.
Jaka jest Boża wola?
Jeśli zatem czegoś teraz nie wiem, to najwyraźniej wiedzieć nie muszę, widocznie nie jest mi to do niczego potrzebne. Nie ma zatem potrzeby poddawania umysłu nieustannemu napięciu, wciąż szukając tajemniczej odpowiedzi na pytanie: Jaka jest Boża wola? Od tego tylko zakręci się w głowie.
Przymus w stosunku do siebie lub innych zawsze wiedzie na manowce i prowadzi do nieszczęścia. Zresztą odpowiedzi udzielone zostają człowiekowi wtedy, kiedy Bóg uzna to za stosowne, a niekoniecznie wtedy, kiedy pragnie tego pytający.
Jeśli zatem kogoś nie wypycha do zakonu lub do kapłaństwa, to najprawdopodobniej wstępować tam nie powinien. W innym przypadku Bóg pokazałoby to tak wyraźnie, że nie byłoby wątpliwości.
Oznaki pochwycenia przez Boga
Kiedy siostrzenica pewnego dziewiętnastowiecznego zakonnika napisała do niego list z prośbą o pomoc w rozeznaniu swojej drogi życiowej, otrzymała długą odpowiedź. Można z niej wydobyć kilka bardzo celnych tropów, które nazwane zostały oznakami „pochwycenia” przez Boga.
- Pragnienie podobania się Bogu.
- Odczuwanie emocjonalnego ciężaru podczas przebywania w złym towarzystwie.
- Czerpanie przyjemności z przebywania w samotności, wyciszenie emocji.
- Odkrywanie sensu swego życia podczas przebywania w samotności.
- Pozytywne nastawienie do świata.
- Brak skłonności do gniewu, kłamstwa, wysokiego mniemania o sobie.
Powyższe punkty nie muszą być znakami powołania do życia zakonnego, ale na pewno są oznaką „pochwycenia” przez łaskę. Kiedy z czasem one się nasilają, to warto przyjrzeć się temu uważniej. Może to właśnie oznaczać, że Bóg zapragnął człowieka na wyłączność. A kiedy ktoś bierze coś w posiadanie, rzecz ta nie może już należeć do innej osoby.
Poczucie obcości
Z tego rodzaju powołaniem związane jest pewne wezwanie Jezusa, które z latami się nasila i nie jest do końca jasne. Objawia się ono jako silne zainteresowanie określonym charyzmatem zakonnym lub kapłaństwem. Porusza cię to do głębi, do której nic wcześniej nie przemówiło.
Powyższe symptomy „pochwycenia przez Boga” trwają nadal, jednak dochodzi do tego coś jeszcze: poczucie obcości. Jakby nagle wszystko poza Bogiem stało się dwuznaczne, a jedynie w Nim było jednoznaczne.
Z czasem owo pragnienie pójścia drogą, którą odczytuje się jako wskazaną przez Jezusa, jest już tak silne, że milkną wszystkie słowa i argumenty. Tu nawet nie ma miejsca na dyskusję.
Kiedy człowiek odkryje w głębi duszy głos, o wiele silniejszy od wszystkich innych głosów w otaczającym świecie, to zaczyna przeczuwać, że nie ma już dokąd uciec. Wie, co powinien zrobić, nawet jeśli nie potrafi wytłumaczyć tego innym.
Ciemności i obietnica
Zawsze tak to wygląda: Bóg spęta serce i później je łamie. Tylko osoba, która doświadczyła Bożego uwiedzenia, jest w stanie to zrozumieć. To pociągająca, ale i bardzo bolesna świadomość. Odchodząc od ludzi, tracisz, ale gdybyś został, stracisz znacznie więcej.
Gdybyśmy zapytali Jeremiasza, dlaczego znosi upokorzenia, wyśmiewanie, wrzucanie do błota, zamykanie w cysternach, najprawdopodobniej odszedłby bez słowa. Bóg był dla niego ciemną przepaścią, a Jeremiasz stał na jej brzegu – po czym został popchnięty.
Świat zabrał mu wszystko, co dał mu w „poprzednim życiu” – pracę, rodzinę, mieszkanie, ojczyznę, w której się wychował, nawet dobre imię wśród ludzi. Jednak jednej rzeczy nikt nie potrafił Jeremiaszowi odebrać – wiary.
Abraham na rozkaz Boga opuszcza swą rodzinę i wędruje do ziemi Kanaan, gdzie do końca swego życia pozostaje obcym i pielgrzymem. Posłuszeństwo pogrąża go w samotności, często trudnej do zniesienia, którą jednak przyjmuje z radością, gdyż jest ona gwarancją spełnienia Bożych obietnic.
Gdybyśmy zapytali apostołów, dlaczego wierzą, skoro spotykają ich prześladowania, nie potrafiliby nam tego sensownie uargumentować. Miłość nie jest matematyczną kalkulacją.
Chrześcijanie nie wierzą dlatego, bo im wiara coś daje, bo ona niekiedy życie utrudnia. Oni mają łaskę doświadczać, że to, w co wierzą, jest prawdą.
Niezrozumiała siła
Hieronim Kiefer, francuski trapista, został pociągnięty do klasztoru niezrozumiałą siłą, której nie był w stanie wytłumaczyć. Wiele razy zwracał się do Boga z tym samym pytaniem: A co, jeśli się mylę, zwrócisz mi życie? Uciec już jednak nie potrafił.
Człowiek, który odkrył, kim jest Bóg i jak wielki pokój się z Nim wiąże, zawsze już będzie za tym tęsknił. Zawsze będzie mu towarzyszyło poczucie bezdomności na tym świecie. Że tak naprawdę nie pasuje nigdzie.
Ale kiedy chciałby odejść, odczuwa w sobie tak przerażającą pustkę, która mu przypomina, że poza Stwórcą nie znajdzie szczęścia. Po pewnym czasie zaczyna rozumieć, że to łaska stworzyła w nim pustkę i tylko łaska jest w stanie ją wypełnić.
Jest to fragment książki: Krzysztof Pałys OP, „Hewel. Wszystko jest ulotne oprócz Boga”, Wydawnictwo W drodze. Tytuł, lead, śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji Aleteia.pl.