Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Czterdziestu młodych chłopców zostało zamordowanych, ponieważ ponad podziały plemienne wybrali Chrystusa. Był 30 kwietnia 1997 roku. W Burundi trwała bratobójcza wojna.
Burundi: Buta i wojna
Do Buta dotarłam późnym rankiem. Przywitał mnie gwar dobiegający z boiska, gdzie uczniowie tamtejszego niższego seminarium duchownego grali właśnie w piłkę. Wizytę zaczęłam od nawiedzenia kościoła. Kamień węgielny pod jego budowę poświęcił w czasie swej pielgrzymki do Burundi Jan Paweł II. Poprosił o to ówczesny rektor seminarium, ks. Zacharie Bukuru, którego życiową misją w ciągu nadchodzących lat stało się formowanie chłopców do jedności.
Sytuacja w kraju temu nie sprzyjała. Napięcie narastało po tym, jak pierwszy prezydent reprezentujący większość etniczną Hutu, Melchior Ndadaye, po kilku miesiącach urzędowania został bestialsko zamordowany przez nieprzychylną mu armię pozostającą w rękach mniejszościowej grupy etnicznej Tutsi.
Rok 1993 w Burundi to wybuch bratobójczej wojny trwającej 15 lat. Czym mogła się skończyć, dowodzi ludobójstwo, które miało miejsce w sąsiedniej Rwandzie.
Atak na seminarium
Kilku seminarzystów przyłączyło się do partyzantki. Strach rósł, a rozwój sytuacji politycznej sprawiał, że podziały się tylko pogłębiały. W okolicach Buta, gdzie mieściło się seminarium, dochodziło do partyzanckich ataków na ludność, mieszkańcy byli zabijani, a ich dobytek plądrowany. Władze seminarium miały jednak iskierkę nadziei, że ich ten los ominie. Wojsko rządowe przysyłało odział do ochrony seminarzystów. Dawało to nikłe poczucie bezpieczeństwa.
Malowidło w prezbiterium seminaryjnego kościoła przedstawia Dobrego Pasterza spacerującego po wzgórzach wznoszących się na tyłach szkoły, i stojący tam krzyż. Ten krzyż rzeczywiście tu stał. Chłopcy często pielgrzymowali do niego odprawiając drogę krzyżową. Ostatni raz modlili się w tym miejscu na dwa tygodnie przed kaźnią.
Tego dnia rebelianci w miejscu krzyża ustawili karabin maszynowy. Bezlitośnie strzelali do uciekających przez okna seminarzystów, którzy próbowali zbiec przed oprawcami. Serią z karabinu przerwali upleciony z prześcieradeł ratunkowy sznur, po którym najmłodsi spuszczali się do ogrodu z pierwszego piętra, próbując ocalić życie. Kilku chłopców zginęło na miejscu.
Jesteśmy braćmi w Chrystusie
Wszystko zaczęło się o świcie. Pierwsi chłopcy poszli się myć, kiedy sterroryzował ich odgłos serii z karabinu. To mogło oznaczać tylko jedno: atak! Jeden z chłopców wbiegł do sypialni z okrzykiem na ustach: Wstawajcie, jesteśmy atakowani!
Strach paraliżuje chłopców. Nie wiedzą, co robić. W pierwszym odruchu chowają się pod łóżka. Ostrzegawczy ostrzał seminarium trwa. Kiedy po kilku minutach uzbrojeni po zęby mężczyźni wchodzą do sypialni w pierwszej chwili mają wrażenie, że chłopcy uciekli. Dopiero po chwili krzykami zmuszają ich do wyjścia. Kiedy to nie skutkuje, serią z karabinu po łóżkach zmuszają ich do wyjścia. Grożą, że jeśli będą się dalej zwlekać czeka ich nie kula, ale ścięcie maczetą…
Na czele żołnierzy stoi kobieta z rwandyjskich oddziałów Interahamwe. Gdy chłopcy powoli wychodzą spod łóżek wydaje rozkaz: „Nasi na prawo, karaluchy na lewo!!!”. Będący zarówno Hutu jak i Tutsi chłopcy nie chcą się podzielić, choć wiedzą, że może to kosztować ich życie.
