Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Zgubne skutki hałasu
Co traci świat przesycony słowami, komentarzami, bodźcami, walką o wpływy? Bo wydaje się, że nie liczy się ze stratami i w ogóle ich nie dostrzega, przeciwnie – sądzi, że jest bogaty w doświadczenia. A jednak skutki powszechnego hałasu są zgubne szczególnie dla życia duchowego, chociaż nie tylko.
Człowiek potrzebuje w swoim życiu wytworzenia sfery ciszy po to, by mógł realizować pełnię swojej osobowości w Bogu. Ujmując to od strony teologicznej, powiedzielibyśmy, że wymiar milczenia jest w życiu ludzkim niezbędny, by można było nawiązać w swoim sercu żywy kontakt z Bogiem i by Jego łaska mogła uczynić nas takimi, jakimi On nas zamyślił i pragnął mieć przed założeniem świata. To oznacza drogę do świętości, do której powołany jest każdy człowiek: do pełni szczęścia w Bogu.
Spójrzmy teraz z tej perspektywy na powszechny styl życia w nieustannym hałasie, w notorycznym bombardowaniu bodźcami zmysłowymi, bez przestrzeni ciszy. Jest to jak gdyby szczelny mur odgradzający nas od życiodajnego źródła. Mur, który nie tylko uniemożliwia nam relację z żywym Bogiem, lecz także z samymi sobą. Żyjemy w iluzji, nie znając własnej głębokiej tożsamości. I wskutek tego bardzo podatni jesteśmy na kłamstwa serwowane nam przez świat.
Wydaje się, że u współczesnych ludzi istnieje wręcz nieustanna potrzeba otaczania się głosami (radiem, telewizją, internetem). Czy nie jest to jasna wskazówka o obecnej kondycji człowieka? Brak umiejętności trwania w ciszy można chyba określić jako rodzaj jednostki chorobowej, szczególnie od strony duchowej.
Rzeczywiście, obecnie mamy do czynienia z sytuacją, kiedy wielu ludzi po prostu nie jest w stanie znieść jakiejkolwiek przestrzeni ciszy we własnym życiu. Nie potrafią w niej funkcjonować, czując się bardzo nieswojo. Stale muszą mieć na uszach słuchawki, włączone w pobliżu radio, telewizor lub być zajęci rozmową, wszystko jedno, czy bezpośrednią, czy poprzez jakieś medium. Jeżeli brakuje innego rozmówcy, to mówią do piesków, kotków itd., byle tylko wypełnić czymś nieznośną ciszę. Symboliczna jest w tym kontekście scena, której byłem kiedyś świadkiem w Bieniszewie. Przypomnę, że ten erem jest usytuowany w głębi puszczy kazimierskiej, gdzie słychać jedynie ptaki. Otóż pewna kobieta zbliża się do furty eremu i zachwycona krzyczy na całe gardło: „Jaka tu cisza!”.
Zaskoczenie ciszą
Takie zaskoczenie ciszą, w ogóle istnieniem czegoś takiego jak cisza, chyba nie jest czymś odosobnionym.
Myślę, że jest to związane z życiem na co dzień tak, jakby Boga nie było. Prowadzi to nieuchronnie do uwikłania w grzech oraz funkcjonowania w tym stanie. Cisza i milczenie konfrontują nas z samym sobą i odzierają ze złudzeń, a wtedy w człowieku w stanie grzechu pojawia się niepokój, a nawet lęk. Widzi on bowiem swoją sromotną nagość i pragnie czym prędzej ukryć się pośród gęstwiny hałasu, by zagłuszyć trudną do przyjęcia prawdę. Na progu ogrodu ciszy, po którym przechadza się Bóg, stoi anioł sumienia z ostrym mieczem w dłoni (por. Rdz 3,8.24). Wejście do tego ogrodu jest możliwe tylko wtedy, gdy zgodzimy się, aby to ostrze odcięło od nas to, co jest ciemnością. Wymaga to odwagi i zdecydowania, ale prowadzi do autentycznej wolności. Powtórzę: nie ma innej drogi.
[...]
Co można zrobić, by pomóc zaistnieć ciszy? Wobec powszechnego hałasu wydajemy się bezsilni.
Wszechświat wyłonił się z milczącego łona Boga i trwa w nim zanurzony. Czymże jest cały zgiełk tego świata wobec takiej potęgi? Zaledwie brzęczeniem komara. Nieustanne trwanie w hałasie, bez haustu ciszy, doprowadzić może ludzi albo do obłędu, albo też spowodować, że stworzona przez Boga ludzka natura w końcu się zbuntuje i zacznie szukać otwartych przestrzeni autentycznego życia ducha. Ufam, że przeważy to drugie.
