Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Szampan dla dzieci: imprezowy „rozweselacz”?
Drętwa impreza w szaro-burej scenerii. Wieje nudą, a rozmowy się nie kleją. Gdy wydaje się, że nic już nie jest w stanie uratować dogorywającej „domówki”, rozlega się dzwonek do drzwi. Oczom znużonych imprezowiczów ukazuje się radosny, kolorowy i pełen energii gość z „odjazdową” butelką szampana w dłoni. Korek strzela w powietrze i odtąd nic już nie jest takie samo. Impreza nabiera barw, a goście tanecznym krokiem ruszają na parkiet. Na koniec słychać: „Piccolo, nuda się nie uda!”.
Mowa o spocie reklamowym, który kilka lat temu spotkał się z dezaprobatą Komisji Etyki Reklamy. Uznano, że przedstawia produkt dedykowany dzieciom jako typowy imprezowy „rozweselacz”. Co z kolei podtrzymuje szkodliwy stereotyp mówiący o tym, że alkohol jest niezbędny do dobrej zabawy.
Tamtej reklamy w telewizji nikt już nie zobaczy, ale dziś też nie brakuje spotów, które mają oswoić dziecko z alkoholem. Chociażby ten, w którym chłopak wstydzi się podejść do swojej wybranki i zbiera się na odwagę dopiero po tym, gdy na parkiet „wjeżdża” butelka dziecięcego szampana.
„Serwując dziecku imitację alkoholu wyrabiamy pewien nawyk”
Na Litwie od kilku lat obowiązuje zakaz sprzedaży i produkcji napojów imitujących alkohol. Czy faktycznie szampan dla dzieci to „zło” i należy definitywnie z niego zrezygnować? Przecież każdy wie, że napoje dedykowane dzieciom tak naprawdę wyskokowe nie są. Problem w tym, że mają łudząco przypominać oryginał. Kształt butelki, musujące bąbelki, strzelający z impetem korek – to wszystko jest wiernym odwzorowaniem napoju dla dorosłych. – Stawiając na stole imitującą alkohol oranżadę wyrabiamy w dziecku określony nawyk. Pokazujemy, że alkohol jest nieodłącznym elementem imprezy, celebracji i świętowania – mówi Aletei Sylwia Danilewska, psycholog dziecięca.
Przesada czy przejaw zdrowego rozsądku? Biorąc pod uwagę, że żyjemy w kraju, który pod względem spożycia alkoholu plasuje się w europejskiej czołówce, a z problemem alkoholizmu boryka się już od wielu pokoleń, możliwe, że jednak to drugie. I nie chodzi tutaj tylko o zabawę w zakrapiane toasty. Problem potęguje spożywanie napojów procentowych w obecności dzieci. Grill, rodzinne plażowanie, kolacja ze znajomymi – okazji do relaksu przy lampce wina lub butelce piwa nie brakuje.
– Dzieci nie postępują tak, jak im się każe, tylko tak, jak się pokazuje. Ten przekaz jest dwupłaszczyznowy. Mamy butelkę z płynem bezalkoholowym i niesamowicie silny przekaz w postaci rodziców, którzy piją alkohol przy swoich dzieciach. Jeżeli dziecko bawi się w picie alkoholu i widzi rodziców, mamy petardę emocjonalną i psychologiczną. To jest kreowanie nowych konsumentów alkoholu – mówił w Dzień Dobry TVN Robert Rutkowski, terapeuta uzależnień.
Efekt zakazanego owocu
Robienie z alkoholu tematu tabu i picie go poza zasięgiem oczu latorośli przyniesie odwrotny skutek. Zaciekawione dziecko tym bardziej zechce potem sięgnąć po zakazany owoc. Przynajmniej tak twierdzą rodzice optujący za normalizacją napojów procentowych w rodzinie. Ich zdaniem „kulturalne” picie w obecności pociech zwiększa szansę na ich zdrowe podejście do alkoholu w dorosłym życiu.
– Pamiętajmy, że alkohol to substancja neurotoksyczna, czyli używka, która uzależnia i wpływa negatywnie na mózg – mówi Danilewska. – Nie ma czegoś takiego jak bezpieczna dawka alkoholu. Zdaję sobie sprawę, że w mediach piwo, drink czy lampka wina pokazywane są jako coś atrakcyjnego, pożądanego i relaksującego. Fakty są jednak takie, że alkohol wywołuje szereg poważnych konsekwencji. Wystarczy rozejrzeć się dookoła i zobaczymy, ile ludzi cierpi z powodu uzależnienia kogoś z rodziny.