Mówią: „Jesteśmy braćmi w Chrystusie”. I chwytają się za ręce. Rozwścieczona kobieta wrzeszczy kolejny raz: „Tutsi na lewo, Hutu na prawo!”. Chłopcy nie dają się podzielić. Kobieta chwyta za karabin i kilkakrotnie przeciąga po grupie serią z karabinu.
Jej koledzy w grupę seminarzystów rzucają granaty. Rozlega się huk. Jęki konających mieszają się ze słowami modlitwy. Ci, którzy przeżyli, mówią, że chłopcy przed śmiercią wypowiadali słowa przebaczenia modląc się za swych katów.
Masakra
Masakra trwa kilka godzin. Jeden z chłopców zostaje zabity, gdy próbuje po schodach prowadzących do sypialni znieść ciężko rannego przyjaciela. Kaci są bezlitości. Wracają do sypialni i kilkakrotnie sprawdzają, czy wszyscy nie żyją. Palą materace, plądrują budynki seminarium.
W tym czasie rektor seminarium ze swego pokoju słyszy okrutne krzyki. Nie może biec na ratunek, bo cały czas trwa nieustanny ostrzał. Rządowi żołnierze, którzy mieli chronić seminarium, już zostali wymordowani. Kiedy po kilku godzinach rektor wyszedł na zewnątrz, natknął się na okrutnie poranionego seminarzystę, który z trudem wyszeptał: „Nie zdołali nas podzielić. Zwyciężyliśmy, pozostaliśmy braćmi”. Wypowiedziawszy te słowa zmarł.
Sanktuarium Męczenników Braterstwa
Dziś niedaleko tego miejsca wznosi się sanktuarium Męczenników Braterstwa. Zostało ono ufundowane przez Jana Pawła II, który głęboko przeżył wiadomość o tej tragedii. Pragnął upamiętnić ofiary męczeństwa, a jednocześnie chciał, by Buta stało się miejscem modlitwy o pokój i pojednanie w Burundi. I tak się dzieje.
Przed wejściem do sanktuarium 40 prostych grobów z identycznymi krzyżami i jedną datą: 30.04.1997 r. Kiedy wchodzę do kościoła, mam wrażenie, że każdy z męczenników jakby na mnie spoglądał. W prezbiterium wymalowano bowiem na podstawie zdjęć wizerunki czterdziestu męczenników braterstwa. Pośrodku nich króluje Chrystus Zmartwychwstały.
Jest to miejsce modlitwy o pojednanie i przebaczenie. To miejsce, gdzie współczesne pokolenia uczą się, że można żyć razem mimo istniejących podziałów etnicznych.
Męczennicy z Buta
Ks. Zachary, ówczesny rektor seminarium, mówi mi: „Uczyliśmy się tego braterstwa w codziennym życiu. Chłopcy poznawali sytuację polityczną kraju, jego historię. Całe godziny spędziliśmy na dyskusjach i próbie zrozumienia istniejących różnic. Modliliśmy się razem, razem sprawowaliśmy Najświętszą Ofiarę. Stawali się braćmi. To zaowocowało podczas masakry”.
Z chłopców, którzy przeżyli, dziesięciu zostało księżmi. Ich misją stało się obalanie murów podziałów i głoszenie pojednania. Chłopcy uczący się dziś w niższym seminarium wzrastają słuchając o braciach na śmierć i życie.
To świadectwo jest ważne, ponieważ w tym regionie Afryki niższe seminaria to kuźnia elit społecznych. Najważniejsi ludzie w krótkiej pokolonialnej historii regionu to ex-seminarzyści. To elity intelektualne, polityczne, ale i nierzadko duchowe, od których zależy przyszłość Burundi.
Ks. Zachary podkreśla, że „bez braterstwa dla tego regionu Afryki nie ma przyszłości”. Drogowskazem są męczennicy z Buta.
W lipcu 2019 roku Kościół katolicki w Burundi rozpoczął proces beatyfikacyjny pierwszej w historii tego kraju grupy męczenników – duchownych i świeckich – zamordowanych za wiarę w latach 1972-97. W gronie 44 osób jest 3 księży, 1 świecka misjonarka i 40 seminarzystów, którzy potrafili wznieść się ponad podziały plemienne i dochować wierności Ewangelii. Dlatego Kościół w Burundi nazwał całą tę grupę „męczennikami braterstwa”.