Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Clotilde poznała Nicolasa Noëla, kiedy miała 20 lat. Dziesięć lat później małżeństwo miało szóstkę dzieci: Côme (obecnie ma 22 lata), Baudoin (21), Tiphaine (19), Marin (18), Philippine (15) i Brune (12). W 2013 roku para adoptowała dziewczynkę z zespołem Downa, Marie, która ma dziś 10 lat. Pod koniec 2016 roku do rodziny dołączyła kolejna dziewczynka, Marie-Garance. Ma obecnie 7 lat i jest niepełnosprawna. Zaś cztery lata temu do rodziny dołączył mały Frédéric-Moïse – sześciolatek ma uszkodzony mózg.
Dwa lata po adopcji Marie, Clotilde Noël napisała książkę Tombée du Nid („Wypadając z gniazda”). Na jej kartach autorka opowiada swoją historię, dzieląc się doświadczanymi trudnościami i radościami. Tytuł książki dał nazwę stowarzyszeniu założonemu przez oboje małżonków. Organizacja towarzyszy rodzinom, które codziennie stykają się z niepełnosprawnością. Misją stowarzyszenia jest promocja integracji dzieci niepełnosprawnych i pomoc rodzicom, którzy chcą je adoptować. W wywiadzie udzielonym portalowi Aleteia, Clotilde Noël opowiada o swoim życiu jako matki dużej rodziny, życiu duchowym i o życiu kobiety.
Anna Ashkova: Jesteś matką dziewiątki dzieci! Jak dajesz sobie radę z taką gromadką?
Clotilde Noël: Nie jestem pewna, czy daję sobie radę. Nad osiągnięciem odpowiedniej równowagi trzeba pracować każdego dnia. Dziecko może jednego dnia czuć się dobrze, a następnego już nie i na odwrót. Uważam, że ta równowaga jest zarówno piękna, jak i wymagająca. Nie ma tu żadnej rutyny. Trzeba być nieustannie uważnym w stosunku do każdego dziecka. Matka musi poświęcać uwagę, słuchać i próbować dostrzec sygnały, które nie są szczególnie wyraźne, a które mogą oznaczać początek złego samopoczucia. Czasem w ciszy domu, gdy dzieci już wyjdą, myślę o tym, jak minął wieczór i poranek. Jedno dziecko zachowywało się tak, inne inaczej. Myślę o tym, co mogę dla nich zrobić.
Co najbardziej urzeka Cię w byciu mamą?
Uwielbiam obserwować swoje dzieci, patrzeć jak kształtują się ich charaktery i talenty. Fascynuje mnie, jak bardzo tak duża grupa rodzeństwa może różnić się miedzy sobą. Nasz najstarszy syn wkrótce się żeni. To jest to, co kocham w macierzyństwie: widzieć, jak wzbijają się w powietrze. Pięknie jest patrzeć, jak kształtują swoje życie.
Jak przy wszystkich obowiązkach w stowarzyszeniu udaje Ci się poświęcić czas dzieciom i mężowi?
Mój mąż i dzieci są dla mnie priorytetem. Kiedy zostaje mi czas, wówczas poświęcam go pracy w stowarzyszeniu Tombée du Nid i w szkole Św. Filipa Neri (w Yvelines, Francja), którą założyliśmy. Rzecz jasna, wymaga to czasu, ale nie jestem wcale rozdarta między tymi zajęciami. Nasza ostatnia trójka dzieci ma niewielką autonomię. Tylko pielęgniarki lub przeszkolone osoby mogą zajmować się Marie-Garance, ponieważ wymaga ona specjalnej opieki, stosowania leków i jest karmiona pozajelitowo. To wybór, którego dokonałam, gdy adoptowałam moje dzieci. Moim priorytetem jest bycie matką. Wciąż mamy w domu siedmioro dzieci i chcę być dla nich i przy nich. Ja naprawdę spełniam się w domu. I kocham to!
Jeśli chodzi o mojego męża, spędzamy ze sobą dużo czasu. Jest to dla nas ważne i potrzebne. Regularnie wyjeżdżamy na weekendy. Ponieważ nie możemy powierzyć Marie-Garance na dłuższy czas opiece pielęgniarskiej, znaleźliśmy kilka bardzo fajnych miejsc oddalonych o 30 minut od naszego domu. Organizujemy się najlepiej, jak potrafimy. Kiedy żyjesz w sytuacji bardzo delikatnej równowagi, a Marie-Garance może być czasami hospitalizowana przez 20 dni, uczysz się lepiej wykorzystywać wolne chwile. Kiedy ma się dzieci z niepełnosprawnością, ważne jest, by dbać o relacje małżeńskie. Dlatego dbamy o naszą relację: posiłek tylko we dwoje w domu, film w kinie, spacer po lesie ... Wspólne chwile mogą być proste; ważne, aby były regularne.
