Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Choć nie mogę powiedzieć, że był czas w moim życiu, kiedy w ogóle nie było w nim Boga, doskonale pamiętam moment swojego nawrócenia. Chciałabym opowiedzieć ci o nim, a to świadectwo połączyć z refleksją o procesie nawrócenia oraz… pewną pieśnią.
Pieśń o nawróceniu
Zanim się nawróciłam, wiara była obok mojego życia, a nie w nim. Nie wychowałam się w „tradycyjnej katolickiej rodzinie” – spora część mojej rodziny i otoczenia nawet nie jest katolicka. Nie uważam tego jednak za coś wyjątkowego – wbrew pozorom w Kościele jest całe mnóstwo osób, które żyją tą wiarą, choć ich rodzina wcale nie należała do „tradycyjnej” i „katolickiej”. To jednak nieco inny temat. Ja dryfowałam gdzieś pomiędzy lekcjami religii i niedzielną mszą św., podczas której moim głównym zajęciem było oczekiwanie, aż się skończy.
Aż do tamtego dnia. Miałam 14 lat i… pisałam pamiętnik. W tamtym okresie pisałam bardzo dużo. Pewnego wieczoru dość spontanicznie wspomniałam o czymś pozytywnym, z adnotacją, że jestem za to wdzięczna. Zapytałam siebie – ale w sumie komu? Bogu? I tak się zaczęło. Wówczas postanowiłam pisać dalej wymieniając wszystko, za co mogłabym być Bogu wdzięczna. Kilka stron dalej już nic nie było takie samo.
Wiara jest tajemnicą
Moja wiara zaczęła się więc od wdzięczności. Bóg prowadził mnie w tym bardzo subtelnie. Zamiast czekać na koniec mszy świętej, zaczęłam wsłuchiwać się w Słowo i modlitwy. Zamiast kroczyć tam niechętnie, przychodziłam pół godziny wcześniej, jak kościół jeszcze był pusty, i zatapiałam się w modlitwie myślnej. Była w tym jakaś głębia, która pociągała mnie i nalewała do mojego serca pokój. I muzyka – ona od początku była dla mnie fascynującą nauczycielką tego, co nie zawsze było „słychać” w słowie czytanym.
Tak jak wówczas, tak i teraz (choć w mniejszym stopniu) spotykam na tej drodze różne kwestie, których nie rozumiem. I choć z natury nie jestem pokorna, Bogu chwała, że w obliczu tych wątpliwości potrafiłam wytłumaczyć sobie, że moje niezrozumienie nie oznacza, że dana sprawa nie ma sensu. Dziś jest dla mnie jasne jak słońce, że wiara – choć w teorii nic nie blokuje nam dostępu do niej – jest tajemnicą. Jak przypowieści, których słuchały tłumy, choć rozumiała je tylko garstka osób. Myślę, że to właśnie pokora z czasem otwiera nam drzwi, by z tej tajemnicy rozumieć coraz więcej.
Świadectwo
Z początkami mojej wiary kojarzy mi się jeszcze… samotność. Nieczęsto miałam okazję o niej z kimś rozmawiać, przynajmniej do czasów studiów. Wówczas każda rozmowa o niej była dla mnie ogromną radością. Myślałam wtedy: „O! Ktoś też czuje to, co ja! Nie tylko ja widzę w tym wszystkim coś więcej niż gesty, powtarzanie formułek i grubą książkę pełną przedziwnych tekstów!”. To było jakby w moim sercu zapalił się mały płomyk, który nie dawał mi zapomnieć o skarbach, jakie w tej wierze odkrywam – radości, pokoju serca, nadziei, pięknie, głębi, miłości… A im bardziej ją poznaję, tym bardziej jestem przekonana, że zasmakowałam w niej ledwie okruchów ze stołu.
I choć dalsza droga życiowa zaprowadziła mnie do odkrywania mojej dzisiejszej pasji – świata chrześcijaństwa Bliskiego Wschodu, Ziemi Świętej i historii wschodniej myśli chrześcijańskiej, do dziś fascynuje mnie także ten moment w życiu człowieka, który doprowadza go do wiary. W końcu wszystkie opowieści o Bliskim Wschodzie nie miałyby sensu, gdyby nie zmierzały do chwili spotkania człowieka z Bogiem „jeden na jeden”.
Modlitwa niewierzącej
Nie trzeba być zatwardziałym ateistą, żeby znaleźć się w obliczu takiej chwili – wierzę, że stoją przed nią wszyscy ludzie, nawet ci z „tradycyjnych, katolickich domów”. To moment, w którym wiara przestaje być rodzinną lub narodową tradycją, cechą naszego okręgu kulturowego pełną pobożnych rytuałów (z wielkosobotnim koszyczkiem na czele), a staje się osobistą drogą życiową. I tak jak wiara dzieci wychowanych przez wierzących rodziców wcale nie jest taka oczywista, tak nie jest oczywista niewiara ludzi, którzy żyją daleko od Boga.
Z tej refleksji narodziła się pieśń Modlitwa niewierzącej. To pieśń o ludziach, których wiara nie rodzi się z wdzięczności, a z bólu. Pieśń o tym, że pierwszy krok do wiary może zaczynać się od pytania „Boże, gdzie jesteś?” i odkrycia, że On jest… i to całkiem blisko.
*Pod tym linkiem znajdziesz blog Sylwii.