Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
"Mikołaj wszystko widzi i nie przyniesie ci prezentu. Żeby dostać telefon pod choinkę, trzeba być naprawdę grzecznym". O przedświątecznej tresurze, terrorze "bycia grzecznym" i wypaczonym obrazie Boga, który jest ich konsekwencją, rozmawiam z dr Agnieszką Kozak.
Grudzień: miesiąc przemocy
Magdalena Prokop-Duchnowska: „Bądź grzeczny, bo Mikołaj nie przyniesie ci prezentu”. Straszenie brzuchatym panem z długą brodą to jedna z najczęstszych form przedświątecznego szantażu. Ty grudzień nazywasz wprost miesiącem przemocy.
Agnieszka Kozak: Wyjaśnijmy sobie od razu, że przemoc to „działanie przeciwko czyjejś mocy”. Czyli takie zachowanie, które odbiera drugiemu człowiekowi możliwość bycia autentycznym i uderza w naturalną formę ekspresji. To odwrotność empatii i czułego towarzyszenia w rozwoju. Z moich obserwacji wynika, że wielu dorosłych nie zdaje sobie sprawy, jak wielką moc mają słowa i jaką krzywdę mogą dziecku wyrządzić. Są błogosławieństwem lub przekleństwem, mogą dawać życie lub zamrażać to życie w jego naturalnej ekspresji. Uderzył mnie ostatnio napis umieszczony na drzwiach pewnej placówki: „To przedszkole monitoruje św. Mikołaj i patrzy na was, dzieci, czy jesteście grzeczne”.
Jak kilkulatek może to "ostrzeżenie" odbierać?
Może czuć, że każdy jego krok jest obserwowany i oceniany. Że ktoś nieustannie na niego patrzy i weryfikuje to, czy jest grzeczny, czyli czy spełnia narzucone oczekiwania. Takiemu dziecku zabrania się być tym, kim jest, żądając, żeby był taki, jakim chcieliby widzieć go dorośli. Takiego przedszkolaka łatwiej jest potem okiełznać. Jak uda mu się sprostać definicji grzeczności to zasłuży na prezent, a jak nie – dostanie co najwyżej rózgę. Niestety, najczęściej z lęku przed karą albo brakiem prezentu dziecko próbuje tę ekspresję zatrzymać. Nazywamy to wychowaniem, zauważ jednak, że ma w sobie coś z tresury: "jak będziesz dobrze się zachowywał, to Mikołaj przyniesie ci telefon pod choinkę".
Grzeczny, czyli jaki?
Podstawowe pytanie zadawane dzieciom przez św. Mikołaja dotyczy tego, czy były grzeczne. Co to właściwie znaczy „być grzecznym”?
Marzy mi się, żebyśmy słowo grzeczny raz na zawsze wykreślili ze swojego słownika. Ono jest tak ogólne, że można w nie zapakować wszystko. Dla nas grzeczne dziecko to takie, które spełnia oczekiwania innych. Problem w tym, że te oczekiwania różnią się od siebie w zależności od otoczenia. W miejscu, gdzie niepożądany jest hałas grzecznie będzie być cicho. Dorośli nazywają dziecko lub jego zachowanie niegrzecznym, gdy naturalna ekspresja i autentyczność tego małego człowieka mogą sprawiać komuś kłopot. Chcąc wymusić na dzieciach posłuszeństwo, sięgamy po zastraszanie. Wielu rodziców jest zbulwersowanych, gdy mówię im, że to przemoc. Twierdzą, że przecież wszyscy byliśmy tak wychowywani. Że skoro nas straszono i szantażowano, to my też możemy robić to naszym dzieciom.
Obserwujesz w swoim gabinecie jakieś skutki takiego wychowania?