Brytyjskie badania używek, opublikowane w renomowanym czasopiśmie Lancet, jasno wskazują, że to nie heroina, tylko alkohol jest najbardziej szkodliwą społecznie używką. Danilewska uważa, że dziecko wychowane w rodzinie, w której alkohol jest źródłem relaksu i przyjemności, samo też będzie traktować napoje procentowe w taki sposób. – Jeszcze gorzej, jeśli dziecka nikt nie nauczył regulacji emocji. To jeszcze bardziej zwiększa ryzyko, że w dorosłości picie będzie dla niego sposobem na rozładowanie stresu czy napięcia – mówi psycholog. A stąd, jak wiadomo – krótka droga do uzależnienia.
Ekspertka zwraca też uwagę, że oswojonemu z alkoholem nastolatkowi trudniej będzie zdobyć się na asertywność i odmówić wypicia piwa czy drinka. Zresztą, po co miałby to robić, skoro w jego głowie alkohol jest czymś normalnym i powszechnie akceptowanym?
Lampka – przy dziecku albo... z dzieckiem!
Według amerykańskich badań, 40 procent matek uważa, że należy pozwolić dziecku na spróbowanie alkoholu w domu. Ma to chronić pociechę przed efektem „zakazanego owocu”, a więc z automatu – również przed nałogiem. Co trzeci amerykański ośmiolatek przyznaje, że skosztował w domu (za przyzwoleniem rodziców) piwa lub wina.
– Sięganie po zakazany owoc w towarzystwie rodzica zdecydowanie nie jest dobrym pomysłem. Dziecko wierzy, że to co, proponuje mu rodzic, jest dobre. A więc w tym przypadku buduje w głowie pozytywny obraz alkoholu – mówi Danilewska. – Lepiej zainwestować po prostu w relację. Empatyczne wychowanie pomaga zbudować silną więź z dzieckiem. I to jest coś, co najskuteczniej chroni przed wpływem rówieśników i sięganiem po alkohol w celu rozładowania stresu czy napięcia.
Zasada „trzeźwego rodzica”
Jeszcze inną kwestią, jeśli chodzi o wnoszenie toastów w obecności dzieci jest bezpieczeństwo. Znajomi byli kiedyś na imprezie, na której jeden z dzieciaków nadepnął na szkło z rozbitej butelki. Krew lała się strumieniami, a wśród dorosłych nie było ani jednej trzeźwej osoby, która mogłaby jechać z chłopcem na pogotowie. Sytuację uratował zmotoryzowany dziadek, którego ściągnięto na miejsce w środku nocy.
W wielu domach doskonale sprawdza się zasada, że w razie zakrapianej imprezy jeden z rodziców lub wyznaczonych opiekunów nie pije. Chociażby po to, by w razie nagłej sytuacji móc pojechać do apteki czy przychodni.
Rozmowa, a nie monolog czy prawienie kazań
Nie zaklinajmy rzeczywistości – zapewne nasze dziecko prędzej czy później zetknie się z obecnością alkoholu. Jeśli nie pod naszym dachem, to przy innej okazji. Jednak to wciąż my, rodzice, decydujemy o tym, czy i w jakim zakresie sięgniemy po alkohol w jego obecności. Bez względu więc na to, jaką decyzję podejmiemy w kwestii spożycia przy dzieciach, warto pamiętać o rozmowie.
To właśnie podejście rodziców do alkoholu, ale i rozmowa najbardziej wpływają na to, czy i jak często młody człowiek będzie kiedyś po niego sięgał. "Gdy pytam rodziców, czy przedyskutowali ze sobą zasady dotyczące alkoholu w ich domu, w większości nie potrafią przypomnieć sobie takiej rozmowy. Tymczasem warto te sprawy przemyśleć i przedyskutować. Trzeba ustalić wspólny front" – pisze w przewodniku dla rodziców Trzymaj pion socjolożka i nauczycielka Agnieszka Borek.
Ekspertka podkreśla, że oczywiście inaczej będziemy rozmawiać o alkoholu z pięciolatkiem, a inaczej z szesnastolatkiem. "Przedszkolak będzie po prostu ciekawy, czym jest alkohol, w związku z czym wystarczy mu krótka informacja na jego temat. Nastolatek już wie, czym jest alkohol, więc rozmawiamy z nim raczej o skutkach picia alkoholu, a także o powodach, dla których jest on dostępny od osiemnastego roku życia".
Na koniec ważna uwaga: rozmowa to nie monolog, prawienie kazań ani próba przemówienia komuś do rozsądku. "W szczerej rozmowie rodzic mówi o sobie, o swoich odczuciach, doświadczeniach, preferencjach, ale także daje przestrzeń dziecku do wypowiedzenia swojej opinii" – tłumaczy Borek.