separateurCreated with Sketch.

Brat bliźniak bł. Michała Tomaszka: „Skoro tam już siedzisz, to coś rób”

Bł. Michał Tomaszek i bł. Zbigniew Strzałkowski

Bł. Michał Tomaszek i bł. Zbigniew Strzałkowski

Marta Dybińska - 07.06.24
W święto św. Róży z Limy – w dn. 30 sierpnia 1989 roku, trzej misjonarze Krakowskiej Prowincji Franciszkanów: o. Jarosław Wysoczański, o. Zbigniew Strzałkowski i o. Michał Tomaszek, oficjalnie rozpoczęli swoją misję w Pariacoto. Dwóch z nich już nigdy nie wróciło do Polski.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Trudny kontakt z braćmi na misjach

Czy brat był świadomy niebezpieczeństwa? – Tak – odpowiada Marek Tomaszek, brat bliźniak o. Michała Tomaszka. – Nie da się nic więcej powiedzieć, bo jeżeli jest dokument, jeżeli byli powiadomieni, aby wyjechać, bo mogą być nieobliczalne skutki, to trzeba mieć świadomość, że obydwaj zdawali sobie sprawę z tego, jakie konsekwencje może mieć pozostanie na misji z miłości do ludu, z miłości do tej miłości, jaką przekazali im wszystkie wioski peruwiańskie – wyjaśnia Marek Tomaszek. 

Bracia ostatni raz na żywo widzieli się przed samym wyjazdem o. Michała do Peru. – Później już żeśmy się nie spotkali – mówi Marek Tomaszek. – Telefon to była niespodzianka od Michała dla mamusi. Kiedy umówiliśmy się z Michałem, zawiozłem mamusię do Krakowa, zeszliśmy na dół do refektarza, tam było połączenie. Mamusia nawet nie wiedziała, kogo dostaje do telefonu, takie to było zaskoczenie. I to była jedyna nasza rozmowa z Michałem... – wspomina brat o. Michała Tomaszka. 

Bogdan Strzałkowski również zwraca uwagę na to, że w czasie kiedy bracia byli na misji, kontakt z nimi był dość utrudniony, co dziś nawet trudno sobie wyobrazić. Bogdan Strzałkowski wspomina moment kiedy się dowiedział o decyzji brata. – Nigdy nie było mowy, że Zbyszek chce wstąpić do seminarium. Było dla mnie dużym zaskoczeniem kiedy byłem w wojsku i dostałem list z domu, w którym rodzice napisali, że Zbyszek idzie do zakonu – wspomina. – Decyzja Zbyszka była chyba dla wszystkich zaskoczeniem, bo sam nawet nie przyznał się nigdy do tego, że planuje pójść taką drogą – dodaje brat błogosławionego męczennika.     

Nic nie zapowiadało tragedii

Kilka dni wcześniej nic nie zapowiadało tragicznych informacji. – Dwa dni wcześniej w naszym domu był Jarek Wysoczański, mimo że najpierw na urlop miał przyjechać Zbyszek. Ponieważ jednak siostra Jarka wychodziła za mąż, dogadali się między sobą, że najpierw przyjedzie Jarek, a później mój brat. Niby wszystko było w porządku, ale oni podjęli taką decyzję, żeby nie informować nikogo w domu, że coś im grozi. Z prostego względu – żeby się nikt nie martwił – wspomina Bogdan Strzałkowski. – Kiedy zapytałem Jarka o terrorystów, odpowiedział, że skoro interesuję się tym tematem, to powie mi, że już im grożono... – dodaje. 

– W sobotę do południa przycinaliśmy drzewo, żeby mieć na opał zimą. Pamiętam, że wtedy przyjechało do nas trzech franciszkanów. A wiadomo, że jak przyjechało ich trzech, to coś się stało... – wspomina Bogdan Strzałkowski. – Z początku mówili coś ogólnie, a później powiedzieli, co się stało. To był straszny szok... bo nikt się nie spodziewał. Tym bardziej, że dwa dni wcześniej był Jarek, i niby było wszystko w porządku...              

Błogosławiony brat bliźniak

Jak to jest mieć brata bliźniaka, który jest błogosławiony? – Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Oczywiście, że się modlę za wstawiennictwem Michała. Nawet nie tyle, że się modlę, co rozmawiam z nim tak jak z panią teraz. Rozmawiam sobie z Michałem na zasadzie, że skoro tam już siedzisz, to nie bądź na bezrobociu, tylko coś rób.   

– Może nie zawsze jest to doskonała modlitwa, ale oczywiście, że się modlę za wstawiennictwem mojego brata – mówi Bogdan Strzałkowski. – Kilka lat temu byłem w takiej sytuacji, że nie miałem pracy. Spotkałem koleżankę, z którą kiedyś pracowałem, zapytała jak się układa w moim zawodowym życiu. Opowiedziałem, jaka jest sytuacja, na co koleżanka odpowiedziała: bo się kiepsko modlisz – wspomina brat błogosławionego męczennika. 

Relikwie zawsze przy sobie

Bracia zamordowanych męczenników zawsze mają przy sobie relikwie błogosławionych braci. – W tej chwili już się oswoiłem z tym, że ktoś prosi o relikwie mojego brata. Staram się zawsze mieć przy sobie kilka obrazków z relikwiami II stopnia. Zawsze zaznaczam, że jeżeli ktoś potrzebuje relikwie, to je dostanie. Czasami spotykam też takie osoby, którym chciałbym dać relikwie, ale mówią wprost, że szanują brata, ale nie są zainteresowane relikwiami – mówi Bogdan Strzałkowski.       

– Czasem siedziałem przy oknie, patrzyłem, czekałem nie wiadomo na co... To znaczy, wiadomo na co... ale to już było pewne, że ten czas nie wróci... – wspomina Bogdan Strzałkowski. – Bardzo mile wspominam dzień po beatyfikacji, w którym była uroczysta msza święta w Pariacoto. To było dla mnie wyjątkowe przeżycie, wyjątkowa uroczystość... – dodaje.   

O. Michał Tomaszek i o. Zbigniew Strzałkowski to pierwsi polscy błogosławieni misjonarze męczennicy, którzy przez śmierć męczeńską dali świadectwo swojej wiary. O. Michał został zabity strzałem w tył głowy, a o. Zbigniew dwoma strzałami w kręgosłup i w głowę.