Prowadzę szkolenia dla dorosłych i zdarza się, że ktoś pyta o to, czy może wyjść do toalety albo wejść z kawą na zajęcia. Ludzie kochani! Co mi szkodzi, że ktoś skorzysta z łazienki w trakcie zajęć czy wypije na sali kawę? A jednak wciąż są osoby, którym wydaje się, że mogłoby to być... niegrzeczne. Wszyscy jesteśmy zakładnikami przekonań pt. „trzeba być grzecznym i spełniać oczekiwania otoczenia”. Odczuwamy nieustanny lęk przed oceną, krytyką, krzywym spojrzeniem. Niestety częstą karą za grzeczność jest depresja, u której podstaw leży właśnie brak kontaktu z emocjami i potrzebami, czyli tak naprawdę – brak kontaktu z życiem. Wiesz, że mówi się, że sen to młodszy brat śmierci? Przychodzą do mnie nastolatki, które wyznają, że chcą zasnąć i nigdy się nie obudzić, bo w domu ciągle słyszą, że są niewystarczające – za mało grzeczne, za mało ułożone. Na litość boską! Układa się psy, a nie dzieci!
"Pani w przedszkolu mówi, że nie wolno płakać"
Czteroletni syn wspomniał mi kiedyś, że wychowawczyni zwróciła mu uwagę, że nie wolno płakać. Z kolei ostatnio pokazał mi stłuczone na przedszkolnym placu zabaw kolano. „Płakałeś?” – spytałam. „Nie, nie chciałem być jakimś łobuzem” – odpowiedział. Trudno uwierzyć, że są miejsca, w których niegrzecznie jest... płakać!
Dorośli często oczekują od dzieci zachowań, które sami prezentują. Ta pani prawdopodobniej też nie płacze i nie potrafi wyrażać emocji. Nie zmienia to jednak faktu, że rodzic powinien jasno jej zakomunikować: „moje dziecko ma prawo płakać, a jeśli to pani przeszkadza, to proszę zmienić pracę”. Płacz jest podstawową formą ekspresji, informuje, że coś nas boli. Kiedy człowiek płacze to znaczy, że bije mu serce, że coś ważnego się w nim porusza! Zamrożenie łez na tak wczesnym etapie może powodować, że jako dorośli będziemy ukrywać płacz, przepraszać za to, że płaczemy i przeżywać smutek w samotności i poczuciu wstydu. Czy to, że życie boli jest powodem do wstydu czy raczej do szukania wsparcia i bliskości?
Panie w przedszkolu tłumaczą się, że bez gróźb, kar i nagród nie byłyby w stanie zapanować nad grupą.
Zwróć uwagę na to, co one mówią. Nie są w stanie wytrzymać życia i energii dzieci, więc muszą poprzycinać je do foremek. W dodatku stosując przemoc i zamykając im drogę do ekspresji emocji. A wszystko to w imię świętego spokoju. Bo jak jest spokój, to nie trzeba się nimi zajmować, być w kontakcie, szukać rozwiązań ani uwzględniać potrzeb. A czasem wystarczyłoby zadać sobie pytanie: dlaczego to dziecko płacze? Czego ono w tej chwili potrzebuje?
A jeśli mimo rozmowy nic się nie zmienia?
Zdaję sobie sprawę, że zabrzmi to kontrowersyjnie, ale w takiej sytuacji zabrałabym dziecko z placówki. Dziecko w takim przedszkolu wyrobi w sobie nawyk zamrażania emocji. Jedna z moich pacjentek opowiedziała mi ostatnio, że jej teściowa zażartowała do swojego wnuczka, że jak będzie niegrzeczny to go porwie. Dziecko intuicyjnie schowało się za mamę, ale ta nie była w stanie zwrócić uwagi starszej kobiecie. Kilka dni później chłopczyk przyjechał do drugiej babci, którą dotąd uwielbiał odwiedzać. Jednak tym razem nie chciał zostać i poprosił mamę, żeby wrócili do domu. Całe szczęście mama zorientowała się, że przyczyną jego zachowania był niefortunny „żart” sprzed kilku dni. Stanęła po stronie dziecka i zabrała synka do domu. Nie zostawiła go na siłę u babci mówiąc, że „musi być dzielny i grzeczny, bo mama ma obowiązki w domu”. Rozmowa z dorosłymi jest tutaj kluczowa, ale musimy nastawić się na to, że wielu będzie próbowało nas przekonać, że przesadzamy. Przyznam, że już coraz rzadziej, ale nadal zdarza mi się słyszeć, że wyolbrzymiam, kiedy mówię o różnych formach przemocy słownej i psychicznej. Tak bardzo się z nią zrośliśmy, że nie widzimy w niej nic złego. Przemoc ubrana w kolorową sukienkę żartu wydaje się być mniej raniąca, a prawda jest taka, że słowa ranią jak żyletki.
