Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Róża Czacka: wykwintna hrabianka
Ze wspomnień służącej (późniejszej franciszkanki w Laskach): „Wykwintna hrabianka, która kieszeni z satyny przy sukni nie chciała nosić, musiałam kupować kanausu [jedwab z Damaszku] na kieszeń, a płócienną chusteczkę do nosa odrzucała, bo była »pfu«, musiała być batystowa z »linon« [francuska bawełna] z pięknym monogramem i hrabiowską koroną. Jeżeli dzienna koszula była z różową wstążeczką, a nocną dałam niebieską, musiałam zmienić na różową”.
Takie z grubsza miała przyzwyczajenia i gust Róża Czacka, którą teraz kojarzymy raczej ze zgrzebnym habitem. Na nasze szczęście, równie duże (jeśli nie większe) wymagania miała odnośnie do życia duchowego i moralnego.
Pieniądze z hazardu
Świetnie to pokazuje historyjka, jak to jej brat Stanisław pewnego wieczoru grał z przyjaciółmi w karty, oczywiście na pieniądze. Był to czas, kiedy Róża już zajmowała się opieką nad ociemniałymi (na którą nieustannie brakowało funduszy), ale jeszcze zanim przyjęła habit.
Pan Czacki w pewnym momencie, pewnie pod wpływem nie tylko adrenaliny wynikającej z hazardu, wpadł do pokoiku siostry i obiecał, że da jej całą kwotę, jaką postawił w grze. Był jednak warunek: miała wypowiedzieć jakieś ordynarne słowo.
Róża odmówiła, choć pieniądze były dramatycznie potrzebne. Stanisław nalegał, ale w końcu wycofał się z propozycji. Co więcej, kiedy panowie skończyli grę, jego wygrana i tak skończyła w kieszeni panny Czackiej i jej niewidomych. Młodsza siostra najwyraźniej mu zaimponowała.
Wspólne ubóstwo
Już jako matka-założycielka nowego zgromadzenia (Franciszkanek Służebnic Krzyża) dbała o to, by dzielić ze wszystkimi ubóstwo. Chociaż była schorowana, nie pozwalała nigdy siostrom kucharkom, by podawały jej lepsze jedzenie niż innym.
Troszczyła o to do tego stopnia, że kiedy jedna z franciszkanek dodała jej do potrawy nieco tłuszczu, matka Czacka, dowiedziawszy się, że ma bardziej pożywne jedzenie, kazała sprawczyni napić się… oleju rycynowego. Jako skuteczny środek przeczyszczający z pewnością dogłębnie oczyścił ich wzajemne relacje na przyszłość.
Matka nie była jednak kimś nadmiernie surowym lub zasadniczym. W jednym ze wspomnień możemy przeczytać, że ile razy słyszała śmiech i radosne głosy, bardzo ją to cieszyło i zawsze dopytywała o przyczynę radości.
„Jak nam tak było ciężko i ciasno, i głodno, matka, słysząc nas radosnych i śmiejących się, uśmiechała się” – taki obraz zachowała w pamięci jedna z pierwszych franciszkanek.
Kotek u drzwi matki Czackiej
Jednej z sióstr, jak sama napisała, trzymały się w młodości żarty. Dla dowcipu nauczyła się miauczeć jak kot i tak się stało, że wieść o tym dotarła do matki Czackiej.
Przełożoną to szczerze rozbawiło, więc od tamtego czasu przyjęło się, że ta siostra, mając pilną sprawę, nie pukała do pokoju przełożonej. Zamiast tego skrobała w drzwi jak kotek i miała możliwość wejścia, nawet jeśli u matki już ktoś był.
Jak widać, koty od zawsze rządzą światem, nawet te „udawane”…
W kieszeni Pana Boga
Początki zgromadzenia były ekstremalnie trudne. Tak naprawdę w Laskach żyto z dnia na dzień, spiżarnia często była pusta, na obiad było tylko jedno danie. Przyzwyczajona do innych warunków gospodarowania s. Julianna (kucharka) skarżyła się matce. W odpowiedzi usłyszała: "No, chwała Bogu, że jesteśmy ubodzy. Trzeba się pomodlić".
Pytającej – jak można się domyślić – to nie zachwyciło, jednak po tej rozmowie i kilku reformach organizacyjnych w kuchni zauważyła: „Od tego czasu coraz widoczniejsze stawało się dla mnie cudowne działanie Opatrzności Bożej wśród nas, bo zaczęły napływać większe ofiary”.
Matka miała rację, trzeba było się pomodlić.