Jak zaczyna się Twój idealny dzień?
Zaczyna się od tego, że ćwiczę sama. Ten czas jest dla mnie naprawdę ważny. Biegam, robię ćwiczenia wzmacniające, pływam i chodzę na zajęcia baletowe. Zanim zacznę dzień, lubię zjeść niespieszne śniadanie.
O czym myślisz, kiedy jesteś w złym nastroju?
Oczywiście, są chwile, kiedy nie mogę tego wszystkiego znieść. Są dni, kiedy popełniamy błędy i nie jest mi z tym dobrze. Nie jesteśmy robotami. Myśl, która mi pomaga, to powtarzanie sobie, że to chwilowe, że jutro będzie po wszystkim. Czy jestem dziś mniej produktywna? I co z tego! Gratuluję sobie małych rzeczy, które już udało mi się osiągnąć. I nie szkodzi, jeśli nie odhaczę wszystkiego na liście rzeczy do zrobienia.
Jacy święci wspierają Cię w codziennym życiu matki i żony?
Matka Teresa! Kiedy na nią patrzę, podnosi mnie na duchu. Wspomaga mnie moralnie i duchowo. Nasza ostatnia adopcja była trudna. Frédéric-Moïse bardzo cierpiał i przez całą noc wymiotował. Miał zaledwie dwa lata. To było trudne. I za każdym razem prosiłam o wsparcie Matkę Teresę. Pocieszała mnie świadomość, że w tych chwilach była przy mnie. Znajomy ksiądz podarował mi relikwię Matki Teresy. To wspaniałe! Kiedy Marie-Garance jest chora, kładę na niej relikwię. Zabieram ją też ze sobą do szpitala. Wierzę w obcowanie świętych. Oni zawsze nas wspomagają. Szkoda byłoby z tego nie skorzystać!
Czy zaangażowanie w ochronę i rozwój dzieci z niepełnosprawnością oraz towarzyszenie ich rodzinom pomaga Ci w pełnieniu roli matki i żony?
Tak, to naturalne! Jako matka uczę się od wszystkich matek, które spotykam. Inspiruje mnie obserwowanie, jak każda z nich dba o swoje dzieci, przy zachowaniu własnej kultury i tradycji. Ale największy przełom, jakiego dokonałam, dotyczy mojej kondycji jako kobiety. Moje stowarzyszenie pozwoliło mi być w łączności z tymi wszystkimi matkami, które mają wyjątkowe dzieci. Wszystkie nasze matczyne serca są połączone. Św. Hildegarda z Bingen powiedziała, że wszyscy jesteśmy z sobą połączeni.
Jak ładujesz swoje duchowe akumulatory?
Karmię się lekturą. Uwielbiam książki Christiane Singer, Martina Steffensa, Christiana Bobina, czy Stanislasa Rougiera... Nie mam zbyt wiele czasu na czytanie, ale kiedy tylko uda mi się wygospodarować wolną chwilę, otwieram książkę. Zawsze mam otwarte trzy lub cztery książki, które czytam równolegle. Tombée du nid przybliżyło mi również Biblię. Odkryłam i zrozumiałam Stary Testament.
Kiedy zdecydowaliśmy się wejść na drogę adopcji, zrozumiałam zdanie: „Wezwałem cię po imieniu” (Iz 43, 1). To było tak, jakby Bóg mówił do mnie: „Wzywam cię. Jesteś tym, kogo wybrałem”. Przyjęłam, że muszę Mu zaufać i otrzymuję niesamowite łaski. Kiedy powiesz Bogu „tak”, wszystko dzieje się tak naturalnie. On nigdy nas nie porzuca. Jest bardzo cierpliwy i jest mądrym nauczycielem. Zawsze jest przy nas.
Pytanie ostatnie: czy masz jakiś cytat, który jest dla Ciebie inspiracją?
„Miłość istnieje, jeśli jest w niej walka, tarcie, zmaganie się ze stworzeniem, walka z aniołem, konfrontacja z cieniem, który w nas mieszka”, napisała Christiane Singer. To takie bardzo cielesne. Przeszłam przez to wszystko i myślę, że miłość jest możliwa, jeśli przekroczyliśmy cień, który w nas mieszka. Tym właśnie jest miłość; nie jest bynajmniej długą spokojną rzeką. Wręcz przeciwnie, zaprasza nas do wędrówki i poszukiwania w naszej głębi.