separateurCreated with Sketch.

„Możecie wierzyć lub nie, ale tak było”! Potężna pomoc św. Rity i Bożej Opatrzności [świadectwo czytelnika]

Zmęczony, sfrustrowany mężczyzna chowa swoją twarz w dłoniach
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Redakcja - 22.05.23
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Marek w pewnym momencie powiedział Bogu, że jest mu wszystko obojętne, skoro i tak nie może na Niego liczyć. I wtedy dopiero zaczęło się dziać!
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Chciałbym krótko przedstawić świadectwo potężnej pomocy św. Rity i działania Bożej Opatrzności, którego doświadczyłem przed laty, a nawet poprzeć je mocnym, prawie dwumetrowym dowodem. Liczę, że ta historia pomoże osobom, które pokładają ufność w Panu. Bóg interesuje się nawet naszymi prozaicznymi problemami materialnymi, bo nas kocha. Przy okazji spłacam też dług umiłowanej św. Ricie, pragnącej, aby jak najwięcej modlitw trafiało do Pana Boga za jej wstawiennictwem. 

Po uszy w długach

Moi rodzice zmarli dość młodo i zostawili mnie, wówczas 21-latka, z olbrzymimi długami, domem do remontu, który nie miał ogrzewania. Byłem rok po ślubie, a moja żona była w 7. miesiącu ciąży. Zaadoptowaliśmy też moje nieletnie rodzeństwo. Nie mieliśmy nic, bo do tej pory pracowałem za darmo u ojca, chcąc mu pomóc. Miałem za to ambicję, aby utrzymać ojcowiznę, więc przyjąłem naiwnie skromny majątek razem z długami, wierząc, że je spłacę.

W konsekwencji za długi rodziców sięgające wówczas setek tysięcy złotych ścigali nas nawet bandyci! Z zasiłku pogrzebowego po tacie, zostało mi 500 zł. To był mój pierwszy wkład w inwestycje. Przez wiele lat szukałem różnych biznesów, dróg wyjścia z biedy: legalnych i nielegalnych, ale nic mi nie wychodziło. Dalej żyliśmy w ubóstwie, daleko od Boga, a długi rosły. One sprawiły, że byliśmy wyjęci spod prawa, bo wszędzie ścigali nas komornicy.

W końcu puściły mi nerwy

Pewnego dnia z bezsilności poszedłem do spowiedzi. Ksiądz marianin zaopiekował się mną duchowo i tak wszedłem na drogę nawrócenia. Jednak to też nie od razu zmieniło sytuację mimo przemiany życia, starań i gorących modlitw. Po jakimś czasie – około dwóch latach – puściły mi nerwy i powiedziałem Panu Bogu w intymnej modlitwie: „rób, co chcesz, mi od tej pory jest już wszystko obojętne, skoro nie mogę na Ciebie liczyć”.

Następnego dnia, zupełnie niespodziewanie zjawił się u mnie człowiek, który był dalekim znajomym mojego śp. ojca. Wiedziałem o nim tylko tyle, że się nawrócił, ale w życiu widziałem go może ze trzy razy. Przyjechał specjalnie z innej miejscowości, żeby mnie odszukać. Kiedy mnie zobaczył, powiedział: „Mam ci przekazać od Pana Boga, żebyś jeszcze trochę wytrzymał, żebyś się nie poddawał. On nad Tobą czuwa”. 

Możecie wierzyć lub nie, ale tak było. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie i wzruszenie tym, że Pan Bóg tak poważnie potraktował moją modlitwę, że przysłał oddanego sobie człowieka, specjalnie, aby mi to powiedzieć. Do dzisiaj po ponad 20 latach to wspomnienie jest dla mnie pokrzepieniem w trudnych chwilach, bo pokazuje, jak Bogu na mnie zależy.

Bezczelna modlitwa

To wydarzenie odnowiło moje duchowe siły, bo wlało w moje serce nadzieję. W międzyczasie trafiła do mnie modlitwa do św. Rity i dowiedziałem się o jej wielkim kulcie we Włoszech. Uwierzyłem w jej potęgę, postanowiłem modlić się wytrwale, codziennie i z wiarą na kolanach licząc, że św. Rita nam pomoże. Bezczelnie modliłem się o wyjście z biedy i spłatę długów.

Za jakiś czas sytuacja zaczęła się wyraźnie zmieniać. Kilka „zbiegów okoliczności” sprawiło, że po jakimś roku modlitw do św. Rity, w przeciągu kilku miesięcy powiodło nam się bardzo w interesach i ostatecznie nasza jakość życia, stała się bez porównania lepsza. Pamiętam ten moment kiedy po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że mogę zrobić normalne zakupy spożywcze do domu!

Ta hossa trwała kilka lat. Spłacałem największe długi rodziców, remontowałem dom. W międzyczasie urodziły mi się cudowne córki, ale od zawsze marzyłem o upragnionym synu.

Czas na dwumetrowy dowód

Na koniec, gdy załatwiłem z Bożą pomocą wszystkie problematyczne sprawy, niczym wisienka na torcie zwycięstwa zrealizowanych marzeń, dnia 22 maja 2006 roku, w święto św. Rity urodził mi się upragniony syn, który dzisiaj jest wyższy ode mnie! To ten prawie dwumetrowy dowód!

Czy to można nazwać przypadkiem? Nie! Tam w niebie sztab świętych wspiera nas i modli się za nami. Potrzebują tylko jednego, aby skutecznie nam pomagać: naszej wiary i zaufania w dobroć Boga, dla którego ważne są wszystkie nasze marzenia!

Kocham Pana Boga, kocham św. Ritę. Was też kocham i dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca.

Marek Kajaniec

Tytuł, lead, śródtytuły i podkreślenia pochodzą od redakcji Aleteia Polska.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.