Jeśli nie "bądź grzeczny" to co?
Zrywanie kontaktu z rodziną to chyba nie jest najlepszy kierunek?
Najskuteczniejsza jest rozmowa i to od niej należy zawsze zacząć. Najpierw jasno komunikujemy: „Nie chcę żebyś tak mówił/mówiła do mojego dziecka”. Ale też konfrontujemy dorosłych z ich myśleniem. "Co masz na myśli, gdy mówisz, że Piotruś ma być grzeczny? Czego konkretnie od niego oczekujesz? I z jakiego powodu? Która z niezaspokojonych twoich potrzeb za tym stoi? Wolałabyś, żeby było cicho i spokojnie? Nie chcesz, by Piotruś przerywał, bo nie czujesz się wysłuchana?" itd.
Przypuśćmy, że usuwam słowo "grzeczny" ze słownika. Czym je zastąpić?
Rozmową o zasadach i normach społecznych, które są dla nas ważne. Tłumaczysz, że w kościele dobrze być cicho, czyli nie rozmawiać, bo to jest miejsce, w którym inni ludzie modlą się i słuchają księdza. Widzisz, że dziecko zaczyna bawić się jedzeniem? Mówisz: „Wydaje mi się, że jesteś już znudzony tym długim siedzeniem przy stole – pewnie wolałbyś pójść się pobawić". Istotne są dwie rzeczy: próba spojrzenia na zachowanie innych przez pryzmat ich potrzeb i możliwości oraz formułowanie oczekiwań z uwzględnieniem naszych potrzeb. Zamiast zastanawiać się czy nasze dziecko jest grzeczne, zadajmy sobie pytanie: "Czy to, co robię w relacji z dzieckiem, służy życiu?”. Przycinanie i temperowanie zastąpmy empatią i uwzględnianiem. Nadmiernie przycinany krzew nie rozkwitnie, nie wyda owoców, bo będzie skarłowaciały.
Straszenie św. Mikołajem a obraz Boga
Tymczasem zwyczaj straszenia Mikołajem ma się świetnie i w większości rodzin zaczyna się już w połowie listopada.
Marzymy o radosnych, pełnych miłości świętach, a serwujemy sobie i rodzinie półtorej miesiąca napięcia i niepokoju. Przez cały ten czas dziecko zastanawia się, czy zasłuży w tym roku na prezent. A w świętach Bożego Narodzenia, które są przecież urodzinami Jezusa, chodzi o świętowanie daru życia. Na urodziny nie kupujemy dziecku prezentu dlatego, bo sobie na niego zasłużyło. Tego dnia celebrujemy fakt jego narodzin, czyli de facto – dar życia.
Chcesz powiedzieć, że straszeniem i groźbami odbieramy dzieciom radość ze świąt?
Więcej: my nie zdajemy sobie często sprawy, że to szczucie autorytetem może przełożyć się potem na obraz Boga. Dziecko może zacząć Go sobie wyobrażać jako bacznego obserwatora, który tylko czyha na jego potknięcie. Przyłapuje na gorącym uczynku, a potem karze. Dziecko koduje sobie, że jak niewłaściwe się zachowa, to nie zasłuży na miłość. Ilu dorosłych jedzie potem na fundament rekolekcji ignacjańskich, by odkryć Miłość?
Skoro na prezent nie trzeba sobie zasłużyć, to może zapracować? Mówienie dziecku: "skoro nie szanujesz swoich klocków, nie mogę kupić ci na święta kolejnych" to dobry kierunek?
Będąc dzieckiem miałam raptem dwie lalki i wiadomo było, że kolejnej nie będzie. Jak posiadało się taką liczbę zabawek, to trudno było ich nie szanować. Dzisiaj rodzice próbują nakarmić swoje głodne, wewnętrzne dziecko, kupując dzieciom ogromne ilości dóbr materialnych, przez co to wszystko traci na wartości. Jak dziecko ma szanować piętnaste pudełko klocków? Po co pilnować czapki, skoro mama i tak kupi następną? Może warto pokazać dziecku ile pieniędzy i wysiłku kosztuje nas nabycie konkretnej rzeczy? Zwróć uwagę, że szanować oznacza: „mieć świadomość”, „doceniać”, „widzieć wartość”. Tymczasem my niestety rzadko rozmawiamy o wartości człowieka, przedmiotów czy nawet życia. Raczej nie mówimy dziecku: „kupiłem ci klocki, bo jesteś dla mnie ważny i sprawia mi radość patrzenie, jak się nimi bawisz". My po prostu dajemy kolejne klocki.