Taką prognozą wydarzeń wlewa Ojciec nadzieję w serca wielu umęczonych.
Trzeba powiedzieć, że w dzisiejszym świecie wprawdzie jedynie hałaśliwe zachowanie może sprawić, że ktoś w nim „zaistnieje”. Lecz tego typu postawę możemy także odczytywać jako rozpaczliwe wołanie o ratunek. Ktoś krzyczący, narzucający się sposobem bycia, prowokujący w rzeczywistości woła: „Zauważ mnie, jestem człowiekiem, czuję, cierpię, zagubiłem się, tonę i potrzebuję miłości”. Ludzie żyjący na co dzień bez Boga, wprzęgnięci w pogoń donikąd bardzo potrzebują Zbawiciela, nawet jeśli jeszcze nie są tego świadomi. On zaś ‒ miłośnik ludzi, stawszy się jednym z nas, by nas odkupić, wyprowadzając z otchłani śmierci, słyszy to wołanie o pomoc i znajduje sposoby, by pociągać ku sobie udręczone serca.
Rekolekcje u kamedułów
A jednym z tych sposobów jest istnienie takich miejsc, jak kamedulskie eremy, wspólnoty monastyczne, ludzie prowadzący kontemplacyjny styl życia. Bóg rozsiewa je i zachowuje po całej ziemi jako źródła odnowy i nadziei.
Myślę, że oazami ciszy pełnej Bożej obecności zarówno dawniej, tak i dziś są właśnie ośrodki monastyczne, których zresztą w Polsce jest jak na lekarstwo. Owszem, mamy piękne zabytkowe kompleksy klasztorne, ile jednak jest wspólnot prowadzących autentyczne życie monastyczne? Sytuację ratują siostry klauzurowe, które potrafią bardzo żarliwie służyć Bogu, wiele ze zgromadzeń jednak cierpi na brak powołań. W każdym razie rekolekcje w zupełnej ciszy cieszą się sporym zainteresowaniem i jest to niewątpliwie oznaka obecnego wśród ludzi głodu głębszej duchowości. Znamienne, że np. w laickiej Francji są piękne monastyczne opactwa, które tętnią prawdziwie ewangelicznym życiem oddanym kontemplacji i uwielbieniu Boga, kultywują tradycyjną liturgię i mają mnóstwo powołań, podczas gdy seminaria duchowne – niestety również i u nas ‒ świecą pustkami. Może to wskazywać na fakt, że w krajach o głębokich tradycjach chrześcijańskich im mniej obecnie miejsca dla Boga w przestrzeni publicznej, tym większa u ludzi potrzeba autentycznej wiary. Ludzie intuicyjnie wyczuwają, że aby ją odnaleźć, trzeba sięgnąć do zdrowych katolickich korzeni, a te są obecne w monastycyzmie, czyli w przypadku Zachodu przede wszystkim u synów i córek św. Benedykta z Nursji. I kto wie, czy jak przed wiekami to duch benedyktyński stanowił podwaliny dla ładu chrześcijańskiej Europy, tak teraz nie będzie on impulsem dla powstania tejże z grobu apostazji?
Powiedzmy, na czym polegają rekolekcje w milczeniu u kamedułów i kto może tu przyjechać. Jaki jest wtedy rozkład dnia, czego uczestnik może się spodziewać?
Na rekolekcje mogą do nas przyjechać wyłącznie mężczyźni. Nie przyjmujemy osób niepełnoletnich. Rekolekcje mają charakter indywidualny, każdy z zainteresowanych sam ustala telefonicznie termin z mniej więcej miesięcznym wyprzedzeniem. Czas pobytu wynosi zwykle od trzech dni do tygodnia. Rekolektanci są obowiązani do zachowania milczenia i uszanowania reguł naszego życia. Nie obowiązują ich wszystkie praktykowane przez nas posty, niemniej mięsa także i gościom nigdy się nie podaje. Nie ma dla nich jakiegoś szczególnego programu, po prostu włączają się w nasz plan dnia. Uczestniczą we wszystkich modlitwach wspólnotowych oraz we mszy świętej konwentualnej. Każdy z rekolektantów otrzymuje oddzielną celę w domu dla gości. Tam też przynosi się im posiłki. Dla chętnych istnieje ponadto możliwość pracy przed południem.
Fragment książki „Milczeć, ale życiem wołać, Z ojcem Mateuszem Kolbusem EC, przeorem eremu kamedułów na krakowskich Bielanach, rozmawia Grzegorz T. Sokołowski”, wydawnictwo eSPe.
Tytuł, lead, śródtytuły pochodzą od redakcji Aletei.