Świadome prezenty
Co z tym robić? Kupować mniej?
Mniej, ale przede wszystkim – z głową. Uczmy się – tak w kontekście słów jak i przedmiotów – odpowiedzialności za wybór. Zastanówmy się, po co kupujemy akurat te klocki. W czym istotnym dla dziecka (pasji, radości, doświadczeniu) chcemy mu towarzyszyć?
A dla nas liczy się głównie to, że odhaczyliśmy kolejny punkt na długiej liście przedświątecznych zadań...
Spojrzenie na prezenty jak na uczestniczenie w czyimś świecie nadałoby im zupełnie inną wartość. Ważne, by nie tylko kupić kolejną zabawkę, ale potem się nią zainteresować, spędzić przy niej z dzieckiem czas. Najłatwiej jest zadzwonić do siostry i spytać, co chciałaby dostać na święta twoja chrześnica. Potem tylko klikniesz w przesłany link i załatwione! A może warto byłoby włączyć po drodze ciekawość? Zastanowić się, dlaczego akurat tę lalkę tak bardzo chciałaby mieć? W czerwcu zaprosiłam moją dwudziestodwuletnią córkę na ciastko i lody, a potem spytałam, czy nie wolałaby, żebym na Dzień Dziecka podarowała jej pieniądze, żeby mogla wydać je na to, czego akurat potrzebuje. Powiedziała, że woli, żebym sama coś wybrała, bo wtedy będę musiała o niej pomyśleć, poświęcić jej czas i uwagę. Z mojej perspektywy najłatwiej było dać jej pieniądze. Uświadomiłam sobie jak bardzo ona potrzebuje zapewnienia, że o niej myślę, że jest dla mnie ważna. I teraz, jak wybieram dla niej prezent, zawsze się zastanawiam, co mogłoby ją ucieszyć i jak to się ma się to do tego, czym aktualnie ona żyje.
Grudzień chyba dla nikogo nie jest łatwy. Wszystko dzieje się szybko, panuje nerwowa i napięta atmosfera. I ta przemoc, to straszenie Mikołajem wynika tak prawdę często z bezradności, ale i przemęczenia dorosłych. Co zrobić, by w tym roku było inaczej?
Przede wszystkim – samemu przestać być grzecznym. Dlaczego jesteśmy przemęczeni? Bo spełniamy oczekiwania otoczenia. Uwierzyliśmy w te wszystkie normy społeczne, jak na przykład w to, że przed świętami trzeba umyć okna. Wciąż zapominamy, że w święta przychodzi do nas Jezus, a nie sanepid! Zadajmy sobie pytanie: jaki jest cel tych świąt? Bo raczej nie taki, by się fizycznie „zajechać”... Dlaczego tak bardzo się na wszystko spinam? Dlaczego nie potrafię pozwolić wewnętrznemu dziecku na autonomię, wolność, ekspresję? Dlaczego wciąż wydaje mi się, że trzeba sprzątnąć, ugotować, docisnąć? A potem ubieranie choinki, zamiast być przyjemnością, kończy się wyładowaniem nagromadzonego napięcia. I zaczyna się strofowanie: "za gęsto wieszasz bombki", "krzywo założyłeś gwiazdę" itp. Najpierw trzeba odpuścić coś w sobie, żeby umieć odpuścić wszystkim dookoła. Czy świat się zawali, jeśli w tym roku pierniczki będą niedoskonałe?
Albo że pierniczków nie będzie w ogóle. Bo czasem naszym największym odkryciem jest to, że możemy coś odpuścić, czegoś nie zrobić.
Jesteśmy zakładnikami „bycia grzecznymi”, spełniania oczekiwań, robienia czegoś tylko dlatego, że zawsze tak się robiło. Warto spróbować uczynić święta czasem prawdziwego świętowania: doceniania relacji, bliskości, wartości życia i tego, że w słowie "jestem" jest to, co najważniejsze – spotkanie, które daje życie.